*36*

51 6 12
                                    

Weszłam do ogrodu, by poszukać Niko i Imy. Otworzyłam drzwi tarasowe, gdy oślepił mnie blask słońca. Zamknęłam oczy, odchyliłam głowę do tyłu, by ciepło ogrzało całą moją twarz.
Zdawało mi się, że tata przychodzi do mnie w promieniach słońca z szerokim uśmiechem.
-Tato...dlaczego to wszystko musiało się tak potoczyć?- spytałam go.
-Różyczko, nie poddawaj się, twoja siła drzemie we wszystkim co żyje. Musisz ją odnaleźdź.-powiedział i zniknął w ogromie światła.

-...bezsilna.-obudziłam się, słysząc Nikolasa.
-Mylisz się, ona czuła to co ja, dostrzegły to moje oczy.- mówiła Ima.
Spojrzałam na nich i usiadłam na łóżku, które było mi dane.
-Co się stało? Czemu tu leżę? -pytałam.
Nikolas bez słowa wyszedł z pokoju, a Ima tylko na mnie patrzyła.
W niebieskiej, długiej sukni wydawała się naprawdę niska i drobna.
Wstałam, rozglądając się wokoło.
Skądś znam to miejsce...
-Podoba ci się? To twój pokój.-uśmiechnęła się sztucznie.
-Tymczasowy...-dodała po chwili.
-Mama go namalowała. Kiedyś widziałam obraz przedstawiający ten pokój.-przypomniałam sobie.
-Naprawdę? To dziwne.-Ima również rozejrzała się po całym pomieszczeniu.
-Czy ona tu mogła być?!- nie potrafiłam w to uwierzyć.
Moja mama wiedziała o aniołach. Czy ona też należała do jednego z rodów?
-Nie, to niemożliwe. Nikt, oprócz mnie, nie był w tym pokoju od piętnastu lat.- słowa kobiety dały mi do myślenia.-Ten pokój był zawsze zamknięty.
-Ile masz lat?- zapytała.
Nie odpowiedziałam, tylko sama zadałam kolejne pytanie.
-Czy ja zemdlałam?
-Nie, według mnie przyczyną jest specjalność dana każdemu półaniołowi, także i tobie.- sięgnęła po jedną z książek leżących na komodzie.
-Proszę, to ode mnie. Uważnie ją przeczytaj, a odkryjesz odpowiedzi na wszelkie pytania.
-Ja...chciałabym tylko wiedzieć więcej o sobie. Tego raczej tutaj nie znajdę.-wzruszyłam ramionami, ale wzięłam do rąk książkę.
Jej złote brzegi lśniły w słońcu.
-Nic nie dzieje się bez powodu, Różo. Nazwisko Merl ma znaczenie, może nie takie jak Delamor, ale ród obronny jest tak samo ważny.- powiedziała, patrząc mi prosto w oczy.
Znów czułam każdy jej oddech, bicie serca i nadzieję, że nie dam rady, że nie wytrzymam jej wzroku. Myliła się...
-Pani wierzy, że ludzie mogą się zmieniać, ale ja nie. Nie jestem taka jak wy. Pani oczy na nic się tutaj nie zdadzą.- jej zaczarowane tęczówki skanowały moje, ale to nie ja się bałam, tylko ona.
Ima nie odpowiedziała. Zostawiłam książkę na łóżku i wyszłam.
-Róża da radę, Sabrino, ona nie jest sama. Weronika może już zakończyć misję, ja przejmuję ją całkowicie.- przez uchylone drzwi jednego z pokoii, zobaczyłam Niko.
Stał plecami do mnie i z kimś rozmawiał.
-"Misję ? Kim są te dziewczyny?"-zastanawiałam się.
Czy on miał na myśli misję związaną ze mną?! Dalej traktuje to wszystko jako zwykłe zadanie...
A ja nie wiadomo co sobie wyobrażałam.
- Gdzie jest Antonio?- odezwałam się, stojąc w drzwiach.
Nikolas dotknął małego urządzenia, założonego na swoim uchu i odwrócił się w moją stronę. Patrzył na mnie zdziwiony. Włosy miał lekko potargane, jednak nie to mnie przejęło. Miał inny kolor w kącikach oczu - rubinowa czerwień, której nigdy wcześniej nie widziałam.
- Dlaczego nie ma tutaj Antonio?- powtórzyłam pytanie.
- Muszę kończyć, nie zapomnij tego co ci powiedziałem.- dodał po chwili i ściągnął z uszu metalowe urządzenie.
- Antonio musi załatwić jeszcze pare spraw i wtedy do nas dołączy. Nie mogłaś poczekać z tym, aż skończę rozmowę?- odparł oschle, po czym schował przedmiot do kieszeni.
Spuściłam głowę, kryjąc rumieńce pod zasłoną włosów.
-Przepraszam, chciałam tylko...
dzięki, że mi powiedziałeś. Nie będę przeszkadzać.- moje słowa były łagodne i miękkie, a jego tak ostre i chłodne, jak sople lodu.
Pragnęłam mieć obok siebie kogoś, kto może mnie przytulić w każdej chwili i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Kimś takim był jeszcze niedawno Nikolas, ale znów jest taki jak zwykle.
Bez słowa wyszłam na korytarz i zbiegłam na dół. Usiadłam na ostatnim stopniu schodów, dotykając zimnymi dłońmi gorących policzków.
-Nie, Róża.- Nikolas mnie dogonił i usiadł obok. - Powiesz mi, co się stało?
Uśmiechnęłam się smutno.
Dlaczego, gdy tylko jest przy mnie, uśmiecham się, nawet jeśli wszystko idzie nie tak?
-Chciałabym wrócić do swojego świata, życia. Odwiedzić mój dom, jeszcze raz spojrzeć w obrazy mamy, na których świat wydawał się lepszy, spotkać się z Ofelią, Roni. Porozmawiać z Florą. A w tym wszystkim nie ma nawet przy mnie mojego brata. To co teraz się dzieje nie jest łatwe.- wyznałam.
-Nie czytam ci w myślach, ale domyślam się, że nie tylko to jest problemem.- spojrzałam w jego stronę.
Twarz Niko była jak zwykle blada, a czarne oczy dopełniały jego tajemniczej osobowości.
Teraz czerwień w jego oczach stała się kolejnym punktem, w którym się gubiłam.
-Chcę wrócić do domu. Tutaj wszystkim przeszkadzam i nie wiem po co zabrałeś mnie z miasta...- to było pytanie, na które nie udzielił mi jeszcze odpowiedzi.
-Obiecałaś, że powiesz o co tak naprawdę chodzi.-nalegał.
W tamtym momencie zapragnęłam jedynie aby mnie zostawił. Coraz bardziej się dopytywał, a ja nie mogłam mu powiedzieć, że chodzi o niego.
Że wciąż mnie ranił, nie rozumiał co czuję i jak bardzo chciałabym wrócić do dawnego życia. Mimo, że Antonio też mnie zignorował, gdy uratował Florę, liczyła się tylko ona. Ja znów walczyłam nieudolnie z siłami Wielkiej Rady. Mimo, że uciekłam z Domu Dziecka bez żadnego uprzedzenia, pomimo tego wszystkiego.
-Nie rozumiesz.- wzięłam głęboki wdech, po czym udałam się w stronę ogrodu.
Otworzyłam przeszklone drzwi. Stąpałam po zielonej, miękkiej trawie, niczym leśny duch. Brzegi ścieżki oplatały drobne fiołki i bratki. Chciałam odejść jak najdalej od domu, więc przyspieszyłam kroku. Po prawej stronie ogrodu, rosły piwonie oraz kilka ozdobnych drzewek małych rozmiarów. Rozejrzałam się w drugim kierunku, gdy pierwsze łzy rozmazały mi pole widzenia. Pospiesznie je otarłam. Ogród był ogromny, jednak nigdzie nie dostrzegłam róż. Rosło sporo drzew, a kolory kwiatów mieszały się ze sobą, tworząc ciekawe klomby. Piękna aleja dobiegała końca, a naprzeciw mnie znalazł się dąb, pod którym wisiała huśtawka.
Skorzystałam z niej, ale przy pierwszym podmuchu wiatru nie mogłam nad sobą zapanować. Łzy wypływały z moich oczu, choć wcale tego nie chciałam. Znów poczułam na dłoniach palące kajdanki.

Nim się zorientowałam, słońce zaszło za horyzont, a na niebie pojawił się księżyc. Wiatr ucichł, a mimo to było owiele chłodniej niż w południe. Mrok, który ogarnął wszystko wokół, nie przeszkadzał mi tak bardzo jak świadomość, że nie byłam tu sama.
Rękawem przetarłam spuchniętą od płaczu twarz. Zeszłam z huśtawki, w poszukiwaniu drogi powrotnej. Gdy nagle usłyszałam szelest w głębi lasu. Odwróciłam się, ale nikogo nie zobaczyłam.
-To nic, to pewnie zwierzęta.-powtarzałam sobie, kierując się się w stronę alejki.
-Różo.- głos dziewczyny tuż za moimi plecami, wywołał u mnie gęsią skórkę.
Z ledwością powstrzymałam się od krzyku.
-Różo.- powtórzył dziewczęcy głos.
-Kim jesteś?- wyjąkałam.
-Teraz to już nie ważne.- dotarła do mnie odpowiedź.
Chciałam się odwrócić, gdy czyjaś lodowata dłoń powstrzymała mnie od tego.
-Proszę, nie odwracaj się, nie chcę cię przestraszyć.
Milczałam, stojąc nieruchomo.
-Różo, spotkajmy się jutro rankiem, w tym samym miejscu. Obiecuję, że wszystko ci wyjaśnię, tylko niech to pozostanie tajemnicą.
Kiwnęłam głową. Gdybym miała w sobie jakiekolwiek moce lub zdolności, użyłabym ich, ale ja nadal pozostawałam bezbronna.

UWIERZ WE MNIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz