*13*

78 9 4
                                    

Po chwili, Nikolas jakby oprzytomniał. Położyłam dłoń na jego ramieniu. Byłam pewna, że przez chwilę mnie nie widział, tylko kogoś innego. Był tak blisko... Moje serce biło tak mocno, a on na pewno to poczuł. Spojrzał na mnie tak, jakby nagle odkrył moją tajemnicę. Uśmiechnął się smutno. Tym razem wiedziałam, że patrzy na mnie. Zdjął moją rękę ze swojego ramienia, ale gdy dotknął mojej dłoni, całe moje ciało przebiegł delikatny dreszcz.
Powoli zaczął się oddalać. Krok za krokiem, jednak się nie odwracał. Wciąż patrzył na mnie. 
Miałam ochotę znów się rozpłakać. Nie chciałam go stracić, on był inny od wszystkich.
Zaraz potem założył na głowę kaptur i zniknął między drzewami.
Osunęłam się na ziemię i zakryłam twarz swoimi włosami. Nie chciałam, żeby ktoś mnie taką zobaczył,- dziewczynę, która  zakochała się w nieznajomym.
Jak to możliwe po zaledwie kilku spotkaniach? Czy to właśnie tym jest przeznaczenie?

- Nie! Nie kocham go! Jak mogłabym go w ogóle pokochać, skoro nic o nim nie wiem... nienawidzę go... - Cicho szlochałam.
Nie chciałam, by ktokolwiek mnie usłyszał, a już w szczególności sam Nikolas.
- Trzyma się ode mnie z daleka, ja też tak zrobię. Pewnie jeszcze się spotkamy, ale już nigdy nie spojrzymy sobie w oczy, nigdy się do mnie nie odezwie tym ciepłym głosem, nigdy mnie już nie uratuje, będzie miał to gdzieś. Nigdy nie będziemy blisko...- Szeptałam.
- O kim mówisz?- Nagle przede mną, jakby z nikąd, pojawiła się Roni.
Wytarłam łzy z policzków i uśmiechnęłam się, jak gdyby nigdy nic. Musiałam wyglądać naprawdę żałośnie, płacząc z powodu zwykłego chłopaka, którego na dodatek w ogóle nie znam. Jak mogłabym wyjaśnić dziwną więź, którą czuję, gdy tylko jest przy mnie?
- Po prostu się przewróciłam znów na tą samą nogę, co wcześniej i...nie wytrzymałam.- Odparłam.
- Ofelia bardzo się o ciebie martwi, myślała, że uciekłaś. Szukałam cię i tak sobie pomyślałam, że może tutaj się chowasz.- Odwzajemniła uśmiech tak podobny do mamy.
Na ten widok prostu zaczęłam się śmiać. Tak bardzo przypominała mamę, że przez moment miałam wrażenie jakbym to z nią rozmawiała.
- Przed chwilą płakałaś, a teraz się śmiejesz. Tak jak kiedyś... - Drugie zdanie Roni wprawiło mnie w osłupienie.
- "Tak jak kiedyś"?- Wydukałam.
-Tak, bo... Ofelia opowiadała mi, że dawniej też miałaś takie huśtawki nastrojów.- Dostrzegłam zdenerwowanie w zachowaniu Roni.
Chyba nigdy nie zrozumiem tej dziewczyny. Pojawiła się z nikąd, niedługo tu jest, a wie o mnie wszystko. Czy Ofelia miała siłę opowiadać jej o tym co było kiedyś? Jak wszyscy się śmiali i byli szczęśliwi...
Po śmierci mamy już więcej się tak nie śmiałam, nie tak jak dawniej. Brakuje mi jej... taty też.
Jeszcze niedawno temu miałam tylko jego. Przyzwyczaiłam się, kiedy nagle wszystko znów się zmieniło. Niektóre wydarzenia się skończyły, a niektóre rozpoczęły.
Ja też się zmieniłam.
- Chodź, pomogę ci. Wróćmy do domu.- Poprosiła Roni.
-To nie jest mój dom. Za dwa dni już mnie tam nie będzie.- Stwierdziłam.
Wstałam i poczułam niezwykłą ulgę, bo nic mnie już właściwie nie bolało. Nic... oprócz tego niemiłosiernego serca.
To uczucie nie było mi dotąd znane.

- Dom pani Ofelii jest i będzie zawsze twoim domem. Wiesz o tym doskonale, Róża. - Roni przytuliła mnie miękko.- Nie zmienimy przeszłości, ale na przyszłość wciąż mamy wpływ. Jednak są takie sprawy, które nadal pozostają poza naszym zasięgiem. Wiem jak się czujesz i chcę ci powiedzieć, że
c o k o l w i e k się stanie, ja i pani Ofelia zawsze będziemy z tobą. Może nie znamy się zbyt długo, ale rozumiemy się jak prawdziwe przyjaciółki, co nie?

- Roni, wiesz co, opłacało się czekać na właśnie taką przyjaciółkę.- Zaśmiałam się.

Wzięłam oddech, postanowione. Powiem jej prawdę. Usiadłyśmy na skarpie.
Ona słuchała, a ja opowiadałam całą swoją historię od samego początku. Gdy skończyłam, bardzo mi ulżyło. Roni ani razu mi nie przerwała, a na końcu zadała tylko jedno pytanie;
- Kochasz tego chłopaka...?
  Brzmiało to raczej jak stwierdzenie niż pytanie.
- Znamy się bardzo krótko, jeśli można to nazwać znajomością. Jak mogłabym pokochać obcą osobę?- Za wszelką cenę próbowałam się nie jąkać.
- Przecież widzę. Gdy wymawiasz jego imię, cała się rumienisz, a gdy wspominasz każde wasze spotkanie, świecą ci się oczy.- Rozgryzła mnie w kilka sekund.
- Ja go przecież nie znam.- Upierałam się przy swoim zdaniu.
- Mówisz i myślisz co innego.- Stwierdziła Roni.- Miałam podobnie.
- Czyli?- Dopytywałam.
- Byłam kiedyś zakochana. Kiedy miałam czternaście lat, a to było trzy lata temu. Kochałam się w chłopaku, który mieszkał naprzeciwko sierocińca w bogatej rezydencji. Był ode mnie o dwa lata starszy. Miał na imię Maks. Wiedziałam nawet, na którym piętrze miał swój pokój. To jego rodzice byli właścicielami sierocińca. Czasem przychodził do niego razem z nimi. I tam go poznałam. Gdy na mnie patrzył, nic innego się nie liczyło. Często rozmawialiśmy, ale z każdym spotkaniem był coraz bardziej przygnębiony. Gdy widziałam się z nim po raz ostatni, przytulił mnie i spojrzał wprost w moje oczy. Powiedział; „ Roni, nigdy ci tego nie mówiłem, ale muszę powiedzieć ci to teraz... Kochałem, kocham i będę cię kochać."
Z szoku nie byłam w stanie od razu odpowiedzieć na jego wyznanie, a on nawet na to nie liczył. Po prostu splótł nasze palce, pocałował moją dłoń i wyszedł na zewnątrz.
Potem przestał przychodzić. Było mi przez to okropnie smutno. Z dnia na dzień coraz bardziej za nim tęskniłam i coraz bardziej go kochałam. W końcu moje serce pękło na pół. Nigdy więcej już go nie widziałam. I... to chyba koniec.

- Wiesz... ja... przykro mi, że musiałaś tak bardzo cierpieć.

- Przynajmniej w jednej sprawie jesteśmy podobne, obie zakochałyśmy się w praktycznie obcych osobach.- Zaśmiała się.
Mówiła o tym wszystkim tak lekko i zwyczajnie, jakby była to dla niej bajka, którą kiedyś przeczytała.

- Ja naprawdę nie jestem w nikim zakochana, Roni. - Spoważniałam.- Dlaczego więcej go nie spotkałaś?

- Bo... rok później zmarł na nowotwór.- wyjaśniła.- Dowiedziałam się o chorobie Maksa, dopiero po jego śmierci. Tak to cały czas miałam nadzeję, że może jeszcze kiedyś się spotkamy, a on zrozumie, że jesteśmy sobie przeznaczeni, że jestem tylko jego.
Jednak dla mnie był idealny, nie znałam lepszego. Wydaje mi się, że chyba na zawsze już zostanie tutaj, w moim sercu.
Łza ukradkiem spłynęła po moim policzku.

- Wiesz, w porównaniu do mojej sytuacji, on szczerze i naprawdę cię kochał.- Przyznałam.

UWIERZ WE MNIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz