*43*

24 3 2
                                    

-Wszystko spakowałaś?- dopytywała Ofelia.
-Tak.- zasunęłam zamek od torby, którą znaleziono w moim starym domu.
Nie zdążyłam jeszcze do niej zajrzeć, ale byłam bardzo szczęśliwa, że w jakiś sposób odzyskałam część siebie.
Ofelia wyciągnęła ze swojej torebki złożoną kartkę. Patrzyła na mnie jak kończę pakowanie i siadam na skraju szpitalnego łóżka.
-Jak się niewiele ze sobą zabrało, pakować też nie ma czego.- użyłam słów, które kiedyś były mi dobrze znane.
-Racja, ale masz przynajmniej
swoją torbę. Z czasem i reszta ciebie powróci.- uśmiechnęła się, nadal obracając w palcach białą kartkę.
-Reszta mnie... Nie tak łatwo odzyskać wspomnienia, prawda?- pytam, by usłyszeć jedynie pocieszenie.
-Prawda. Nigdy nie zapomniałam tyle co ty, ale również większość wspomnień z pięknego dzieciństwa jest mi teraz nieznana. Ty, Różo musisz walczyć o skarb, którym jest przeszłość.
-Bo tylko w niej żyją moi rodzice- w przeszłości.- dodaję.
-A jeśli chodzi o przeszłość. Ktoś napisał coś dla ciebie.- Ofelia w końcu podała mi tajemniczą kartkę.
Nie zdążyłam jej nawet rozłożyć, gdy staruszka oddaliła się od okna w szybkim tempie.
-Lucjanna przyjechała, musimy już wychodzić. Później przeczytasz list.- mówiła pośpiesznie.
Schowałam kartkę do kieszeni kurtki i zabrałam torbę. Ofelia wzięła kilka moich przekąsek, których nie zdążyłam zjeść, mimo ogromnego głodu.
Ostatni raz odwróciłam się w stronę pokoju. Ogromne, kolorowe witraże nadawały pomieszczeniu magiczny wygląd. Mimo kilku dni spędzonych tutaj, nie wiem co to za miejsce. Na pewno nie każda szpitalna sala tak wygląda.
-"Kto będzie następny? Komu trafi się właśnie ta sala?"- myślę.
Ofelia ciągnie mnie ku innym drzwiom. Rozmawia z lekarzem, a ja jedynie kiwam głową na wszystko co mówi.
Gdy stajemy przed kręconymi schodami, dostrzegam przez szybę pielęgniarkę zamykającą na klucz moją, piękną salę.

Ofelia otwiera drzwi szpitala i widzę ulice, samochody, ludzi, budynki, miasto. Mam wrażenie jakbym oglądała świat po raz pierwszy. Nie pamiętam niczego, żadnych wspomnień z normalnego życia.
Osoba, która zawsze była przy mnie, gdy nikogo innego nie było. Osoba, która zawsze stawała w mojej obronie. Osoba, która w ostatnim koszmarze wyznała mi swoje uczucia. Czy one też były zwykłym oszustwem? Ta osoba, postanowiła mnie zniszczyć, unicestwić, wykorzystując mój najsłabszy punkt- wspomnienia dawnego życia. Jednak, gdyby naprawdę miał zamiar mnie zniszczyć, musiałby wykorzystać wszystkie moje słabe punkty. Następnym był on sam.
-Panienko Merl. Witam ponownie.- zobaczyłam stojącą przy wyjściu Lucjannę.
Uśmiechała się z kpiną w głosie.
-Udały się wakacje? Słyszałam, że wyruszyłaś w samotną wyprawę i zniknęłaś na trochę, powiem więcej, bawiłaś się z małym chłopcem na ulicy, który popłakał się ze szczęścia na twój widok, a na koniec spędziłaś kilka dni w hotelu pięcio-gwiazdkowym.- śmiała się pogodnie.
-Pani Lucjanno, oszczędźmy jej szczegółów. Jak narazie niczego z tego wszystkiego nie pamięta.- broniła mnie Ofelia.
Lucjanna bez słowa podeszła do samochodu i otworzyła dla mnie drzwi.
-Wiedz jedno, Merl, że u Nas nikt nie będzie płakał z radości na twój widok. Rozpoczęła się szkoła i nikt nie będzie mieć czasu ani na ucieczkę, ani na spoglądanie w twoją stronę.- chciała dać mi wyraźnie do zrozumienia, że nigdy już nie ucieknę bez jej wiedzy.
Postanowiłam nie odpowiadać na te zagrywki. Jestem pewna, że chce się na mnie odegrać za ostatnią ucieczkę z sierocińca, przez którą omal nie straciła pracy.
-Trzymaj się, Różyczko.- Ofelia złapała moje dłonie i przez chwilę głęboko patrzyła mi w oczy.
-"Tylko nie to..."- powtarzałam w myślach, z obawy, że znów poczuję puls i emocje człowieka, a na dodatek skrzywdzę.
Szybko cofnęłam ręce i uśmiechnęłam się, jak gdyby nigdy nic.
-Spróbuję. Niech się pani nie martwi, wszystko jest w porządku. Do widzenia.- pożegnałam się.
-Do zobaczenia, kochana. Odwiedzę cię za niedługo.- odmachała mi Ofelia.
Wsiadłam do samochodu i zobaczyłam, że Lucjanna już czeka w środku.
Nim się zorientowałam, wjechałyśmy do ogromnego sklepu.
-Centrum handlowe. Musimy zacząć wszystko od początku. Nowy strój przede wszystkim.- mówiła opiekunka nieco łagodniejszym tonem.
Kiwnęłam głową, bo sama nie wiedziałam co powiedzieć.
Ogromny budynek zaczyna pojawiać się w mojej przeszłości.
Pamiętam, że kiedyś już tu byłam. Może nawet kilka razy.
Lucjanna zaparkowała tuż obok przeszklonych drzwi galerii i odwróciła się w moją stronę.
-Przypominasz sobie coś?- zapytała, a w jej zwykle surowym spojrzeniu dostrzegłam nadzieję.
-Tak. Wiem, że byłam tutaj kilka razy.- odparłam obojętnym tonem.
-To dobrze. Za kilka dni będziesz pamiętać jeszcze więcej.- oznajmiła, jakby doskonale znała mój umysł.
Otuż nie znała go wcale. Chciałam jej wierzyć, mimo wielkich obaw.
Wysiadłyśmy z samochodu, mijając czarny, lśniący w słońcu motor.
-Skądś go znam.- stwierdziłam cicho.
Przekroczyłyśmy próg budynku, a mnie oślepiły rażące światła.
Zachwiałam się, chowając twarz pod kapturem kurtki.
-Co się stało?- spytała zdziwiona Lucjanna.
-Tutaj jest za jasno. Nic nie widzę.- wyznałam cicho.
-Chodź, Różo. - opiekunka objęła mnie ramieniem i poprowadziła wąskim korytarzem.
Światło stopniowo łagodniało i robiło się ciemniejsze. Nadal miałam przykrytą kapturem głowę, ale poczułam ulgę.
Usłyszałam głosy różnych osób, rozmowy, śmiechy i muzykę. Rozejrzałam się powoli, stałyśmy pośrodku niewielkiej, przytulnej cukierni. Miejsce zupełnie inne od reszty centra handlowego.
-Usiądź gdziekolwiek i poczekaj. Zamówić ci coś?- troska w ogóle nie pasowała do kobiety takiej jak Lucjanna.
-Nie, dziękuję.- odpowiedziałam, choć zaschło mi w gardle i chętnie bym się czegoś napiła.
-Mają tutaj też napoje. Wolisz herbatę, kawę czy koktajl?- zadała kolejne pytanie, jakby czytając w moich myślach.
-To może... poproszę herbatę.- zmieniłam zdanie.
Lucjanna skierowała się w stonę lady, a ja szybkim krokiem dotarłam do wybranego miejsca.
Stolik na samym końcu cukierni stał samotnie w rogu. Specjalnie dla kogoś równie samotnego, czyli mnie. Z kapturem zakrywającym część mojej twarzy czułam się pewniej. Nikolas też nosił kaptur, dopóki... no właśnie, dlaczego go już nie zakłada? Na samo wspomnienie jego osoby, serce zaczęło bić w mojej klatce piersiowej jak oszalałe. Natychmiast ściągnęłam go z głowy, krzyżując spojrzenie z równie ciemnymi oczami co Nikolasa znajdującymi się na drugim końcu sklepu. Wzrok dziwnie znajomego chłopaka działał na mnie jak magnes. Chciałam odwrócić głowę, ale nie potrafiłam. Bałam się, choć sama nie wiedziałam czego. Byłam przerażona, bo miałam prześwity wspomnień, że kogoś kiedyś skrzywdziłam. Mały, zapłakany chłopiec, którego trzymałam za rączkę...
Nigdy więcej nie będę patrzeć nikomu w oczy.
-Proszę.- Lucjanna wybawiła mnie z tej nienaturalnej sytuacji.
Postawiła przede mną filiżankę z owocowo pachnącą herbatą.
-Dziękuję.- zmusiłam się na uśmiech.
-Dobrze, no to ty tutaj zostań, a ja sama kupię ci kilka ubrań. Potem po ciebie przyjdę, nigdzie się nie oddalaj. Zrozumiano?- surowy ton powrócił z zawrotną prędkością.
-Tak, proszę pani.- kiwnęłam głową.
Patrzyłam jak opiekunka się oddala i czułam, że każdy w cukierni mnie obserwuje. Miałam ochotę ponownie naciągnąć na głowę kaptur i ukryć przed całym światem. Nienawidzę publicznych miejsc. Czy kiedyś je lubiłam? Czy kiedyś byłam inna? Czy "kiedyś" dla mnie w ogóle istniało?
Znów spojrzałam na bruneta i jakaś część mojej pamięci zaczęła łączyć tego chłopaka z czarnym motorem przed galerią. On też na mnie patrzył. Po chwili bezustannego wpatrywania się w siebie, uśmiechnął się i pomachał niepewnie. Znieruchomiałam.
-"To nie było do mnie."- powtarzałam sobie w myślach, zajęta mieszaniem łyżeczką w herbacie.
Jednak moje oczy uparcie patrzyły na tajemniczego bruneta. Nic nie jadł, ale na jego stoliku leżało zapakowane ciasto.
- "Ciekawe dla kogo..."- zatopiłam się w rozmyśleniach.
-Kocham cię.- przede mną pojawił się Nikolas, ubrany na biało.
Zza pleców wystawały czarne skrzydła, niczym aniołowi. Nigdy nie nosił tak jasnego stroju. Jego twarz rozjaśniały promienie. Był smutny, a w oczach miał łzy, dopiero teraz to spostrzegłam. Nagle na jego dłoniach zalśniły złote kajdanki.
-Kocham cię.- powtórzył z ogromnym bólem.- Te słowa chcesz od dawna wypowiedzieć na głos, Różo. To prawda, tak? Dlatego muszę unicestwić samego siebie. Zapomnij. Będzie mniej boleć, jeśli to ty mnie zabijesz.- mówił, a ja nie mogłam w to uwierzyć.
-Dlaczego? - zapytałam ledwo słyszalnie.
-Bo nie możesz... - przerwał, gdy nagle wszystko się rozmazało.
Obraz zniknął, a powróciła cicha cukiernia. Chłopak też gdzieś poszedł.
Wypiłam herbatę, z niecierpliwością czekając na powrót Lucjanny. Minęła już ponad godzina.
-Różo Merl.- usłyszałam opiekunkę.
Wstałam z krzesła i zobaczyłam ją przy wyjściu. Odniosłam filiżankę i obie wyszłyśmy ze sklepu.
-Mamy wszystko, co będzie potrzebne ci do szkoły. Jedziemy do Domu.- powiedziała Lucjanna, przerywając ciszę.
Założyłam kaptur, gotowa na ogrom światła za wąskim korytarzem.
Zaraz potem siedziałyśmy w samochodzie opiekunki.

•••••
Jak ostatnio pisałam, miałam wiele wyjaśnić w tym rozdziale, ale chyba tego nie dokonałam. Gwarantuję, że powoli z każdym następnym rozdziałem, (a zostało ich niewiele) spróbuję opisać wydarzenia tak, aby książka była zrozumiała i ciekawa.
Dziękuję za każdą gwiazdkę i komentarz.

UWIERZ WE MNIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz