Wybiegliśmy z Niko ze szpitala. Przez chwilę nie wiedziałam co się dzieje. Byłam zdezorientowana. To co się przed chwilą zdarzyło, wstrząsnęło mną doszczętnie.
- Róża, otwórz oczy! Musimy uciekać!- wiatr zdmuchnął chłopakowi kaptur.
Potrząsał mną, wpatrzony we mnie swoimi dużymi, czarnymi oczami. Widziałam go jak przez mgłę. Nie potrafiłam mu odpowiedzieć.
- Róża...- Nikolas puścił moje ręce, a zamiast tego, przyciągnął do siebie i mocno objął.
Staliśmy tak w milczeniu. Widziałam jak ludzie mijali nas bez słowa, patrząc z zainteresowaniem. Do oczu zebrały się łzy, które rozmazały mi całkowicie pole widzenia.
- Przepraszam...nigdy już na to nie pozwolę. Nigdy.- szeptał do mojego ucha.
Jego oddech był ciepły i delikatny, tak jakby wcale nie musiał oddychać.
- Powiedz, że nic się nie stało. Że to nieprawda. Że wszystko jest dobrze. Pomóż mi.- prosiłam cicho, zachrypniętym głosem.- Ja nie mam brata, nigdy nie miałam.
- Nie zostawię cię. Chodź.- gwałtownie się cofnął i nie patrząc na mnie, usiadł na motorze obok.
Przetarłam zapłakane oczy wierzchem dłoni i spojrzałam na niego. Zmienił się...Już nie jest taki delikatny, nie troszczy się tak jak kiedyś, ciężko mu nawet na mnie patrzeć, rozmawiać. Założył na głowę kask i nadal unikał mojego wzroku. Bez kaptura jest taki przystojny...
Idealne rysy twarzy, idealne czarne, spokojne oczy, idealna fryzura, idealny uśmiech...
W tej kwestii zawsze był taki sam, od naszego pierwszego spotkania. Mój Niko nie jest tym, który siedzi obok i udaje, że mnie tu nie ma. To jego "misja", nic więcej. Kocha inną Różę, ciężko mu przyznać, że już nigdy jej nie zobaczy.
- Dzięki za wszystko, cześć.- posłałam mu chłodny uśmiech, bez cienia jakiegokolwiek uczucia.
Odwróciłam się i, krok za krokiem, szłam przed siebie. Jak najdalej od szpitala, od sierocińca i od niego, od życia.
Miałam serce ze szkła, teraz jest ono soplą lodu.
- Gdzie ty idziesz?- warknął i słyszałam jak wstaje z motoru, rzuca kask na ulicę.
- Do domu. Jak każdy człowiek, kiedyś musi wrócić.- powiedziałam.-Tobie też bym radziła. Wracaj skąd przyszedłeś i nie przychodź z powrotem.
- Róża, dlaczego ty mi to robisz?- nagle pojawił się tuż przede mną.
Kiedyś mi to już powiedział. Pamiętam, ale nadeszła pora, by zapomnieć.
Nie miał kaptura, a gdy staliśmy tak przez chwilę patrząc na siebie, odruchowo sięgnął ręką po kaptur. Chciał znów zasłonić twarz. Dlaczego?
Zatrzymałam go, dotykając kaptura. Powoli odsłaniałam jego włosy i dałam mu do zrozumienia, żeby przestał.
- Daj mi spokój. Odwołaj tą swoją misję, zostaw mnie. Mam gdzieś to co mi powiedziałeś, mam cię dosyć. Ciebie i tych idiotycznych sekretów. Żal mi cię, kleisz się do mnie, bo sam nie masz nikogo...
- Wystarczy.-przerwał mi.- Nie masz pojęcia co robisz. Ty nic nie rozumiesz. Nie mogę pozwolić aby coś ci się stało, mam rozkazy.
Jesteś małą laleczką w wielkim mieście, którą zgubiła dziewczynka. Beze mnie już byś nie żyła.
- Odwal się ode mnie, to moje życie. Nikolas, nie będę cię słuchać. Nie rozumiesz tego? To koniec tej chorej znajomości.- spoglądałam ostro w jego oczy.Chłopak zbliżył się niebezpiecznie. Był coraz bliżej.
Moje serce zaczęło bić w szaleńczym tempie.
- Sama tego chciałaś, Różyczko.- syknął ze złością.
Dotknął czołem mojego czoła i gwałtownie mnie odepchnął. Zrobiłam kilka kroków do tyłu aby nie upaść, a chłopak mnie wyminął.
- Żegnaj, laleczko.- założył na głowę kask i odjechał.
- Żegnaj idioto. - szepnęłam i poszłam w przeciwnym kierunku.
Doskonale znałam drogę ze szpitala do domu Ofelii, a właśnie tam chciałam się teraz znaleźdź. Zaczynały się dziać wokół mnie rzeczy, które mało rozumiałam i tylko ona może je wyjaśnić.
~•••~Zza drzew wyłonił się domek Ofelii.
- Róża?- zatrzymałam się słysząc ten dziwnie znajomy głos.
- Ed?- obejrzałam się za siebie.
Kilka kroków za mną stał mój dobry kolega z ostatnich wakacji.
Byłam z tatą na biwaku i tam również przebywała rodzina Eda. Zakolegowaliśmy się, ale minął rok i prawie go zapomniałam.
- Róża, to ty.- Ed rozłożył ramiona w geście powitania.
Był wysokim szatynem o czysto-zielonych oczach. Jego rodzice podróżują ze swoją firmą po całym świecie. Dlatego on ciągle się przeprowadza. I znów się spotkaliśmy.
Podbiegłam do nastolatka i mocno go przytuliłam.
- Ed, tyle czasu minęło.- powiedziałam, próbując się uśmiechnąć, mimo wszystko.
- Wiesz, dla mnie jakby to było wczoraj. Nie zapomniałem o tobie. Tych szarych, słodkich oczu...- Ed przekrzywił lekko głowę- Tylko teraz jakieś smutne, zaczerwienione. Coś się stało?
- Nic, wszystko ok. Nie przejmuj się mną. Mów jak to się stało, że tutaj jesteś?- zmieniłam temat.
- Kolejna przeprowadzka...Mam szczęście, bo tym razem wylądowałem w tym mieście. Rodzice wynajęli nam mieszkanie.- wyjaśnił.- A ty mieszkasz gdzieś w pobliżu?
- Nie.- skłamałam.- Mam dom w centrum miasta. Lubię chodzić na spacery.
- Aha. Już tyle o tobie zapomniałem. Lubiłaś spacery?
- To nowe hobby. Możemy przejść się razem, jeśli masz czas.- zaproponowałam.
- Wiesz...chciałem poznać okolice. Właściwie, to szukałem ciebie.- wziął moją dłoń i zakręcił mną jak podczas tańca.
- Cieszę się.- pociągnęłam go za rękę.- Chodźmy.
Nagle, gdy zrobiłam krok do przodu, coś pociągnęło mnie z powrotem do tyłu. Czyjaś silna ręka zacisnęła się na moim ramieniu.
- Ed, co ty robisz?- zdziwiłam się.
Cisza, nikt nie odpowiedział.
Odwróciłam się. Zielone oczy chłopaka stały się wyblakłe i zamglone, wyglądał jakby patrzył w nicość.
- Ed?- zaniepokoiłam się.
Nie chciał mnie puścić, a ja miałam wrażenie, jakby jego ręka paliła moje ramię. Syknęłam z bólu.
- Ed! Obudź się i mnie puść!- krzyknęłam, próbując się uwolnić.
Szatyn, szybkim ruchem położył drugą dłoń na moim ramieniu i również zacisnął. Czułam jakby cała siła nagle wyparowała, jakby zabierał mi energię. Pod ciężarem mojego wątłego ciała ugięły się kolana. Nie umiałam się obronić.
- Koniec.- dobiegł mnie czyjś zdenerwowany ton.
Otworzyłam oczy resztką sił i zobaczyłam Nikolasa. Odciągnął ode mnie Eda i przyłożył mu pięścią w twarz.
- Nie!- pisnęłam, odzyskując oddech.
•••
Hej, mam nadzieję, że rozdział nikogo nie zanudził. Chciałam podziękować każdemu, kto wciąż czyta moją opowieść, bo to naprawdę bardzo mnie cieszy. :)
CZYTASZ
UWIERZ WE MNIE
FantasyJa zakochana?! Bzdury! - Wykrzyknęłam światu to co wciąż mnie dręczyło. Nie byłam pewna, czy moje słowa się nie różnią od tego co czuję. Zbliżyłam się do skarpy, jeszcze trochę... - Nie podchodź bliżej. - Gwałtownie się odwróciłam. Około dwóch metr...