-Minęło kilka dni, a ty dalej nie chcesz nic jeść, Różyczko. - Przerwała moje namysły Ofelia.
Siedziałam na łóżku, słuchając ulubionych piosenek. Byłam prawie cała w bandażach, ale minęło kilka dni i czułam się o wiele lepiej.
-Po co mam jeść, kiedy nie jestem głodna. - Mruknęłam.
-Jak możesz nie być głodna, skoro nic nie jadłaś od rana!- Irytowała się staruszka.
-Przejdę się, to mi najlepiej zrobi.- Stwierdziłam, po czym wyłączyłam telewizor i lekko uśmiechnęłam się do Ofelii.
-Dobrze, przejdź się. Pójdę porozmawiać z doktorem, kiedy będziesz mogła wyjść ze szpitala.- Odparła staruszka.
-Po co?! No i co ze mną będzie, gdy stąd wyjdę? - Czułam jak ogarnia mnie panika. - Dom, stajnia, ojciec...nie mam już nic...- Od dawna myślałam o tym, co będzie, gdy będę musiała opuścić szpital.
-Masz mnie. Różo, to oczywiste, że cię do siebie wezmę. Będziemy mieszkać razem.
-Jak pani to sobie wyobraża? Nie starcza pani nawet na własne, skromne potrzeby! Myśli pani, że nie widziałam jak tata pożycza pani kasę na rachunki?! O czym pani w ogóle mówi?!- Płakałam na samo wspomnienie o tacie i dawnym życiu.Nie patrząc więcej na Ofelię, wyszłam z sali. Pobiegłam do najbliższej toalety, zamykając się w niej na klucz. Łzy spływały mimowolnie i skapywały na moją koszulkę. Spojrzałam na siebie w lustrze. Wyglądałam okropnie, ale przecież nawet oddech był teraz nieprzyjemny i bolesny.
Siedziałam tam nie wiem jak długo, ale zdążyłam zgłodnieć. Kilka osób dobijało się do drzwi pod groźbą wezwania pielęgniarek. Co miałyby zrobić mi jakieś pielęgniarki? W końcu, gdy się trochę uspokoiłam, wyszłam z toalety i wróciłam do sali. Przy łóżku siedziała Ofelia, trzymając w rękach paczkę zapakowaną w ozdobny papier.
Na jej widok w gardle powstała mi wielka klucha, której nie mogłam przełknąć. Podbiegłam do niej i objęłam ją mocno. Było mi strasznie głupio, po tym co jej powiedziałam.
-Przepraszam.- Szepnęłam sąsiadce do ucha.
-Och... Różyczko, wszystko co powiedziałaś, to była przecież prawda.- Ofelia się uśmiechnęła.
-Naprawdę mi głupio. Chciałabym z panią mieszkać, a nie wylądować w...- przerwałam na samą myśl o tym.
-Doktor Alan powiedział, że jutro będziesz już mogła wyjść.- Powiedziała po chwili ciszy Ofelia.
-Yhm...- Cicho westchnęłam i usiadłam na łóżku.
-Mam coś dla ciebie.- Staruszka podała mi pudełko.
-Dziękuję. Co jest w środku?
-Sprawdź sama, Różyczko.- Uśmiechnęła się.Rozpakowałam i otworzyłam pudełko. Wewnątrz leżała gruba książka...
Wyciągnęłam ją i otworzyłam. To nie była książka, lecz album, zapełniony naszymi zdjęciami. Byli na nich tata, Ofelia, ja, a nawet nasze konie i mama... Oglądałam stronę po stronie bez słowa, ale czułam, że szklą mi się oczy.
-Dziękuję. To... jest pani kochana.- Uśmiechnęłam się szeroko.
-Pozbierałam z waszego domu zdjęcia, które były całe i dodałam kilka swoich. - Na wspomnienie domu, z którego teraz zostało niewiele, chciało mi się płakać.
- Nawet gdy już mnie przy tobie nie będzie, będziesz miała tutaj i mnie, i całą rodzinę- Wskazała na album.- Ale to nie wszystko. Sprawdź co jeszcze jest w środku.
Sięgnęłam do wnętrza i wyciągnęłam z niego paczuszkę z nowym smartfonem.
-Chwilowo nie masz telefonu, więc nowy chyba mógłby ci się sprzydać.
-Tak, bardzo dziękuję, ale on musiał być drogi, a pani...- Ofelia mi przerwała.
-Uzbierało się trochę moich oszczędności.
-Dziękuję stokrotnie.- Odparłam. - Naprawdę. Nie musi pani.
- Nie wygłupiaj się skarbie, młodzi potrzebują tych rzeczy. - Mrugnęła porozumiewawczo, tuląc mnie do siebie. - No...muszę już iść do domu. Spakuj się. Jutro wychodzisz.Ofelia posłała mi promienny uśmiech i wyszła z sali.
-Nie chcę iść do jakiegoś pokręconego Domu Dziecka!- Kopnęłam krzesło, które z hukiem wylądowało na podłodze.
Padłam bezradnie na łóżko. Samotność wydobywała z głębi mojej głowy najczarniejsze myśli i przypuszczenia.
- Dziecko, co się dzieje? - W drzwiach stanęła poirytowana pielęgniarka.
- Przepraszam.***
Obudziłam się, podczas gdy jeszcze panował mrok. To co zaraz potem zrobiłam, nie było zbytnio przemyślane, ale nie mogłabym wytrzymać w Domu Dziecka. Nigdy w nim nie byłam i nie chcę być.
Spakowałam do torby kilka swoich ubrań i rzeczy. Wciągnęłam na siebie stare dżinsy i czystą koszulkę, zarzuciłam na plecy ciepłą bluzę, na koniec wsuwając na stopy czarne trampki.Wyszłam po cichu na korytarz. Akurat jedna z pielęgniarek wchodziła wejściowymi drzwiami i zniknęła w lewym korytarzu. W ostatniej chwili przed zamknięciem, złapałam za drzwi.
Uciekłam.
Gdy wyszłam na ulicę, wiedziałam, że pewnie nigdy już więcej nie zobaczę Ofelii, ale kto wie... .
Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę to robię, ale wiedziałam, że nie mam wyjścia. Musiałam się pośpieszyć.Biegłam chodnikiem. Z każdą sekundą robiło mi się coraz słabiej. Zorientowałam się, że biegnę mostem, blisko urwiska. Oprócz własnego oddechu słyszę również obecność drugiej osoby, biegnącej tuż za mną.
Gdy nagle słabnę, ktoś łapie mnie w tali i przyciąga do siebie. Poczułam jak mnie podnosi i gdzieś niesie. Wreszcie od dawna poczułam się bezpiecznie, choć byłam w ramionach obcej osoby.
Nieznajomy człowiek, a wydał mi się taki bliski.••••••
CZYTASZ
UWIERZ WE MNIE
FantasyJa zakochana?! Bzdury! - Wykrzyknęłam światu to co wciąż mnie dręczyło. Nie byłam pewna, czy moje słowa się nie różnią od tego co czuję. Zbliżyłam się do skarpy, jeszcze trochę... - Nie podchodź bliżej. - Gwałtownie się odwróciłam. Około dwóch metr...