Odwróciłam się, a moje serce przyspieszyło rytm.
Przy oknie stał wysoki chłopak o ciemnych włosach i czarnych, błyszczących oczach.
Zimno natychmiast upłynęło z mojego ciała, a zamiast niego zrobiło mi się gorąco. Moje policzki płonęły, serce biło jak oszalałe. Mimo, że martwiłam się o Florę, nie byłam w stanie nawet drgnąć.
Staliśmy naprzeciw siebie, lustrując nawzajem- Ja i Nikolas.
Nie wyglądałam najlepiej, ale on i tak patrzył tylko w moje zdziwione oczy. Nie miał już na sobie czarnej bluzy, tylko równie ciemną, skórzaną kurtkę.
-Róża.- do pokoju wskoczył przez okno Antonio.
Niko bez słowa podszedł do mojej komody i otworzył jedną z szuflad. Śledziłam go wzrokiem, ale zaraz potem powróciłam do brata.
-Czemu mnie zostawiłeś?- wyszeptałam.
-Róża, nie pamiętasz? Powiedziałaś, że nic nie rozumiem i uciekłaś. Chciałem cię dogonić, ale musiałem zrobić wtedy coś ważniejszego- ocalić kumpla.- kiwnął głową na Niko.
Odwróciłam się i zamarłam.
Nikolas trzymał w ręce książeczkę, pamiętnik jego różyczki. Wciąż miałam przy sobie ten ręcznie robiony przedmiot. Patrzył na mnie, tak samo jak Antonio, a ja po prostu pobiegłam do Flory.
Zostawiłam chłopców, myśląc o przyjaciółce. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka,
zamykając je.
-Flora!-pisnęłam, słysząc jej szloch za kabiną prysznicową.
-Proszę, powiedz coś.-mój głos zaczął drżeć.
Mimo próśb, dziewczyna nie chciała mi odpowiedzieć. Otworzyłam drżącymi dłońmi szklane drzwi kabiny. Omal nie zasłabłam.
-Róża, proszę...wyjdź.-szeptała Flora na półprzytomna.
Leżała na płytkach, a prysznic obmywał jej mocno krwawiące nadgarstki. Ubranie nastolatki było przemoczone, ale nie to mnie teraz martwiło.
-Flora...-zakryłam twarz dłońmi, biorąc głębokie wdechy.
To dla mnie zbyt dużo. Nie pomogę jej.
Nie potrafię. Ona się wykrwawia...
-Pomocy!-wykrzyknęłam na przemian płacząc.
Podbiegłam do szafki i zrzuciłam z niej całą zawartość apteczki. Znalazłam bandaż i opatrunki.
-Nie poddawaj się, dasz radę. Walcz i nie trać przytomności.- mówiłam, choć łzy więzły mi w gardle.
Nagle ktoś zaczął się dobijać do drzwi. Słyszałam wołającego Antonio. Próbowałam mocno zacisnąć bandarze na rękach Flory, ale krew nieustannie wypływała. To nie były zwykłe przecięcia...
-Co ty zrobiłaś...- przeraziłam się, bo wiedziałam, że w takim wypadku bandaż na niewiele się zda.
-Przepraszam...Ale nie mogę. Chcę już być z nim...wszystko wróciło. Leon mówił, że zakochał się we mnie i...chce mi pomóc. Rozumiesz?-płakała.
Mocno zawiązałam opatrunki, aby choć trochę zatamować krwawienie.
Leon kocha Florę? Czy on naprawdę chce jej pomóc?
Nachyliłam się i wyłączyłam prysznic. Znów ktoś dobijał się do drzwi.
-Proszę...nikogo nie wpuszczaj. Chcę tego, zrozum.-Flora patrzyła mi prosto w oczy.
-Jak ja mogłabym ci na to pozwolić?- szeptałam i chwyciłam ręcznik, by móc nim ją okryć.
Nadgarstki nadal krwawiły, ale mniej niż przed chwilą. Wiem, że muszę zadzwonić na pogotowie, ale strach przejął kontrolę nad ciałem.
-Ale ja nic do niego nie czuję...Nie mogę mu tego zrobić. Kocham Feliksa...- te słowa odbijały się w moich uszach przez kilka sekund.
Zapomniałam o sekrecie mojego brata,- Antonio to Feliks, przyjaciel Flory, gdy dostał misję, a potem nagle pojawiłam się ja...i zepsułam ich znajomość, ich uczucie. Antonio musiał przerwać misję i szukać swojej siostry - mnie.
A ona myśli, że jej przyjaciel nie żyje i chce być z nim. Zraniłam ją, przeszkodziłam, to moja wina.
-Nie umieraj. To nie ty powinnaś odejść.- zdążyłam powiedzieć, gdy ktoś wywarzył drzwi.
W łazience znaleźli się Antonio i Niko. Flora opadła na podłogę, nawet nie zdążyła spojrzeć na swojego przyjaciela. Jego widok dodałby jej sił.
-Szybko, dzwońcie po karetkę!- zawołałam, trzymając w ramionach nieprzytomną dziewczynę.
Antonio stał nieruchomo, wpatrzony we Florę. Nikolas nadal milczał, ale nie miał już w rękach książeczki.
-Pomogę jej.- nagle mój brat zerwał się i przykucnął obok mnie.-Flora, wybacz mi.
Antonio rozwinął bandaże i krew ponownie zaczęła wypływać.
Straszny widok. Odwróciłam wzrok, który zatrzymał się na Niko. Obserwował każdy mój ruch, oddech, jakby obawiał się, że zaraz mnie nie będzie, zniknę już na zawsze.
Nie wytrzymałam długo jego spojrzenia, więc powróciłam do brata. Przyłożył swoje dłonie do jej rąk. Przez ręce ich obojga przebiegały lśniące smugi, które znikały tak szybko jak się pojawiały. To była energia, jego siła, którą oddawał.
-Toni...-było to pierwsze słowo Nikolasa.-Antonio.
Jednak mój brat nie przestawał.
-Dosyć!- krzyknął Niko i próbował odciągnąć przyjaciela.
-Zostaw mnie!- Antonio wyrywał się, ale nie puszczał dłoni.
Był osłabiony, ale nie opuszczał nadgarstków Flory.
-Wykończysz się!- irytował się Niko.
Wtedy chłopak puścił dłonie i opadł bez sił.
-Ona nie może umrzeć. Za bardzo ją skrzywdziłem, ona myśli, że nie żyję. Okłamałem ją.- szeptał.
-Więc wolisz, żebyście oboje zginęli?!- warknął Niko.- Toni, to nie twoja wina. Pomogłeś jej wystarczająco.
Oglądałam tę scenę. Słowa Niko; "To nie twoja wina" zakłuły boleśnie.To moja wina. To ja rozdzieliłam brata i Florę, a teraz ona chciała się zabić. Nikolas wie, że to wszystko przeze mnie. Jego życie też zepsułam. Zraniłam Roni i Ofelię, okłamując je. Rodzice też nie byliby ze mnie dumni, że nadal nie mogę się podnieść po tym pożarze. Zawiodłam każdego, zraniłam, nie mam na to żadnego usprawiedliwienia. To ja miałam być na miejscu Flory. Ja, nie ona.
Przez to wszystko cierpi też Leon, bo Flora wciąż kocha swojego Feliksa. Nic mi nie wychodzi, nawet Ed przeze mnie oberwał.
Lucjanna i cały sierociniec mają ze mną ciągłe problemy. Jestem beznadziejna. Ja to NIKT.-Przepraszam. Przykro mi.-jedna łza stoczyła się po moim policzku.
Antonio spojrzał na mnie, a potem na Florę. Jej nadgarstki zostały pozbawione wszelkich ran. Już wszystko w porządku.
Brat wstał i wziął na ramiona Florę, a następnie zaniósł do jej łóżka.
Anioły były, są i będą, ale nie sądziłam, że jednym z nich jest mój brat. I Niko...Chłopcy wyszli z łazienki, ale ja zostałam. Posprzątałam wszystko i niepewnie przejrzałam się w lustrze. Mój stan nie był nigdy gorszy...
Nigdy nie czułam się tak jak teraz. Gdyby ktoś wszedł do pokoju z pistoletem, sama poprosiłabym o zastrzelenie prosto w serce.Bolałoby, ale tylko przez chwilę, a nie przez resztę życia.
-Antonio, obiecaj, że już nigdy więcej jej nie zostawisz.- powiedziałam poważnie, wchodząc do pokoju.
-Nigdy. I nie zostawiłbym jej, gdyby...
-...wiem- przerwałam mu.- Teraz nikt już nie stanie wam na drodze. Ona cię potrzebuje.
- Flora żyje i wszystko wraca do normy.- odparł smętnie Antonio, ale nie odrywał od niej wzroku.
-Dobrze.- uśmiechnęłam się do nich.
Wygladali razem piękniej, niż osobno. Są dla siebie stworzeni.
Ja wszystko popsułam, ale więcej tego nie zrobię.Po cichu wyszłam na balkon, gdy chłopcy rozmawiali między sobą.
Przytrzymałam się barierki i wyrzuciłam komórkę. Gdy ta roztrzaskała się na ziemi, znów poczułam palące obręcze na dłoniach. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie, że to koniec.
Że leżę w ramionach mamy, a tata opowiada mi bajkę. Że Szafir i Aton śpią w stajni za rogiem, a pani Ofelia idzie do nas, niosąc ciepłe kakao. Mały Toni siedzi na kolanach taty i również go słucha.
Życie sprzed koszmaru, było jak nie z tego świata. Bardziej nierzeczywiste, niż to co dzieje się teraz wokół mnie.
-Róża, obudź się. Proszę, zrób to dla mnie, błagam. Nie zniosę dłużej tego milczenia. To co się wydarzyło, nas nie dotyczy. Pomogę ci ułożyć sobie życie na nowo. Nauczę cię jak żyć, z dala od świata, którego nie chcesz znać. Razem, mimo naszych złamanych serc, zagubionych dusz i miłości...- uchyliłam powieki.
Kilka centymetrów dzieliło mnie od twarzy Niko. To były jego słowa. Pierwsze, jakie skierował tylko do mnie. I ostatnie za nim znów zamknęłam oczy, ale warte wszystkiego.
[1215 słów]
•••
Witam w kolejnym (jakże smutnym i najdłuższym rozdziale). Z pewnością miał sporo błędów, bo on nie był planowany. Napisałam go pod wpływem natchnienia i nowych pomysłów. Nie był zbytnio ciekawy ani optymistyczny, ale nie każdy człowiek ma życie usłane różami. Dziękuję każdemu za cierpliwość i czytanie. Życzę miłych następnych godzin, nawet po tym smętnym rozdziale;)
CZYTASZ
UWIERZ WE MNIE
FantasyJa zakochana?! Bzdury! - Wykrzyknęłam światu to co wciąż mnie dręczyło. Nie byłam pewna, czy moje słowa się nie różnią od tego co czuję. Zbliżyłam się do skarpy, jeszcze trochę... - Nie podchodź bliżej. - Gwałtownie się odwróciłam. Około dwóch metr...