*48*

26 3 2
                                    

Zamiast wind, znajdowały się tutaj pomieszczenia, które przenoszą osoby w inne miejsce znacznie szybciej- portale.
Właśnie nimi posługiwali się strażnicy.
Przed oczami widziałam pewnego chłopaka... Wykorzystał podobne działanie portalu i oboje trafiliśmy do "jego" domu.
Teraz wiem, że to wszystko było grą, zadaniem, które musiał doprowadzić do końca... Tylko te jego oczy, one zawsze mówiły prawdę.
Strażnicy pociągnęli mnie za sobą przed ogromne wrota, pomalowane czerwoną farbą.
Narysowali skomplikowany znak między liniami bramy, który odblokował wszystkie pozostałe zabezpieczenia. Gdy otworzyły się ostatnie stalowe drzwi, zobaczyłam pokój o szklanych ścianach, a na każdej z szyb, widoczna była inna część Świata Aniołów.
-Szklane Oko.- szepnęłam, przypominając sobie rozmowę Nikolasa i Roni.
Koronni też musieli zbudować coś podobnego. Pokój był ogromny, umeblowany na biało.
Pośrodku tego wszystkiego, stała Nikifora w krwisto-czerwonej sukni, nadając kontrast wszystkiemu wokół.
-Wejdźcie.- rozkazała władczym tonem.
Mężczyźni, również ubrani w czerwone mundury, popchnęli mnie ku niej, choć rana na nadgarstku i tak wystarczająco bolała.
Spojrzałam wzrokiem pełnym nienawiści na strażników i przeniosłam go na zdumioną twarz Nikifory. Patrzyła w moje oczy, a jej dłonie zaczęły drżeć. Gdy tak lustrowałyśmy siebie wzrokiem, kobieta naprawdę zaczynała przypominać mi mamę. Te same włosy, oczy i usta, wydatne kości policzkowe.
Obiecałam sobie, że już nigdy więcej nie będę porównywać osób do mojej mamy.
-Zarządczyni, dobrze się pani czuje?- zapytał starszy strażnik.
Kobieta wyglądała, jakby patrząc na mnie, odkryła długo skrywaną tajemnicę.
-Nikiforo?- zaniepokoił się młodszy.
Nikifora wskazała na drzwi.
-Wyjdźcie.- prawie szeptała.
Mężczyźni stali w miejscu, nie wiedząc co zrobić.
-Wynocha!- krzyknęła zarządczyni.- Zostawcie dziewczynę i wyjdźcie.
Gdy zamknęły się za nimi drzwi, Nikifora podeszła do mnie, chwytając za ręce. Jej oczy zalśniły łzami, jednak żadnej nie uroniła.
-Jak masz na imię, dziecko?- spytała.
-Róża.- odparłam, choć mój sąsiad wyraźnie powiedział mi, żebym nigdy nie mówiła prawdy.
Jednak nie byłam w stanie teraz kłamać.
-Róża...- spuściła wzrok, głośno wzdychając.
-Ach, jesteś tak bardzo podobna...- przerwała, ujmując moją twarz w dłonie.
-Przepraszam, czy dobrze...- nie pozwoliła mi dokończyć.
-Nie masz za co przepraszać, moje drogie dziecko.- uśmiechnęła się ciepło.
Rzeczywiście musiała bardzo przeżyć stratę rodziny.
-Moja córka...ona również miała takie same...- ponownie umilkła.
-Pani też przypomina mi kogoś.- wyznałam, dostrzegając rozpacz w oczach kobiety.
-Tak?- znów się uśmiechnęła.- Wkrótce ponownie się zobaczymy.
Nieco się odsunęła i zawołała straży. Moja cela już na mnie czekała. Idąc, nie mogłam zrozumieć sensu w dalszym przetrzymywaniu mnie. Z tego wszystkiego, nawet nie spytałam o powód zatrzymania i następnego spotkania.
- Zrobili ci coś?- zapytał chłopak, gdy tylko znalazłam się w celi.
-Nie...- odsunęłam się od dzielącej nas kraty i położyłam w rogu.
-Nie? Powiedziałaś im, kim jesteś? - ciągnął dalej.
-Tylko się przedstawiłam, bez nazwiska.- mruknęłam.
Powoli ograniał mnie sen.
Chłopak nie odpowiedział, a ja nawet nie spoglądałam w jego stronę.
-Niki wie o tym, że jesteś Obronną?- odezwał się po chwili ciszy.
-Nie mają mnie nawet w rejestrze, tak powiedziała mi kiedyś pewna osoba.- Nikolas pojawiał się we wszystkich moich wspomnieniach.- Nikifora nawet nie spytała mnie o to.
-Nie?- sąsiad po raz kolejny nie mógł w to uwierzyć.
-Nie!- warknęłam ze złością.
Denerwowały mnie takie pytania, zwłaszcza od obcej osoby. Przylgnęłam do zimnej podłogi i próbowałam zasnąć.

—— * ——

-Czy to na pewno ona?- ledwo słyszałam głosy dobiegające z korytarza.
-Nikifora powiedziała, że ma zastąpić jej wnuczkę. Nie podała powodu.- chciałam powrócić do snu, ale tajemnicza rozmowa mi nie pomagała.
-Mamy ją do niej zabrać?
-Tak. Zarządczyni chce zadać jej kilka pytań, a potem oficjalnie ogłosić Następcą.
-A jeśli nie zda egzaminu? Wielka Rada nie będzie zadowolona...
-Nadchodzi walka, która ma zakończyć wszelakie spory, a Oni pragną krwi. My im ją damy.
-Sądzisz, że dziewczyna nie wygra?
-Sama na pewno nie podoła zadaniu. Nikifora będzie musiała znaleźdź następcę.
Całkowicie rozbudzona, sojrzałam na dwa cienie przy mojej celi. Z każdą sekundą coraz lepiej widziałam. Jaka dziewczyna zaprzątała ich myśli? Nikifora chce przydzielić do walki jakąś nastolatkę, która ma przegrać i tym samym upokorzyć Obronnych? Czy z tego nie wybuchnie jeszcze większa wojna?
-Jest tyle kandydatów, ochotników. Dlaczego akurat to obce dziecko ma zginąć?
-Kto powiedział, że dziewczyna zginie? Może wygrać i tym samym zyskać przychylność Wielkiej Rady.
-Delamorowie to świetnie wyszkoleni wojownicy. Nie ma z nimi szans.
-Nikifora nie poznała jeszcze jej daru. To właśnie on przesądzi o tym, czy stanie do walki.
Zaczęłam czołgać się w stronę wyjścia, by jeszcze więcej usłyszeć. Mrok dawał mi przywilej niewidzialności dla rozmawiających na korytarzu.
-Oby to dziecko nie miało specjalności, która może ją zniszczyć. Pogrąży samą siebie.
-Wątpię, żeby to kruche ciałko posiadało w sobie coś szczególnego...
-Masz rację.
Zawsze mam dziwne wrażenie, że chodzi o mnie, tym razem też tak było.
-Hej.- szepnął chłopak zza krat.
Odwróciłam się w jego stronę, nieco zdezorientowana.
-Pamiętaj, nikomu nie mów prawdy.- w półmroku widziałam jego szczupłą sylwetkę, przylegającą do ściany.
-Jakiej prawdy?- chciałam wiedzieć.
Strażnicy nagle zamilkli i nastała cisza. Słyszałam własne bicie serca.
-Każdej prawdy.- odpowiedział ledwo słyszalnie.
-Cicho bądź.- skarcił chłopaka mężczyzna.
-Tak jest, Ambroży.- zwrócił się do starszego strażnika.
Ambroży był niskim, pomarszczonym mężczyzną o długich, siwych włosach związanych w kucyk.
Jego posłuszeństwo ogromnie mnie zdziwiło. Czyżby, aż tak bał się Obronnych? Czy Nikifory wszyscy się boją?
W Moim świecie byłaby miłą, starszą panią bez zmarszczek i siwych włosów.
Ideał dla każdej kobiety. Upomniałam się w myślach, dla mnie Mojego Świata już nie ma.
-Ty masz na imię...- przerwał młodszy strażnik, patrząc prosto w moje oczy.
-To nieistotne.- Ambroży pchnął lekko swojego pomocnika aby się usunął.
Otworzył moją celę i odnowił działanie rany na nadgarstku. Poczułam ponowny, piekący ból.
W głowie zalśniło pytanie; dlaczego? Dlaczego?
-Nikifora cię oczekuje.- powiedział stalowym tonem.
-W Szklanym Oku?- odezwał się chłopak.
-Ostrzegam cię, milcz.- zwrócił się do niego, jednocześnie wypychając mnie na korytarz.
-Tak jest, Ambroży.- znów okazał posłuszeństwo.- Ale ona nic złego nie zrobiła.
Obaj mężczyźni odwrócili się w jego stronę.
-Tego nie wiemy.- burknął młodszy strażnik.
-Niech cię to nie obchodzi, mój drogi. Wkrótce i z tobą Nikifora porozmawia. - zabrzmiało to jak groźba, ale i jednocześnie ogłoszenie zamiarów Zarządczyni.
Nikifora chce mieć przy sobie mnie i chłopaka, tylko po co?
-Tak jest...
-Daruj sobie. - Ambroży skierował mnie ostro w prawy korytarz, pozostawiając chłopaka i resztę więźniów samych sobie.

Mijane sale i portale świadczyły o zmianie pobytu Nikifory. Tym razem nie chce się spotkać w Szklanym Oku, tego jestem pewna. Wszystko wokół sprawiało, że czułam się kompletnie zagubiona, bezbronna, zrozpaczona. Nie miałam z nikim szans, nawet z tutejszymi dziećmi. Wszyscy byli doskonale wyszkoleni i utalentowani, mnie nie pomoże jazda konna czy malowanie. Nic nie rozumiałam, przecież widać jak na dłoni, że jestem zwykłym człowiekiem, nie należę do Półludzi- półaniołów.
Zaczynałam nienawidzić Nikolasa i Roni za to, co mi zrobili. Przynajmniej próbowałam...
Ambroży odblokował stalowe drzwi, który otworzyły się z hukiem.
-Dalej pójdziesz sama. Licz kroki, stanij po dwudziestu i skręć w prawo. - polecił strażnik i wycofał się nieco.
Kiwnęłam głową, czując jak drżą moje kolana. A może to płuapka?
Gdy tylko przekroczyłam próg, stalowe drzwi zamknęły się za mną. Ostatni raz odwróciłam się za siebie, widząc skrawek twarzy Ambrożego. Jego usta wykrzywił grymas bólu, współczucia.
On mi współczuje?
Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam liczyć kroki.
Korytarz był długi, a pokoii mnóstwo. Jeden, dwa, trzy...
Podłoga ułożona z kamienia, lśniła w poświacie lamp.
Dziesięć, jedenaście, dwanaście...
Cisza była przyjemna, choć to dziwne, że z żadnego pokoju nie dochodziły głosy. Czyżby twierdza była pusta? Najeżona strażnikami, dręcząca więźniów, ale pusta.
Piętnaście, szesnaście, siedemnaście..
Spoglądałam tylko w prawo. Wszystkie drzwi były identyczne, żadne się nie wyróżniały, a mimo to Nikifora chce "porozmawiać" właśnie w tym wybranym pokoju.
Dwadzieścia. Skręciłam w prawo, mając nadzieję, że to właściwe drzwi. Nie były nawet numerowane. Stanęłam na płycie tuż przed drzwiami, gdy nagle otworzyły się szeroko, ukazując pustą, wąską salę w kolorze krwistej czerwieni. Ściany raziły swym kolorem, jedynie podłoga pozostawała taka sama jak na korytarzu, kamienna.
Weszłam niepewnie do środka.
-Nie możesz teraz postawić jej w takiej sytuacji. Nie jest gotowa, wciąż uważam, że to zły pomysł. ... Sabrino, mylisz się. ...
Nic nie rozumiesz. Mnie też zależy na uratowaniu wnuka, ale odnalazłam twoją córkę. - Nikifora stała tyłem, przy tarasowych drzwiach.
Słyszałam jak rozmawia przez słuchawkę na uchu, ale najbardziej zdumiało mnie to imię; Sabrina. Imię, które kochałam, które było odzwerciedleniem miłości. Imię mojej mamy.
Nikifora ubrana była w tę samą czerwoną suknię, co ostatnio, a mimo to wyglądała inaczej. Jej włosy, teraz zauważyłam różnicę, były rozpuszczone i wyprostowane, sięgające do szyi. Nie miałam pojęcia jak z tak krótkich włosów udało jej się spiąć je w kok.
Po chwili skończyła rozmowę, która brzmiała raczej jak kłótnia i zobaczyła mnie.
-Róża, już jesteś. - bardzo zdziwiła ją moja obecność.
-Drzwi były otwarte, więc... - tłumaczyłam się.
-To płyta.- odparła szybko.
- Drzwi otwierają się automatycznie gdy dotkniesz płyty. Łatwy sposób na uniknięcie kontaktu z bakteriami.
Kiwnęłam głową. Gdy sięgnęła po moją dłoń, szybko zakryłam ranę, odrywając przy tym zaschniętą krew.
-Co to? - zmartwiła się.
Wykrzywiłam twarz z bólu. Rana piekła i krwawiła, a ja nie byłam w stanie nic zrobić. To proste użycie Anielskich Znaków, jednak nie tak proste jak ludzka rana, która owiele mniej boli.
-Niech tylko dorwę tego Strażnika. - syknęła Nikifora, dotykając palcem wgłębienia w ścianie.
Czerwona płyta wysunęła się ku niej, z mnóstwem bandaży i maści. Nie mogłam uwierzyć, skąd ta apteczka znalazła się w ścianie?
-Nam jest potrzebny tylko bandaż. - powiedziała, rysując nad moją dłonią taki sam znak, który jednocześnie stwarzał ranę.
Gdy skończyła, ustąpiło krwawienie, a rana stopniowo malała. Owinęła nadgarstek bandażem i ciepło się uśmiechnęła.
-I po kłopocie. Nie mogłabyś w takim stanie pokazać się przed egzaminatorami. - tłumaczy, prowadząc mnie ku tarasowym drzwiom.
-Egzaminatorami? - powtórzyłam.
Wyszłyśmy na taras, skąd rozciągały się piękne widoki Miasta Obronnych. Nikifora zasiadła przy eleganckim stoliczku, zapraszając mnie bym do niej dołączyła.
-Właśnie to chciałam ci oznajmić. Jako Następczyni musisz dbać o honor rodu Obronnych. O honor rodziny.
Patrzyłam na nią spanikowana.
Miałam ochotę się rozpłakać.
-Jak to? Ja Następcą? - wykrztusiłam w końcu.
-Tak, egzamin tutaj nie będzie potrzebny, a ja przygotowałam dla ciebie już cały plan zajęć. - nie przestawała się uśmiechać.
-Nic o mnie nie wiecie. Nie ma mnie nawet w rejestrze, więc dlaczego ja? - chciałam zasypać ją pytaniami, ale interesowało mnie tylko jedno; Dlaczego ja?

————— & ——————

1670 słów! Najdłuższy rozdział jaki udało mi się tutaj zamieścić i mam nadzieję, że co nie co się wyjaśniło, a reszta nadal pozostaje zagadką... Bo właśnie o to mi chodziło❤❤
Jeśli komuś ten rozdzialik się może spodobał, kogoś zaciekawił, chętnie przyjmę gwiazdkę i przeczytam komentarz 📖 ;)
Miłych wakacji🎉🎆

UWIERZ WE MNIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz