Nigdy nie sądziłam, że mogę czuć się jeszcze gorzej, kiedy nagle uświadomiłam sobie, że zostałam okłamana przez własną przyjaciółkę.
-Roni?- wykrztusiłam.
Antonio minął dzielący nas blat i mocno mnie objął.
-Wiesz...Różo, nie jesteś sama mimo tego wszystkiego. Opowiem ci coś. Któregoś dnia wyciągnąłem album i zobaczyłem ten niezwykły uśmiech, za którym tak bardzo tęskniłem. Czułem się wtedy okropnie,że nie mogłem być obok ciebie.W tamtej chwili wszystko stało się dla mnie lepsze, ten jeden uśmiech, ta mała dziewczynka dała mi nadzieję na zmiany...
że można jeszcze naprawić świat.- mimo słów brata, nie potrafiłam znaleźdź w sobie iskry optymizmu.
-Antonio.- lekko się odsunęłam.
- Dlaczego mi o tym mówisz?
-Bo...nie zorientowałem się, że moja mała siostrzyczka nie ma już pięciu lat, tylko piętnaście. Jest sama, z mnóstwem problemów, a ja o tym nie miałem pojęcia.- patrzył na mnie z ogromnym smutkiem.
-Nie możemy żyć przeszłością, podczas gdy cała przyszłość się wali.-czułam jak nieproszona łza cicho przemyka po moim oku.
-Ty jednak potrafisz, Róża. Nie możesz zapomnieć pożaru, tamtej nocy, śmierci rodziców... Żyjesz z tym bólem każdego dnia i sądzisz, że nikt nigdy nie zobaczy co chowasz pod zasłoną uśmiechu.- patrzył mi prosto w oczy.-Zapomniałaś o tym, że ja również cierpię, że cię potrzebuję. Jesteś całym moim światem.
Wargi drżały na mojej twarzy, tak bardzo chciałam coś powiedzieć, ale wiedziałam, że zamiast słów polałyby się słone łzy. Wtuliłam się w bluzę brata i czekałam, aż znów coś powie. Zrozumiałam, że nie mogę ufać nikomu. Antonio równie mocno mnie przytulił, co sprawiło, że przez chwilę zapomniałam o wszystkich problemach.
-Dlaczego Weronika mnie okłamała? Przez cały czas była tak blisko mnie, zwierzała się... Mówiła, że też straciła rodziców, żyła w sierocińcu. Jak ona mogła patrzeć mi w oczy i opowiadać o przyjaźni? Czy ona nie ma serca?- mówiłam.
-Weronika również dostała misję, dlatego zamieszkała tutaj pod przykrywką zastępczej rodziny. Nie musiała się z tobą zaprzyjaźniać, ale uznała, że tak lepiej pozna swojego wroga.-wiedział, że tymi słowami mnie rani, ale nareszcie poznałam bolesną prawdę.
-Co teraz?- spytałam bezradnie.
-Nikolas i Ima pewnie się już domyśleli, że cię zabrałem.- stwierdził mój brat.
-Właściwie to...dlaczego kazałeś mu się mną opiekować?-chciałam wiedzieć.
-Był jedyną osobą, której ufałem, że na pewno nie spuści cię z oka, podczas gdy ja...musiałem zająć się Florą.-odparł.
Podeszłam do okna i przyjrzałam się drzewom zza szkła. Wzięłam głęboki wdech.
-Czyli od teraz każdy przygotowuje się do wojny.
-Ty nie.- zdecydował Antonio.
-Ale...mówiłeś, że wszyscy następcy muszą się ze sobą zmierzyć.-nic nie rozumiałam.
-Nie jesteś gotowa.- podszedł do mnie.
Zdałam sobie sprawę, że to poniekąd dobra wiadomość, bo nie będę musiała nikogo zabijać, a już na pewno nie tych osób, na których mi zależało.
-Możemy to jeszcze sprawdzić.- mój brat wpadł na nowy pomysł.
Patrzył na mnie, z pewnością zastanawiając się, czy dam radę.
-Nie chcę nikogo skrzywdzić.- bronię się.- Masz rację, nie jestem gotowa i będzie najlepiej, jak zniknę gdzieś na czas walki.
-Nie musisz nikogo narazie krzywdzić. Chcę wiedzieć, jaka jest twoja specjalność.-twardy głos Antonio przypominał chwilami Nikolasa.
-Żadną.- mruknęłam.
-Ukrywasz coś. Moja kochana siostrzyczko, jesteś wyjątkowa, pochodzisz ze szlacheckiego rodu i jesteś aniołem, a każdy z nas posiada w sobie to „coś".- złagodniał, ujmując moją dłoń.
-Antonio...-spojrzałam w jego niebieskie oczy doszukując się w nich jakichkolwiek oznak miłości, troski czy tęsknoty, ale widziałam jedynie chłód.Zmienił się, jest inny, nie do poznania...
Jego spojrzenie było niczym stal, a patrząc w moje oczy zaczynał się gubić. Słyszałam bicie serca brata, jego dłonie, które nagle oderwały się od moich. Patrzył na mnie ze zdziwieniem.
-Chodź na zewnątrz, chyba muszę pooddychać świeżym powietrzem.- natychmiast znalazł się przy szklanych drzwiach i chwycił za metalową klamkę.
Podążyłam za nim.
Byłam pewna, że mam w sobie coś, co zmienia ludzi. Czuję ich emocje, uczucia, a czasem nawet myśli. Może...kiedyś będę miała w sobie na tyle sił aby spojrzeć jeszcze raz w oczy Niko i spróbować go zmienić...jeśli on przeżyje tę wojnę.Wyszłam na łąkę porośniętą ciemną trawą i drobnymi stokrotkami. Antonio stał podparty o drzewo, zakrywając twarz rękoma.
-To boli...-wyjąkał.-Prawda?
Toni odwrócił się do mnie z zapłakanymi oczami. Wskazał na moje dłonie.
Poranione nadgarstki przez niewidzialne obręcze.Tak, bardzo boli braciszku...
-Nie, to...nic, już prawie się zagoiło.- szeptałam.
-Twoje szare, zaczarowane oczy...zmieniły coś we mnie.- mówił przełykając łzy.- Cierpisz moja siostrzyczko.
Złapał mnie za ręce bardzo delikatnie.Tak, bardzo cierpię braciszku.
-Nie, za to ty cierpisz Toni.- objęłam go mocno.
-Proszę, spójrz mi w oczy jeszcze raz. Chcę to poczuć bardziej.- szlochał wtulony we mnie.
-Co poczuć?- chciałam wiedzieć.
-Że jestem zdrajcą, zakłamanym, najgorszym...nic nie wartym przyjacielem...Nikim.-słowa wylewały się z jego ust razem ze łzami.- Nie mogę walczyć z moim „bratem", nie chcę go krzywdzić, zabić. To tak niemożliwie boli...Wiem, czasem jest jeszcze gorzej.
-Nikolas to twój przyjaciel, nigdy byś go nie zdradził, nie okłamał i nie skrzywdził, Antonio.- powiedziałam, nie wypuszczając brata z uścisku.
-Nie mamy wyboru, Różo. Nie mamy...-odsunął się ode mnie.-Kochasz go?- wspomnienia znów powróciły.
Słyszałam Roni, gdy rozmawiałyśmy w jej ulubionym miejscu.
Wtedy nie powiedziałam prawdy, gdybym wyznała jej co czuję do Niko, wykorzystałaby to teraz aby mnie pokonać. Podobnie czuł się Antonio, ale jego przyjaźń jest prawdziwa. Moja nie była nawet udawana, to tylko namiastka gry.-Zawsze jest jakiś wybór. Możemy stąd uciec, zapomnieć o wszystkim i...
-Nie możemy. Wielka Rada zamknęła wszystkie przejścia. Nikt nie ma na tyle siły aby pokonać barierę oddzielającą oba światy.- zaprotestował Antonio.
-Musimy się im przeciwstawić. Może ta walka nie będzie potrzebna, a wraz z nią nastanie pokój?
-Ryzykujemy życiem wszystkich ludzi z tamtego świata. Gdyby rody się o tym dowiedziały nie w porę, to zemściłyby się na ludziach, których znasz. Dla nich ta walka ma znaczenie.
-Nie chcesz zabić swojego „brata", prawda?- spytałam, choć znałam odpowiedź.
-Nie.
-W takim razie, musimy wrócić do domu Imy.- postanowiłam.-Tylko z nimi mamy jakieś szanse.
Teraz każdy musi walczyć o własne życie.
CZYTASZ
UWIERZ WE MNIE
Viễn tưởngJa zakochana?! Bzdury! - Wykrzyknęłam światu to co wciąż mnie dręczyło. Nie byłam pewna, czy moje słowa się nie różnią od tego co czuję. Zbliżyłam się do skarpy, jeszcze trochę... - Nie podchodź bliżej. - Gwałtownie się odwróciłam. Około dwóch metr...