Krzyczałam bez przerwy. Coraz bardziej popadałam w panikę. Znów te płomienie oddzielające mnie od wyjścia i kłujący w gardle dym, przez który nie mogłam oddychać. Kaszlałam i powoli opadałam z sił. Upadłam ciężko na podłogę, gdzie oddech nie był już tak bolesny jak na górze. Gdy otwierałam oczy, widziałam przed sobą czerwone pasma, zajmujące coraz większe obszary mojego pokoju. Jakimś cudem udało mi się wstać i podbiec do drzwi. W tym samym momencie kawałek płonącej nad drzwiami półki zachwiał się i spadł wprost na mnie. Ból był tak silny, że poczułam go tylko przez sekundę, a potem nie czułam już nic...
-Tato! - Krzyknęłam budząc się gwałtownie.
Znów ten koszmar. Pożar, który spalił resztę mojego normalnego, dotychczasowego życia. Czy ja kiedyś o tym zapomnę? Nawet ten ból był taki sam jak wtedy, taki prawdziwy... Jakbym każdej nocy przeżywała pożar od nowa.
-Zły sen? Spokojnie. Nie ma tu twojego tatusia, ale mogłaś skończyć znacznie gorzej.- Dopiero teraz zwróciłam uwagę na to, gdzie jestem.
Leżałam na starym, powyginanym materacu w ciemnym pokoju. Spojrzałam w górę. Dom był pozbawiony dachu i szyb w oknach. Wszystko było przykryte różnego rodzaju materiałami i wyglądało na opuszczone. Przy ścianie paliło się ognisko, ale nikogo przy nim nie było. Na widok ognia, przysunęłam się bliżej ściany.
-Kto tu jest?- Spytałam cicho.
-A kto pyta?- Usłyszałam z kąta czyjś głos.
Był niski, z pewnością głos chłopaka.
-Pierwsza spytałam.- Mruknęłam pod nosem, poszukując wzrokiem swojej torby.
-Pomogłem ci i jesteś na moim terytorium, więc to ty powinnaś się najpierw przedstawić.- Dobiegł mnie ten sam głos.
Wstałam i powoli, krok za krokiem, kierowałam się w stronę kąta z którego dochodził głos. Z każdą sekundą coraz bardziej czułam, że być może popełniam wielki błąd, że powinnam uciekać, póki jeszcze nic mi nie zrobił i dopóki mam szansę. Jednak głos nieznajomego wydawał mi się taki znajomy i przyciągał z niewyobrażalną siłą. Pamiętam jak moja przyjaciółka ostrzegała mnie przed takimi; „ .... wykorzystają twoją najmniejszą słabość, by zbliżyć się do ciebie, a potem nie ma już odwrotu."
-Stój.- Ostrzegł mnie tajemniczy ton.
-Jestem Róża. - Zatrzymałam się, czekając na odpowiedź nieznajomego.
Najwyraźniej to on bał się mnie.
-To ty mnie tutaj przyprowadziłeś?
-Raczej zaniosłem, ale tak.- Odezwał się znowu.- Gdyby nie ja, spadłabyś z urwiska.Czułam jak się uśmiecha, na myśl, że od niego zależało moje życie.
- Yy... dziękuję? - Nie wiedziałam co powiedzieć, jakby nagle z mojej głowy wyparowały wszystkie słowa.
Uratował mnie, ale... czy nie miał w tym jakiegoś celu?
Może chce mnie w jakiś sposób wykorzystać?-Czemu tak o mnie myślisz, Różo?- Jego cień wyłonił się nieco i przy blasku ogniska, mogłam dostrzec zakapturzoną postać.
Skąd on mógł wiedzieć co o nim myślę?
-Przecież ci pomogłem... Nie mam wobec ciebie żadnych złych zamiarów, właściwie to nie mam ich wcale.- W jego głosie słychać było urażenie i rozczarowanie.
-Możesz dzisiaj tu przenocować. Będę za rogiem.- Dodał i zniknął.
Nawet nie spytał mnie o mój dom, rodzinę... Tak jakby wiedział, że nie mam się gdzie podziać, jakby znał moją sytuację, a to jest przecież niemożliwe.
Mogłam go też wcale nie obchodzić...-Przepraszam...- Wychrypiałam.
Nie miałam pojęcia co mógłby zrobić, gdybym go bardzo rozzłościła.
Mimo wszystko, nie chciałam go w żaden sposób urazić, a że chwilowo nie miałam się gdzie podziać, postanowiłam zostać tu na noc. W tak dziwnym miejscu, wolałam nie ruszać się nigdzie i poczekać na ranek.*
Długo nie mogłam zasnąć. Jednak, kiedy się obudziłam było już jasno. Powoli wstałam.
Jak na letni poranek, było bardzo chłodno. Ognisko, które wcześniej się paliło, było teraz zgaszone, a ja mogłam bardziej rozejrzeć się wokół. Nigdzie nie znalazłam swojej torby, a bez niej nie chciałam się stąd ruszyć.
-Gdzie jest torba i gdzie ON się podział? Nie mogę tu tak ślęczeć tyle czasu.
Czułam jak po nocy przespanej na zepsutym materacu pulsują moje, zabandażowane pod koszulką, plecy.
Nawet nie chciałam wiedzieć jak teraz wyglądam. Powoli wstałam, otrzepując się z kurzu. Zorientowałam się, że stoję w samym skarpetkach. Tego było już za wiele.
Byłam wręcz pewna, że zabrał moją torbę i uciekł, a przecież nawet nie miałam w niej pieniędzy. Tym bardziej dziwiło mnie, do czego potrzebne były mu moje buty...
Miałam jednak cichą nadzieję, że gdzieś znajdę swoje rzeczy.
Wychodząc z pokoju, nieoczekiwanie wpadłam w silne ramiona chłopaka.
CZYTASZ
UWIERZ WE MNIE
FantasyJa zakochana?! Bzdury! - Wykrzyknęłam światu to co wciąż mnie dręczyło. Nie byłam pewna, czy moje słowa się nie różnią od tego co czuję. Zbliżyłam się do skarpy, jeszcze trochę... - Nie podchodź bliżej. - Gwałtownie się odwróciłam. Około dwóch metr...