*14*

54 9 4
                                    

Milczałam i patrzyłam na twarz Roni.
Z całych sił próbowała się nie rozpłakać.
- Czasem... wracam do domu i jakoś ciężko jest powstrzymać łzy.- Wybuchnęła.- Czy to normalne, że gdy patrzę w lustro chcę zabić to co w nim widzę?

Uśmiechnęłam się do niej przez łzy, bo choć w pełni ją rozumiałam, przerażała mnie myśl o kolejnej stracie. Przytuliłam ją mocno, jakbym chwytała się ostatniej deski ratunku. Weronika była moim ratunkiem, ratunkiem od ciemności, która czaiła się w zakątkach mojego serca. Nie wiedziałam, że ona mogłaby tak o sobie myśleć, a przecież miałam podobnie. Nie raz chciałam się zabić, skończyć ze sobą, bo przecież tak by było lepiej. Jednak w ostatniej chwili czułam ogromny strach, przerażenie przed tym co się stanie.
Że mimo wszystko chcę żyć...

- Gdy nieraz dopadała mnie depresja...i byłam bliżej drugiej strony niż tej...- przełknęłam łzy.- Wtedy zawsze ktoś był przy mnie. On... nigdy nie pozwolił, żeby coś mi się stało, choć mnie nie zna...

Gdy pomyślałam o tajemniczym chłopaku w kapturze, to natychmiast chciało mi się płakać. To wszystko się skończyło. Nie tak miało być...

- Zakochałaś się. Moje kondolencje.- Odparła Roni.-Nie chcę, żebyś cierpiała jak ja.
- Już chyba na to za późno.-Odrzekłam ocierając spod spuchniętych oczu, łzy.
To tak bardzo boli.

                              ~°°°~

Wróciłam wieczorem do swojego dawnego domu. Nie chciałam tłumaczyć się Ofelii. Mogę przecież spać tam, gdzie spałam do czasu pożaru.
Weszłam chwiejnym krokiem do środka. Wszystko wyglądało tak jak wtedy gdy byłam tu ostatnio. Nikogo nie było. Nikt tu się nie krzątał.

- Muszę posprzątać. - Westchnęłam, odganiając fale wspomnień.

Zaczęłam od kuchni.
Praca trochę odciągnęła mnie od smętnych myśli. Pozamiatałam i wyszorowałam podłogę. Potem pościerałam ze stołu i blatów nagromadzony popiół. Kuchnia wyglądała o niebo lepiej. Nalałam do wiaderka czystej wody, po czym umyłam okno w kuchni. Ściągnęłam resztki spalonej firanki i poszłam na strych, poszukać nowej, bo ocalało tam wiele rzeczy.
Schyliłam się i otworzyłam jedno z pudeł.
Zaraz potem osunęłam się na podłogę. Ogarniający mnie szok odbierał resztki moich sił.
We wnętrzu pudełka leżały stare koperty mojej mamy podpisane jej imieniem oraz ubrania dziecięcych rozmiarów. Co to miało oznaczać? Otworzyłam pierwszą kopertę, w której znajdował się list.

Kochany Antonio!
Mój malutki. Tęsknię za tobą. Schowałam w jednym pudełku wszystkie twoje rzeczy. Piszę i płaczę. Może nawet zauważyłeś ślady kropel łez. To wszystko, co było...przepraszam. To nie moja wina, nie tak miało być. Miałeś tu być z nami. Tak bardzo cię przepraszam. Wiem, to nie jest dobre wyjście, ale nie mogłam powiedzieć Różyczce o Tobie. Nie chciałam sprawiać jej bólu. Przebaczysz mi kiedyś? Pamiętaj, że bardzo Cię kochamy.
Za niedługo się spotkamy.
Mój kochany synku, Antonio...

Twoja mama

Nie mogę uwierzyć! Co mają znaczyć te listy? Kim jest ten Antonio?! I o co chodzi z tymi wszystkimi ubrankami dla noworodka? Moja mama jest... była... miała jakieś sekretne dziecko?!

- Moja mama była mamą Antonio... Ona była w ciąży, a ja o niczym nie miałam pojęcia!- Nie mogłam uwierzyć.
Spojrzałam na kopertę. Miała datę.
To rok, w którym zmarła.
Mama odeszła w maju, a ten list był z połowy marca.
Miałam wtedy jedenaście lat!
Jak ona mogła mi to zrobić...
Drżącymi palcami dotknęłam następnej koperty. Rozłożyłam kartkę i zaczęłam czytać;

Mój kochany Antonio!
Wiem od Innych, że za kilka dni znajdę się w Naszym świecie. Spotkamy się, o ile nie dostanę od nich żadnej misji. Już zawsze będziemy razem. Różyczka i tata sobie poradzą. Oboje też do nas dołączą, ale nieco później. Musimy ich strzec, by pozostali bezpieczni jak najdłużej. Wiem, że jak wszystko będzie już jasne, to Róża i tata mi nie przebaczą. Przepraszam. Przepraszam Ciebie i również ich. Jesteście dla mnie wszystkim. Jeszcze będziemy razem, obiecuję...

Twoja kochająca
mama

Czułam złość, żal, smutek, rozczarowanie...
Moja własna mama wiedziała kiedy umrze, wiedziała kiedy my umrzemy i wiedziała co stanie, bądź stało się z jej małym synkiem.
A ja nadal żyję...

- Wiedziałaś o tym?!- Wtargnęłam do domu Ofelii.
Byłam wściekła.
- Róża...wróciłaś, całe szczęście.- Ofelia siedziała w kuchni przy stole z jakąś kobietą.
- Wiedziałaś o sekrecie mamy?!- Krzyknęłam, wręcz kipiąc ze złości.
- O czym ty mówisz? Uspokój się dziecko. To jest pani Lucjanna, opiekunka z Domu Dziecka.- Staruszka przedstawiła mi młodą kobietę, w ogóle mnie nie słuchając.
- Dom Dziecka?!- pisnęłam.- Miała być za dwa dni, to znaczy jutro!
Kucnęłam przy ścianie i schowałam twarz między kolanami.
Ktoś pociągnął mnie za rękę i zmusił do powstania. Spojrzałam w górę. Nieznajoma kobieta mierzyła mnie wzrokiem, nieznoszącym sprzeciwu.
Czułam jak moja twarz powoli oblewa się rumieńcem.
- Co to wszystko ma znaczyć?- Spytała zdenerwowanym głosem.
Wyciągnęłam z torby kilka kopert mamy i pomachałam nimi przed Ofelią.
- Czy wiedziałaś o ciąży mamy?!- Byłam bliska załamaniu.
Ofelia uśmiechnęła się do pliku listów.
- Dowiedziałaś się...- Westchnęła ciężko.- Kochany Antonio...
Kobieta nagle odchrząknęła.
- Musisz już iść, kochanie, wszystko podpisane. Od tej pory będziesz pod opieką sierocińca. Przepraszam, że to wszystko dzieje się tak szybko i niespodziewanie, ale wystąpiła pewna luka w naborze dzieci i wymiany międzyszkolnej, więc pani Lucjanna nie chciała zwlekać, skoro nadarzyła się okazja... - Ofelia chciała mnie przytulić, ale opiekunka znów ścisnęła moją dłoń, prowadząc w stronę drzwi.
- A moja mama? Co z moją mamą? Wiedziałaś? Co się stało z Antonio? Czy on jest moim bratem? Czemu ja i tata nie mieliśmy o niczym pojęcia?!- Zadawałam pytania.

- Ah Różyczko moja kochana, opowiem ci o wszystkim, kiedy tylko nadejdzie odpowiedni czas. Obiecuję. Wybacz mi... Kocham cię, słoneczko. Do zobaczenia.

- Nie... proszę poczekać, niech pani mnie puści!

- Jesteśmy spóźnione, młoda damo. - Lucjanna po raz ostatni odwróciła się w stronę Ofelii, usilnie trzymając moją dłoń. - Do widzenia pani.

Zaraz potem kobieta wepchnęła mnie do samochodu, starannie zamykając wszystkie drzwi i niebawem został po naszej obecności jedynie tuman pyłu spod kół, długo wirujący w powietrzu.

UWIERZ WE MNIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz