*28*

49 8 10
                                    

-Nie!- pisnęłam, odzyskując oddech.
Podbiegłam do Eda. Był nieprzytomny.
- Co ty mu zrobiłeś?!- krzyknęłam w stronę Niko.
- Jak się obudzi nie będzie nic pamiętał. Pomyśli, że to był wypadek.- powiedział chłopak w kapturze.
- Ed...- przytuliłam go.
Jego lewy policzek zaczął przybierać purpurowe barwy, a z nosa i rozciętej wargi spływały krople krwi.
Nikolas podszedł do nas i spojrzał na mnie pytająco.
- Zostaw nas. Już wystarczająco dużo zrobiłeś.- spuściłam wzrok.
-"Miałeś odejść i już nie wracać."-pomyślałam.
-Nie mogłem pozwolić, żeby Oni skrzywdzili ciebie i Edwarda.- szeptał i wyciągnął z kieszeni niewielką, kryształową szkatułkę.
Podniósł ją nad głową Eda i uchylił wieko.
-Co ty robisz?!- zdziwiłam się.
Spod koszulki nieprzytomnego chłopaka wydobyła się ciemna poświata, którą otaczała delikatna warstwa mgły.
Patrzyłam jak zahipnotyzowana na niezwykłe światła opuszczające go. Trafiały one do szkatułki Niko. Z twarzy Eda zaczęły znikać siniaki i zeschnięte ślady krwi. Po chwili wyglądał tak jak wcześniej, a nawet lepiej.
-Już koniec.- Niko zamknął szkatułkę i schował z powrotem do kieszeni.
- Co...ty zrobiłeś?- wydukałam i dotknęłam lewego policzka Eda, na którym przed chwilą widniał siniak.
- Uwolniłem go od czaru Wielkiej Rady. Za kilka minut się obudzi.- Chłodny ton Nikolasa trafiał mnie w samo serce niczym ostry nóż.
-"Czary? Wielka Rada?"- myślałam nieco zdezorientowana.
Nikolas wstał i, z kapturem na głowie, zaczął się oddalać.
Spostrzegłam, że z jego kieszeni wypadła niewielka kartka.
- Nikolas...- wyrwało mi się, choć tego nie chciałam.
Jednak on zniknął już za zakrętem. Nawet się nie obejrzał.
-Wykonał "zadanie" i odszedł.-stwierdziłam.
Podniosłam kartkę. Było to zdjęcie, które przedstawiało dwie osoby- jego i Różę. Oboje się uśmiechali. Stali nad morzem...Wiatr rozwiewał dziewczynie włosy, Nikolasowi również. Był w innym ubraniu niż zwykle, bez kaptura. Miał na sobie białą koszulę, która bardzo mu pasowała. Wreszcie mogłam spojrzeć głęboko w oczy chłopaka, choć na zdjęciu były one martwe.
- Czemu siedzimy na ulicy?- usłyszałam Eda.
- Obudziłeś się wreszcie.- uśmiechnęłam się.
- Co się stało?- spytał, powoli wstając.
- Nic, rozmawialiśmy i chyba przysnąłeś na kilka minut.- wymyśliłam szybko.- Chodź, odpocznij, bo...
- ...wiesz, muszę już iść. Przepraszam, na pewno jeszcze się spotkamy.- Ed uśmiechnął się i już go nie było.
-Ed.- chciałam mu spróbować to wszystko wyjaśnić.
Ciekawe co on o mnie teraz myśli?
W tej samej chwili mój telefon zawibrował.
Od Flora: Gdzie jesteś? Mam nadzieję, że nic ci nie jest. Lucjanna odchodzi od zmysłów. Mówi, że ona jest za ciebie odpowiedzialna i jeśli się nie odnajdziesz do wieczora, to ją zwolnią! Proszę, daj jakiś znak życia, zadzwoń, napisz, cokolwiek...
Do Flora: Nic mi nie jest. Nie martw się, bo wszystko jest w porządku.

Nie wiedziałam co napisać, bo nie chciałam wracać ani do szpitala, ani do sierocińca.
Marzyłam o domu Ofelii i różanym ogrodzie. O ułamku mojego dawnego życia, nic więcej.

Od Flora: Róża, to ty?! Wszystko jest u ciebie ok? Gdzie jesteś?

Do Flora: Obiecuję, że się dziś spotkamy. O nic nie pytaj, wszystko ci wyjaśnię później.

Od Flora: Ok.

Schowałam komórkę do kieszeni
i wzięłam głęboki wdech. Nie wiedziałam co zrobić.
Muzyka zaczęła wydobywać się z mojej komórki.
To Roni.
- Halo?- odebrałam w ostatniej chwili.
- Róża! Nareszcie...- w głosie dziewczyny słychać było ulgę.
-Przepraszam, nie mogę teraz rozmawiać, Roni.- ucięłam krótko, bo zobaczyłam jak jakaś postać zmierza w moim kierunku.
Był to nieznajomy, około trzydziestki, mężczyzna ubrany na czarno. Jego ręce pokrywały same tatuaże. Szedł w moją stronę, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Czekaj, Róża, gdzie jesteś?- odezwała się znów dziewczyna.
- W...w Domu Dziecka. Przyjdź z Ofelią, jak chcecie. Dziś właśnie wypisali mnie ze szpitala.- wyjaśniłam i zaczęłam iść szybkim tempem.
-Czek...- nim Roni dokończyła, rozłączyłam się.
Czułam, że coś tu nie gra. Ten mężczyzna coś ode mnie chce...
Odwróciłam się, ale nikogo za mną nie było. Gdy znów chciałam ruszyć do przodu, wpadłam na owego "pana".
- Przepraszam bardzo.- powiedziałam cicho i spróbowałam go wyminąć, ale on ciągle zastępował mi drogę.
- Przepraszam, muszę przejść.- lekko odepchnęłam mężczyznę, ale on był szybszy i złapał mnie za rękę.
- Nigdzie nie pójdziesz, panienko. To nie jest twój świat. Musisz pójść ze mną.- dobiegł mnie łagodny głos.
- Proszę mnie puścić.- szarpałam się.
Mężczyzna kopnął mnie w nogę tak mocno, że kolana ugięły się pode mną. Następnie mnie puścił i zrobił palcami znak, przez który moje dłonie ścisnęły się w niewidzialnych kajdankach. Nie miałam jak uciec, brak wyjścia, drogi ucieczki...

•••
Witam w kolejnym rozdziale. Mam nadzieję, że wciąż was ciekawią dalsze losy Różyczki:)
Życzę wszystkim Szczęśliwych, radosnych Świąt!

UWIERZ WE MNIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz