Przede mną stała Ofelia. W oczach miała łzy.
- Co pani tutaj robi?- Wydukałam, choć zaraz sobie przypomniałam, że przecież ona często tu przesiaduje.
- Różyczko...- Staruszka podeszła do mnie bliżej i mocno przytuliła.- Tak bardzo za tobą tęskniłam. Tak bardzo się o ciebie zamartwiałam... Nikt nie wiedział gdzie jesteś. Zadzwoniłam nawet na policję.- " A kto mógł mnie szukać, oprócz ciebie?"- pomyślałam, bo przecież jedyną rodziną jaką teraz mam, jest ona.
- Przepraszam, że uciekłam. Pewnie ściągnęłam na panią wiele problemów, ale gdy zaczynałam myśleć o Domu Dziecka...- tłumaczyłam się.
-Wiem, że było ci ciężko. Za dużo zmian naraz. Nie unikniemy jednak tego, co nas czeka...- Ofelia posłała mi promienny uśmiech. - Różyczko, to naprawdę ty... Bogu dzięki.
Nagle rozpłakałam się. Nie wytrzymałam. Chciałam uciec od niej jak najszybciej, by nie mogła mnie dogonić i posłać do sierocińca, ale pragnęłam też być z nią przez cały czas. Była dla mnie jak kochająca mama, troskliwa babcia, jak cały mój, rozpadnięty już na kawałki, świat. Ofelia usiadła obok mnie na ławce i również zaczęła płakać.
- Wiesz, Różo, to co zrobiłaś było bardzo nieprzemyślane i mogło cię dużo kosztować.- Nagle jakby spoważniała.- Obiecaj mi, że nie zrobisz tego nigdy więcej.
Zesztywniałam. Nie mogłam skłamać, nie jej, nie mogłam jej tego zrobić. Nie potrafiłam też dotrzymać tej obietnicy.
- To nie jest takie proste, ale niech będzie pani pewna, że następnym razem wszystko sobie przemyślę.- Uspokajałam Ofelię.
Dyskretnie schowałam do torby ręcznie zrobioną książeczkę, tak by Ofelia jej nie dostrzegła.
- Chodźmy do domu, co?- Zaproponowała po chwili ciszy.
- Nie wiem czy... czy jestem gotowa zobaczyć to co...- na myśl o spalonym domu i stajni chciałam znów się rozkleić.
Nagle przed moimi oczami pojawił się galopujący Szafir... Nigdy nie zapomnę tego pięknego konia, jestem pewna. Przez moment zapragnęłam zapytać Ofelii czy może konie przetrwały pożar, ale wiedziałam, że zniosłabym teraz jej odpowiedzi.- Różyczko, dasz radę. Najpierw kupimy ci nowe ubrania. Przez jakiś czas będziesz mieszkać ze mną, dopóki sprawy w związku z sierocińcem się nie ułożą. Przez twoją ucieczkę wiele rzeczy się skomplikowało.- Słowa Ofelii o mieszkaniu z nią wywołały na mojej twarzy uśmiech.
Nie mogłam być jednak w pełni szczęśliwa i obawiam się, że już nigdy nie będę.*
Wracałyśmy z zakupów do domu milcząc. Przez ten czas zdecydowałam, że nie będę mówić Ofelii o historii z Nikolasem. To już przeszłość. Nigdy więcej go nie spotkam i nie zobaczę.
- Nigdy więcej...- westchnęłam cicho.
- Co mówisz, Różo?- Spytała Ofelia, która najwyraźniej wszystko słyszała.
- Nic, nic.- Odparłam wymijająco.
Czemu tak się przejęłam tym, że go więcej nie zobaczę? Nie powinnam w ogóle o nim myśleć, a on mimo to, ciągle pozostaje w centrum mojej uwagi, nawet gdy go przy mnie nie ma.
- Powiedz, co się z tobą działo gdy cię nie było.- Poprosiła Ofelia.
- Moje rany były jeszcze świeże i byłam bez sił. Trochę czasu spędziłam w jakimś opuszczonym domu, trochę w lesie i parku...- odparłam spokojnie.
- Dziecko, to wszystko było takie niebezpieczne... Mogłaś przecież tam zemdleć albo na długo stracić przytomność i kto by cię uratował?- Staruszka znów była przerażona moim zachowaniem.Czy ona naprawdę nie wiedziała, jak ja się czułam?
Gdybym jej powiedziała, że omal nie spadłam ze stromej skarpy do rzeki, że mieszkałam z nieznajomym chłopakiem, że chciałam się zabić w lesie, nie wiem czy w ogóle by mi w to potrafiła uwierzyć.
Jednak nie żałowałam żadnej ze swoich decyzji, każdą choć trochę przemyślałam. Gdyby nie Nikolas, pewnie słowa Ofelii stałyby się rzeczywistością. Leżałabym powyginana i utopiona na dnie rzeki albo powieszona na drzewie w głębi lasu. I nikt o niczym by nie wiedział.
- Nad czym tak myślisz?- Spytała sąsiadka.- Spójrz, już jesteśmy.
Podniosłam głowę i zobaczyłam... mój dawny dom.
Czułam jak policzki mi płoną, a do oczu pchają się łzy. Wspomnienia odżyły. Wszystkie uczucia: radość, smutek, żal powróciły niespodziewanie.- Różyczko, jesteś silna, pamiętaj o tym.- Znów odezwała się staruszka.
- Mamo, tato...- szeptałam myśląc o wszystkich wydarzeniach, które się tam odbyły.Tam nikt już na mnie nie czeka. Nikt nie przyniesie mi rano gorącej czekolady. Nikt tam za mną nie tęskni. Tam nikogo już nie ma...
Wyrwałam się z objęć Ofelii i pobiegłam do ruin, kiedyś pięknego domu. Weszłam do środka. Przeszłam przez korytarz, salon, kuchnię, w której wciąż jeszcze znajdowały się na ścianach obrazy mamy. Ona uwielbiała malować... Uśmiechnęłam się do namalowanego obrazu. Potem weszłam po skrzypiących resztkach schodów na górę. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi pokoiku mamy, w którym zawsze oddawała się swojej pasji. Nie byłam w nim odkąd zmarła. Nie mam mamy od tak dawna, a teraz brakuje mi jej jeszcze bardziej. Przy ścianie leżał jej ostatni, niedokończony obraz. Dotknęłam palcem płótna. W jednej chwili przypomniałam sobie jak z nią malowałam. To była pasja, którą dzieliłyśmy obie, i ja i ona.
Opuściłam to miejsce ze łzą na policzku. Weszłam do mojego pokoju. Tam wszystko było spalone i nic nie ocalało. Tak samo jak sypialnia rodziców.
Gdy wróciłam na podwórko, Ofelii już nie było. Musiało upłynąć dużo czasu, bo słońce zbliżało się już ku sporej górze, gotowe się za nią skryć. Nie potrafiłam jeszcze wejść do stajni, bo bałam się zobaczyć tego, co tam się wydarzyło. Nie wiedziałam co się stało z Szafirem i Atonem, ale przerażała mnie odpowiedź.
Pobiegłam w stronę niewielkiego domu Ofelii. Widok ogrodu leżącego przy jej domu sprawił, że przestałam na chwilę myśleć o strasznej przyszłości, która mnie czeka. Weszłam do środka przez bramę kwitnących róż. Mama je kochała. Zapach był cudowny. Usiadłam pod kwitnącymi pąkami kwiatów i już byłam pewna, że właśnie to jest moje ulubione miejsce. Miejsce, w którym czuję się bezpieczna, nawet po tym wszystkim co się wydarzyło.
CZYTASZ
UWIERZ WE MNIE
FantasíaJa zakochana?! Bzdury! - Wykrzyknęłam światu to co wciąż mnie dręczyło. Nie byłam pewna, czy moje słowa się nie różnią od tego co czuję. Zbliżyłam się do skarpy, jeszcze trochę... - Nie podchodź bliżej. - Gwałtownie się odwróciłam. Około dwóch metr...