*30*

50 8 8
                                    

-Moja mama mówiła mi kiedyś o aniołach, taki wierszyk. Ona w nie chyba wierzyła...-przypomniało mi się.
-Co mówiła?- Feliks puścił moją dłoń.
-"Czasem odchodzą nasze anioły,
I nagle w miejscu staje czas,
A z nimi cząstka nas odchodzi,
I wielki smutek marszczy twarz."- wyrecytowałam pierwszą zwrotkę.
-"Czasem na chwilę gaśnie słońce,
Duszę wypełnia gęsty mrok,
Nikną nadzieje i marzenia,
I w pustce ginie tęskny wzrok..."- dokończył Feliks smutno.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Też to znasz? I to na pamięć?
- Tak...może powiem ci kiedyś, kto mnie go nauczył- byłam pewna, że się uśmiecha.
-A czemu nie teraz?- chciałam wiedzieć.-Za chwilę mogę się obudzić.
-Chodź ze mną.-gwałtownie wstał i pociągnął mnie za rękę.
Wyszliśmy na leśną dróżkę.
-Chodź tu.-rozłożył ręce tak, jakby chciał żebym go przytuliła.
-Nie pokaże ci tego w inny sposób, Różo.-wytłumaczył nieco zawstydzony moją niepewnością.
-A tak wogóle to skąd znasz moje imię?- spytałam.
-Róża...popatrz na siebie. Biała sukienka, rozpuszczone, długie włosy, szare, piękne oczy...żadne inne imię nie opisze cię tak jak to. To proste, tylko róża jest na tyle piękna i bogata w słowa by móc to wszystko nazwać.-powiedział, a ja stałam jak wryta w ziemię.-Każdy jej płatek to jedno słowo.
-Czy ty już mi to kiedyś mówiłeś? Nie wiem...w jakimś innym śnie?
Pamiętam ten głos...te słowa.-wspomnienia wracały jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Feliks podszedł do mnie i mocno objął.
-I dobrze zapamiętałaś.- szepnął, gdy nagle świat zawirował i zrobiło mi się niedobrze.
-Zamknij oczy.- poprosił cicho.
Przymknęłam powieki i wtuliłam się w ciemną bluzę.
Nagle w umyśle mam jego- chłopaka o spokojnych, czarnych oczach, ciemnych włosach, jasnej twarzy, uśmiechu, w którym można się zatracić i czarnej bluzie z kapturem.
Scena, gdy uratował mnie przed samą sobą, ściągnął z drzewa i kazał przytulić. Uratował, choć przecież mnie nie znał. Ochronił, mimo wszystko.
Nastolatek, który jest wręcz "anielsko" przystojny, ze złamanym sercem, odważny, silny, z tajemniczą przeszłością, którą skrywa pod kapturem, grający na fortepianie...
To ten, którego na pewno nigdy nie zapomnę. Żałuję naszej kłótni, swoich słów, choć tak mnie ranił. Żałuję, że nie mogę być jego Różyczką. Zazdroszczę każdemu, kto ma Niko na codzień. Nawet po naszej kłótni, wrócił by mnie ochronić i uleczył Eda. Czy to ja się zmieniłam, czy on?
Nagle Feliks odsunął się ode mnie. Otworzyłam szybko oczy.
Wyglądał, jakby coś go zraniło.
- To tutaj.-mruknął.
Rozejrzałam się wokoło bez słowa. Jest pięknie! Jak mogłam wcześniej tego nie zauważyć? Byliśmy na szczycie góry, z której rozciągał się wspaniały widok!
-Kochasz go?- spojrzał na mnie, choć nie byłam pewna, bo wciąż nosił kaptur.
-Kogo?- spytałam.
-Niko...- powiedział prawie niesłyszalnie.
-Znasz go?!- czułam, że się rumienię.- Straciłam wszystkich, których kochałam. Teraz nie ma na świecie nikogo, kogo mogłabym darzyć takim uczuciem.
-Bardzo?
-Nie rozumiem.
-Czy bardzo go kochasz?
-Feliks, skończ ten temat. Jak mamy o tym rozmawiać, to zrobię wszystko, żeby się obudzić.- zirytowałam się.
- Rozejrzyj się.- nakazł mi.- Weź wdech.
Zrobiłam co kazał, mimo gniewu.
-Oddychasz, tak?
-Yhm...
- A teraz spróbuj nie oddychać.

Wstrzymałam oddech i zacisnęłam usta. Z początku mi to nie przeszkadzało, ale po chwili zaczynało brakować powietrza. Mój organizm domagał się kolejnej dawki tlenu.
-To przecież sen, powietrze nie jest ci teraz potrzebne, prawda?
Może jak przestaniesz oddychać, to szybciej się obudzisz, co? Nie mam całego dnia, więc mi odpowiedz.- mówił, a ja w końcu nie wytrzymałam i zaczęłam oddychać.
Brałam chaustami powietrze, jakby zaraz go miało zabraknąć. Musiałam oddychać, więc...to sen czy raczej...
-O co ci chodzi?- warknęłam.- Co ty chcesz mi udowodnić? I gdzie ja jestem?! Feliks, odpowiedz mi!
-Róża, obudź się! To nie sen, a ja chcę ci to pokazać!- Feliks podniósł głos i w tym samym momencie wiatr zdmuchnął mu kaptur.
Zobaczyłam blond włosy, łagodne, niebieskie oczy i znajomą twarz. To ten chłopak z moich wspomnień, którego widziałam w szpitalu! Wszystko sobie przypomniałam! Feliks to Antonio! To do niego mama pisała listy!
-Antonio...?- wydukałam zszokowana.
Nagle to wszystko wydało się logiczne. On cały czas był w moich wspomnieniach, w umyśle, w szpitalu. To on zniknął nagle z naszego życia. Ale przecież był też jednocześnie przyjacielem Flory!
-Róża...bo ja...nie chciałem.-jąkał się, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Widzę chłopaka, którego ledwo pamiętam. Ale nadal czuję się przy nim bezpiecznie, to nadzwyczajne...kim on wogóle dla mnie jest?
-Nic nie mów, i tak nie zrozumiem. Nie uwierzę! Chcę się obudzić i zapomnieć o tym wszystkim, a ty mi to utrudniasz. Kim ty jesteś, Feliks? A może Antonio? - do oczu napłynęły łzy, których nie mogłam powstrzymać.
-Nie, Róża, to może ci się wydawać skomplikowane, ale nie jest. Wszystko ci wyjaśnię.- Chłopak podszedł do mnie i wziął moją dłoń.
-Zostaw mnie.- wyrwałam się mu i skierowałam w stronę lasu.
-Róża... Poczekaj!- Feliks lub Antonio zaczął za mną iść.
Chciał mnie dogonić.
- Nie, odejdź. Albo wiesz co? Powiedz mi jak się wydostać z tego chorego świata!
- Zaufaj mi. Postaram się wytłumaczyć ci wszystko w kilku zdaniach.- stanął tuż przede mną.
-Nie.- wyminęłam go i przyspieszyłam kroku.
- Kilka zdań, a potem, jak będziesz chciała, zaprowadzę cię do twojego miasta.
-Ok. Mów.- zatrzymałam się.
-Po pierwsze.- zrobił przed moim nosem kolejny znak, podobny do poprzedniego.- Spójrz na nadgarstek prawej dłoni.
Podniosłam rękę. Lśnił tam znak, przypominający literę "T".

UWIERZ WE MNIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz