*40*

31 4 0
                                    

Za sprawą tajemniczej istoty, przeniosłam się w inne miejsce.
Jasne światło oślepiło mnie na kilka sekund. Poczułam pod sobą twarde, zimne i chropowate podłoże. Wszechogarniający huk sprawiał, że kompletnie nie miałam pojęcia gdzie jestem.
Otworzyłam oczy dopiero, gdy nieznany kształt przysłonił światło.
-Przepraszam, wszystko w porządku?- nade mną stała kobieta z wyciągniętą dłonią.
Jej duże, niebieskie oczy w oprawie czarnych rzęs, przypominały najważniejszą osobę w moim życiu- mamę.
Miała długie, faliste włosy koloru słońca i uśmiech pełen dobroci.
Tak samo jak ta kobieta.
-Proszę?- wyjąkałam, ale pozwoliłam kobiecie aby mi pomogła.
Podniosła mnie za rękę, a gdy już stałam o własnych siłach, puściła.
Światło nie raziło już tak bardzo, a ja rozejrzałam się dookoła.
Stałyśmy na hodniku przy kawiarni, a obok rozciągały się ulice, po których pędziły samochody. Wysoki wieżowiec stojący kilka budynków dalej przypomniał mi, że powróciłam do swojego miasta. Nieraz z okna mojego pokoju widziałam lśniący dach budynku. Tak, to ten sam, który oglądałam z mamą.
Mówiła, że to ogromna galeria sztuki, i że pracowała tam kiedyś. Żałuję, że jej obraz nigdy tam nie zawisł i nie zawiśnie.
-Kim pani jest?- powracam wzrokiem do kobiety stojącej obok.
-Mam na imię Rina.- przedstawiła się.- Przewróciłaś się? Ktoś cię potrącił?
-Nie pamiętam...- próbowałam sobie przypomnieć zdarzenia, które mogłyby doprowadzić do tego, że leżałam na hodniku w centrum miasta.
-Chodź, usiądziemy i napijesz się czegoś. Później odwiozę cię do domu, dla pewności, że nic ci się nie stanie. Może być?- znów się uśmiechnęła.
Kiwnęłam głową, choć wcale jej nie ufałam. Chciałam, by ktoś mógł mi pomóc odnaleźdź się w całej tej sytuacji. Do domu nie musiała mnie odwozić.

Weszłyśmy do kawiarni, ale ja poprosiłam tylko o szklankę wody. Nie wiedziałam co tu robię, co się ze mną działo przez kilka dni. Nic nie pamiętam.
-Pani tu mieszka?- przerwałam kobiecie jej pytania o mój stan.
-Yy...tak. Jednak nie w centrum miasta, na obrzeżach.- wyjaśniła, nieco zbita z tropu.- Dlaczego pytasz Różo?
-Skąd zna pani moje imię?!- osłupiałam, kelnerka stojąca obok nas, najwyraźniej też.
-Nie znam pani, a pani mnie. Nie przedstawiałam się.- ściszyłam głos, ale nie siadałam ponownie na krześle.
-Różo, spokojnie, nic ci nie zrobię. Przecież ci pomogłam, zapomniałaś?- blondynka próbuje zachować spokój.- Znałam twoją mamę, nie byłam pewna, czy to ty jesteś jej córką, ale teraz już cię poznaję.
-Moją mamę?- na tym się kończą podobieństwa mojej mamy do tej kobiety.
Ma inny charakter niż ona. Zdałam sobie sprawę, że to już druga osoba, która przypomina mi mamę. Ta kobieta z wyglądu, a Roni z charakteru. Roni...
-Tak. Pracowałyśmy razem kilka lat temu. Później ona odeszła z pracy i straciłyśmy kontakt. Możesz usiąść, Różo?
- Nie znam pani, przepraszam. Do widzenia.- zasunęłam za sobą krzesło i wyszłam z powrotem na zewnątrz.
Ktoś podjechał na czarnym motorze pod samą kawiarnię. Ze strachu znieruchomiałam. Motor w porę się zatrzymał, a kierowca siedział jeszcze na nim jakiś czas. Miałam wrażenie, że mnie obserwuje. Czarny motor...przypomina mi kogoś, kogo na pewno znałam. Ściąga kask i zsiada z pojazdu. Czarne, przenikliwe oczy i równie ciemne włosy...nie, nikogo takiego nie znam. Chcę się ruszyć, lecz nie mogę. Chłopak wygląda na nieco starszego ode mnie. Idzie w moim kierunku, a ja stoję, udając, że go nie widzę.
Kobieta, z którą rozmawiałam najwyraźniej nie chciała dłużej sobie zaprzątać mną głowy, bo nawet za mną nie wyszła.
-Cześć.- odezwał się nieznajomy.
Miałam wrażenie, że serce chce mi podskoczyć do gardła. Wymamrotałam coś, co miało oznaczać, żeby się odczepił, ale chyba nie zrozumiał.
-Co?- spytał.
Spróbowałam się ruszyć, ale zamiast tego runęłam na ziemię.
Chłopak przytrzymał mnie w ostatniej chwili przed bolesnym zdeżeniem.
-Jestem Maks. A ty?- spojrzał na mnie, a ja się odsunęłam.
-Mi...
-Mia?- dopytywał nie spuszczając ze mnie wzroku.
-"Więc wyszło na to, że mam na imię Mia."- pomyślałam ze złością.
-Słuchaj Mia, miło mi cię poznać. Mam nadzieję, że wszystko w porządku, i że jeszcze się spotkamy, kiedy przejdzie ci ból gardła. Często tu przychodzę.
Do zobaczenia.- uścisnął moją lodowatą dłoń i wszedł do kawiarni.
-Nazywam się Róża!- wreszcie udało mi się wydobyć głos, ale on już mnie nie słyszał.
-Wspaniale, jestem Mia i boli mnie gardło.- mówiłam do siebie, co spowodowało, że przechodnie zaczęli na mnie dziwnie spoglądać.
Przyspieszyłam kroku z zaciśniętymi wargami, by za nic w świecie więcej się nie odezwać.
Nie miałam pojęcia dokąd się udać.
-"Jak to dokąd? Do domu."- moje myśli wirowały tak bardzo, że jeszcze chwila i nie będę wiedzieć jak mam na imię.
-Przecież ty nie masz domu.- ktoś szeptał do mojego ucha.
-Kim jesteś?- przeraziłam się.
Gdy spojrzałam za siebie, nikogo tam nie było.
-"Odbija mi."- mówię sobie w myślach i zaczynam biec.
Pytam się kilku przechodniów czy ktoś mnie śledzi, jednak wszyscy mijają mnie bez słowa, jakbym była niewidzialna.
-Przepraszam, widziała pani? Ktoś mnie śledzi, prawda? Widziała pani kogoś?- pytam przechodzącą staruszkę.
-Wariatka!- wykrzykuje tak głośno, że nagle oczy wszystkich zwrócone są na mnie.
-Nie, proszę zaczekać.- łapię za rękę jej wnuczka i w tej samej chwili czuję jego bicie serca, przerażenie.
Patrzę w oczy chłopczyka, bał się mnie.
-"Nic ci nie zrobię. Słyszysz mnie?"- przemówiłam do niego w myślach.
Nie mogłam w to uwierzyć.
Chłoczyk wyrwał swoją rękę i rozpłakał się, jakbym go uderzyła.
-Wariatka!- powtórzyła staruszka, biorąc w objęcia płaczące dziecko.

Ktoś musiał zadzwonić na policję, bo przyjechał jeden z ich wozów.
Nagle orientuję się, co zrobiłam.
Co we mnie wstąpiło, że mówię do siebie? Dlaczego ktoś miałby mnie śledzić?! Co ja zrobiłam temu niewinnemu chłopcu?! Kim ja jestem?!

-Nie! Przepraszam panią, nie wiem dlaczego tak postąpiłam.- zwracam się do kobiety z chłopcem.
-Nic nie pamiętam. Nie mam pojęcia dlaczego. Przepraszam panią i chłopca.- mówię dalej ze łzami w oczach.
-Ona nie jest zdrowa na umyśle! To wariatka! Nic nie pamięta i mówi do siebie!- woła inna kobieta.
-I jeszcze mści się na dzieciach!- ktoś dodaje.
-Nie, to nieprawda!- protestuję.
Policjanci coś do mnie mówią, ale ja widzę tylko biednego chłopczyka, którego przeraziłam.
Zabierają mnie od krzyczącego tłumu i kazują wsiąść do samochodu. Znów widzę, że policjanci do mnie mówią, ale ze strachu nic nie słyszę.
-Pomocy...- tylko tyle udaje mi się wypowiedzieć.

•••••••
Następny rozdział, który może nie wyszedł perfekcyjnie i niekoniecznie tak jak planowałam, ale ja już tak mam. Gdy piszę coś co zaplanuję, wymyślam nagle zupełnie inną historię. Mam nadzieję, że mimo to nie było zbyt wiele błędów, ale w miarę ciekawie.
Dziękuję za każdą gwiazdkę i komentarz.
Dziękuję każdemu, kto nadal czyta moją powieść❤❤ wiem, że z pewnością jest kilka takich osób❤❤

UWIERZ WE MNIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz