*32*

48 8 9
                                    

-...jeszcze dużo o nim nie wiesz.-westchnął Antonio.

Nic mu na to nie odpowiedziałam. To bolało, ale naprawdę nic nie wiedziałam o Niko. Zawsze wystarczało mi patrzenie w jego czarne oczy, które rzadko mogłam oglądać, jego obecność, bezpieczeństwo...
Dopóki nie przekonałam się, że to tylko pozory. Nie obchodziłam go, nigdy nie chciał być blisko mnie. Tęsknił za swoją dziewczyną, a potem było jeszcze trudniej...Chłodne teksty, kilka spojrzeń, tak obojętnych i bez krztyny uczuć. Krótkie gesty, cisza, ochrona tylko po to, by wypełnić swoje zadanie. Nikolas nigdy nie był moim aniołem, anioł umie kochać. Jak on miałby mnie pokochać, jestem żałosna, okropna...to chore.
-I nie chcę wiedzieć, uwierz mi.- wyjąkałam i natychmiast się uśmiechnęłam, tylko po to, by nie zacząć płakać.
-Gdyby Niko nie był moim przyjacielem, załatwiłbym go za to wszystko, ale to wasza sprawa.
Musisz z nim porozmawiać, Róża. Za kilka dni on zostanie ukarany i pozbawiony wszystkich znaków ochronnych...oprócz własnego. A to dlatego, że sprzeciwił się Wielkiej Radzie by dokończyć swoją misję, a tą misją byłaś ty.
-Nikolas...nie może tak postępować. Straci wszystko, tak?- na myśl o tym, moje dłonie zaczęły drzeć.
Zacisnęłam je w pięści.
-On liczy się z konsekwencjami tego, ale...trzyma się z daleka od swojego zadania.
-Ode mnie.- na myśl o tym, że on to robi tylko po to, by być ode mnie jak najdalej, serce zakłuło mnie niebezpiecznie.

Au...zabolało.

Usiadłam na najbliższej ławce.
-Powiedz mi...co ja mu takiego zrobiłam?- zakryłam twarz w materiale sukienki.
-Pojawiłaś się...- Antonio powiedział to prawie niesłyszalnie.
-Nikolas to zabójczy egoista, nie jest ciebie wart. Róża, musisz to zrozumieć!- pierwszy raz podniósł na mnie głos.
Tym razem nie wytrzymałam.
-Ty nic nie rozumiesz, okey? Nic, kompletnie.- gwałtownie wstałam i zaczęłam biec ulicą do sierocińca. Właśnie tam chciałam się teraz znaleźdź, wyjaśnić swoją nieobecność i zaszyć się w kącie. Płakać i płakać, wypłakać wszystko, co mnie kiedykolwiek zraniło, żebym nie miała w oczach już ani jednej łzy.

-Róża!- odwróciłam się i zobaczyłam biegnącą w moją stronę Roni.
Mimowolnie się uśmiechnęłam, teraz tylko moja przyjaciółka może mi pomóc. Choć wiem, że będę musiała jej wyjaśnić całą tą sytuację.
-Boże, wszystko z tobą dobrze?- mocno mnie objęła.
Nie mogłam odpowiedzieć, bo ze wszystkich sił chciałam powstrzymać łzy.
-Co ja wygaduję, nic nie jest w porządku.- powiedziała.- Chodźmy już do tego Domu, tam mi wszystko opowiesz.
Kiwnęłam głową.
W czasie drogi obie milczałyśmy. Roni nie puszczała moich rąk, a w oczach miała strach. Musiałam wyglądać strasznie: potargane włosy, zapuchnięte, przekrwione oczy, spuchnięta twarz, sukienka cała mokra od łez i wątłe ciało, bo nie jadłam prawie nic od wielu dni...
Wrak człowieka...
Dziewczyna, z depresją, która przeżyła tragedię, odkryła swoje drugie życie, inny świat, odzyskała brata, którego ledwo pamiętała i poznała chłopaka, którego pokochała, choć wiedziała, że będzie boleć, a on to wykorzystał i zranił...

Szłam po schodach budynku ledwo przytomna, bez sił, bez życia. Roni zadzwoniła, a drzwi otworzyła nam Lucjanna.
-Różo Merl, dziecko, żyjesz.- kobieta zdawała się nie wierzyć w to, że mnie widzi.
Obok niej stanęła Flora. Miała zabandażowane nadgarstki, znów to zrobiła...
Spojrzałam na dziewczynę smętnie, przez zamglone oczy.
Nic nie powiedziała, tylko po jej policzkach stoczyły się dwie łzy.
Wbiegła z powrotem do środka. Szukałam wzrokiem, dokąd pobiegła, ale nie zdążyłam...
Ponownie poczułam palące obręcze wokół moich dłoni.
Syknęłam z bólu.
-Szybko, wejdźcie do środka.-Lucjanna przepuściła nas w drzwiach.
Gdy tylko znalazłam się w holu, pragnęłam zamknąć się w pokoju i ze słuchwakami na uszach, odciąć od reszty świata.
Znów niewidzialne kajdanki przycisnęły skronie moich rąk.
-Weronika, tak?- opiekunka zwróciła się do nastolatki.
-Proszę, zaprowadź Różę do pielęgniarki. Drugie drzwi na lewo.- nakazała.
Roni kiwnęła lekko głową i trzymając mnie za ręce, pokierowała do odpowiedniej sali.
-Roni, nie słuchaj jej, czuję się dobrze.- szeptałam do ucha blondynki.
-Skoro tak sądzisz, to chyba nie widziałaś się w lustrze. Skąd ty masz w ogóle na sobie taką sukienkę?-denerwowała się.
Dobrze, że tu nie ma Ofelii, byłoby jeszcze gorzej...
-Roni, nie muszę tam iść. Chodźmy do domu. Możemy?- zaraz potem się ocknęłam.

Co ja wygaduję? Do jakiego domu?

-Przykro mi, ale Róża, ja chcę ci pomóc. Jest z tobą coraz gorzej i w dodatku...okłamałaś mnie.- spojrzałam na dziewczynę, zraniło ją to.-Wcale nie zostałaś wypisana, tylko uciekłaś i nagle zjawiasz się tutaj w takim stanie.
Przemilczałam to. Nikt i tak mi nie uwierzy w to, co się ze mną działo, co przeżywałam.
Roni zapukała do drzwi i lekko popchnęła mnie do środka.
Mówiła coś do kobiety siedzącej za biórkiem i wciąż lustrującej mój stan. Dłonie znów zaczęły się zaciskać w niewidzialnych obręczach.
-Muszę do toalety.- wyjąkałam.
-Nigdzie nie pójdziesz, panienko. Najpierw mi wszystko opowiesz. Połóż się.-surowy ton starszej kobiety sprawił, że nie mogłam ruszyć się z miejsca.
-Nazywam się Amanda Nalwin. Jestem pielęgniarką, ale też psychologiem. Różo, wszyscy chcemy, żebyś wyzdrowiała, i musimy się dowiedzieć, dlaczego wyszłaś sama ze szpitala.-mówiła pielęgniarka.
-Był ze mną jedyny człowiek, któremu tak naprawdę zaufałam-Niko.-pomyślałam.
I znów miałam w głowie te czarne oczy, ten łagodny głos. Nawet nie słyszałam co mówiły do mnie Roni i Amanda.
Chciałam go zobaczyć, nawet nie obchodził mnie Ed, tylko on.
Dlaczego już go przy mnie nie ma?
Zaraz potem poczułam jak ktoś ciągnie mnie ku wyjściu.
To Leon. Wyszliśmy z sali i skierowaliśmy na schody.
Mówił coś do mnie, ale ja nic nie słyszałam. Potrząsał, coś krzyczał, ale do mnie nic nie docierało. Widziałam go jak przez mgłę.
-Róża...będzie okey, jasne?- chłopak uśmiechnął się.- Chodź na górę, Lucjanna nie wie o tym, że cię stamtąd zabrałem. Nie mogłem znieść, że tam weszłaś...Amanda jest straszna.
Odwzajemniłam uśmiech i spróbowałam coś powiedzieć.
-Dzięki, Leon. To nie tak, że uciekłam sama ze szpitala i bez żadnego powodu...-mówiłam cicho, idąc w stronę swojego dawnego pokoju.-Flora jest w środku?
-Leo, Sabi znów do ciebie dzwoni!- wykrzyknął ktoś z dołu.
-Przepraszam, Róża, muszę iść. Dasz radę?
-Tak, dzięki.- ułożyłam usta w krzywy, sztuczny uśmiech, a on pobiegł na parter.
Drżącą dłonią dotknęłam klamki i otworzyłam drzwi. Rozejrzałam się dookoła, natychmiast cały pokój zawirował. Zauważyłam własne, elegancko zaścielone łóżko i nie pamiętam nic poza miękką kołdrą z pachnącą poduszką...

~°°°~

Płacz Flory dochodzący z łazienki, to mnie obudziło.
Szybko wstałam i choć było ciemno, to wiedziałam, że mam zawroty głowy. Podbiegłam do drzwi, skąd dochodziło światło. Nim chwyciłam klamkę, usłyszałam przeciągłe skrzypienie otwartych okien. Do pokoju wdarł się chłodny powiew wiatru. Odwróciłam się, a moje serce przyspieszyło rytm.

•••
Dziękuję za ponad 800 wyświetleń, za cierpliwość, za gwiazdki i komentarze, bo to mnie bardzo motywuje. To, że jednak ktoś to czyta i obiecuję, że w następnym rozdziale pojawi się nasz oczekiwany bohater :). Wszystkim miłych następnych godzin.;)

UWIERZ WE MNIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz