*45*

19 2 0
                                    

Do pokoju wbiegły trzy dziewczynki. Śmiały się, dopóki mnie nie zobaczyły. Gwałtownie wstałam z czyjegoś łóżka i uśmiechnęłam się ciepło.
-Chyba to łóżko jest już przez kogoś zajęte. - powiedziałam.
Dwie z nich pomachały do mnie, ale szybko wybiegły z pokoju.
-Tak, ja na nim śpię. - odparła pozostała dziewczynka.
-Więc ja będę spać na tym drugim. - podeszłam do rudowłosej kilkulatki i wyciągnęłam dłoń.
-Cześć, jestem Róża, a ty? - przywitałam się.
-Róża? - lekkko się zdziwiła.
- Nigdy nie znałam osoby o takim imieniu. - dodała i usiadła na swoim łóżku.
Zabrała zdjęcie, po czym schowała do swojego plecaka.
-Ja nazywam się Maja.
-Maja, bardzo ładne imię. - stwierdziłam.
-Wiem, moja mamusia mi takie dała. Może dlatego, że urodziłam się w maju. - dziewczynka wstała i tanecznym krokiem okrążyła pokój.
-Była sławną baletnicą. Całe miasto ją znało. I miała takie piękne imię...
- Jakie? - zaciekawiłam się.
-Anastazja. - wyszeptała i wskoczyła na moje łóżko. - To tajemnica, nikomu jej nie zdradzisz?
-Obiecuję. - odpowiedziałam równie cicho.
-Nigdy nie będę tańczyć tak jak ona. Nie potrafię. Pani Julia mówi, że moja mama nigdy nie była baletnicą, tylko tancerką bez talentu. - posmutniała.
- Pani Julia, kim ona jest? - ogarnęła mnie złość, że ktoś opowiada dziecku takie rzeczy.
-Nasza nauczycielka w Ośrodku.- wyjaśniła.
-Posłuchaj mnie, Maju, nikt nie ma prawa mówić w ten sposób o mamie czy tacie. To byli twoi rodzice i tylko ty ich dobrze znasz. - specjalnie użyłam czasu teraźniejszego.
Maja uśmiechnęła się smutno i ponownie wstała.
- Oprowadzić cię po naszym pokoju? - zaproponowała.
-Tak. - podążyłam za Mają.
Pokazała mi moją połowę szafy, wolną część biórka i własną szafkę nocną położoną nieco dalej od łóżek. Wyjaśniła, że duże okna są zamknięte na klucz dla bezpieczeństwa, a łazienka jest wspólna na korytarzu. Jedynie malutka toaleta należała wyłącznie do nas.
Potem usiadłyśmy z podkulonymi nogami przy oknach i zachwycałyśmy się widokami.
-Jak miały na imię te dwie dziewczynki, z którymi przyszłaś? - spytałam, przerywając ciszę.
-Ta w warkoczykach to Wanessa, a ta w kucyku to Ania. - tłumaczyła.
-Mama Wanessy podobno też była baletnicą, przynajmniej ona tak mówi. Ania nigdy nie opowiada o swoich rodzicach, bo wciąż żyją i dobrowolnie oddali ją do Domu Dziecka, gdy miała sześć lat.
- Przykro mi. - oparłam się głową o szybę.
-A twoi? - zapytała nagle.
- Moja mama była utalentowaną malarką, a tata kochał konie. Mieliśmy dwa; Atona i Szafira. Kiedyś tata brał udział w zawodach jeździeckich na Atonie, ale gdy ożenił się z mamą, jego życiem stałyśmy się tylko my. - na wspomnienie rodziców odrazu się uśmiechnęłam.
-Miałaś rodzeństwo? - dopytywała.

Antoni.... Toni...Toni...

- Antonio. - wymsknęło mi się.
- Brat? - zaśmiała się Maja z mojej reakcji.
Mnie to wcale nie śmieszyło. Nie byłam pewna czy to mój brat. Niby kim jest ten Antonio? Czy naprawdę miałam brata? Dlaczego Nikolas odebrał mi nawet to wspomnienie?
- Nie wiem, Maja. Tak się stało, że miałam wypadek i prawie niczego nie pamiętam z przeszłości. - wyznałam bardzo poważnie.
- Przepraszam, Różyczko. - w jej oczach dostrzegłam nić porozumienia.
- Nie masz za co. - wzruszyłam ramionami.
Mimo granej obojętności, moje serce biło jak szalone. Zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo skrzywdził mnie Niko.

— * —

Nie obchodził mnie ubiór, który obowiązywał w sierocińcu. Bez przebierania, zeszłam na kolację.
Maja pobiegła do Ani i Wanessy, więc zostałam sama. Wcale nie miałam ochoty schodzić do zapełnionej ludźmi jadalni, ale naprawdę zgłodniałam. Otworzyłam drzwi i ucieszyłam się w duchu, że tylko kilka stolików było zapełnionych.
Odebrałam swoją tacę z jedzeniem i usiadłam przy najbliższym wolnym stoliku.
Dwie kanapki z dżemem i do tego kubek herbaty. Dżem zawsze pomagał mi się uspokoić i uśmiechnąć. Działał na mnie lepiej niż gorąca czekolada.
Wypiłam kilka łyków herbaty, rozglądając się po sali. Przy oknie siedziała Maja z dwoma koleżankami, a obok nich dwie starsze dziewczyny. Naprzeciwko mnie siedziała para, co tylko dodatkowo działało mi na nerwy.
Chłopak trzymał dziewczynę za ręce i szeptał jakieś słówka, na co odpowiadała śmiechem. Patrzył na nią tak, jakby tylko ona istniała na całym świecie. Może dla niego była całym światem...
Trochę dalej siedziało czterech chłopców, a przy następnym stoliku trzy dziewczyny. Jedna z nich spoglądała co chwilę na chłopców i uśmiechała się.
-Nie wie co ją czeka. - mówiłam do siebie.
Nie chciałam aby cierpiała, ale wiedziałam, że tak to się skończy, bo żaden z chłopców nawet nie zerkał w jej stronę.
-Mylisz się, wiem co mnie czeka, Różo, ale ja nie boję się wyzwań.- blondyn stał przy moim stoliku i uśmiechał się promiennie.
-Leon, to ty, tak? - dopytywałam, bo nie byłam pewna czy moja pamięć tym razem dobrze funkcjonuje.
-Nie, Dyrektor Fryderyk. - śmiał się i położył swoją tacę na stole.
- Cześć Leon. - naprawdę się ucieszyłam, że zobaczyłam kogoś znajomego.
Wstałam, bo Leon z jakiegoś powodu wyciągnął do mnie rękę.
- Miło mi cię poznać, panienko Różo. Jesteś tu nowa, widzę. Kiedyś mieszkałaś już z nami, więc witam cię z powrotem. - udawał dyrektora, a ja tylko się śmiałam.
Nagle pociągnął mnie w swoją stronę i mocno przytulił.
-Jak ja za tobą tęskniłem, Różo. - mówił, nie wypuszczając mnie z objęć.
Czułam jak moje policzki płoną, więc wyswobodziłam się z jego uścisku.
-Będę szczera, ja za tobą też. - sztuczną pewnością siebie chciałam zatuszować rumieńce.
-Ma się rozumieć. - mrugnął do mnie.
Usiedliśmy i zabraliśmy za kolację.
- Wiesz co z Florą? Lucjanna nie chciała mi nic powiedzieć. - zaczęłam.
Natychmiast spochmurniał.
-Bo sama nic nie wie. Flora straciła przytomność kilka dni temu, nic więcej nie wiem. Zostałem tamtego dnia tutaj, podczas gdy ona pojechała z innymi do Ośrodka. - mówił bez cienia poprzedniego uśmiechu.
- Nie można jej odwiedzić? - byłam ciekawa.
- Jutro ma wrócić. - mruknął.
- Ale...
- A jak tam u ciebie, co? Gdzie się podziewałaś tyle czasu? - przerwał mi.
Coś musiało się między nimi wydarzyć, bo mówił o niej tak chłodno jak o swoim największym wrogu.
- Nic. Miałam lekki wypadek i trochę posiedziałam w szpitalu. - odparłam równie obojętnie.
-Jaki wypadek? - zmartwił się, co bardzo mnie zdziwiło.
-Już wszystko dobrze, tylko moja pamięć szwankuje. Niewiele pamiętam. - tłumaczyłam.
Zjadłam pierwszą kanapkę i już miałam dość, więc wstałam od stolika.
- Dokąd to? - podniósł się z miejsca.
- Skończyłam. Jestem bardzo, ale to bardzo zmęczona. Do jutra. - odniosłam tacę i bez zbędnych spojrzeń, skierowałam się w stronę drzwi.
Złościło mnie, że mówił o Florze w taki sposób, jakby nic dla niego nie znaczyła. Zapomniał jak o nią walczył i troszczył, gdy było z nią naprawdę krucho? Nie rozumiem, jak można tak nagle przestać kochać drugą osobę.

Dotarłam do pokoju i usiadłam przy oknie. Zachód słońca nad miastem był cudowny i pozwalał zapomnieć o innych sprawach.

Flora i Leon... Flora i Leon...

Moje myśli jednak wciąż powracały do zepsutych relacji między Leonem, a Florą.
Zdałam sobie sprawę, że jednak możliwe jest wyeliminowanie z życia kochającej osoby. Spróbuję po raz kolejny, może mi się uda.
Zapomnę o Niko, zacznę od nowa. Tak jakby Inni nigdy nie istnieli... Bo nie istnieją.

————————————————
45 rozdział już napisany :)
Myślę, że bardzo szybko zbliżamy się do końca. Planuję jeszcze kilka rozdziałów tej powieści, więc bardzo proszę o wytrwanie do końca wraz ze mną.
Miłego popołudnia wieczoru nocy poranka.

UWIERZ WE MNIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz