5

335 23 8
                                    

×Teraźniejszość×

- Wiem o tym, kochanie.

Odkładam na bok laptopa i biorę ją na kolana. Nie jest to specjalnie łatwe. Widzę zażenowanie na jej twarzy.

- Po co to robisz?

- Zależy mi na tobie.- przytylam ją do siebie - Zrobię wszytko byś stanęła znów na nogi.

- Musisz codziennie o tym mówić?

- Powtarzam to tylko dla tego, bo wiem, że ci na tym zależy.- całuje ją w czoło, a ona bardziej się we mnie wtula.

- Jest to ważne, ale nie najważniejsze.

- Mi nie przeszkadza opieka nad tobą.- uśmiecham się.

- Wiem, ale chcę znów być samodzielna. Co jak na świat przyjdą nasze dzieci, a ja nawet nie będę mogła się z nimi pobawić?- patrzy w moje oczy.

- Właśnie dlatego to robie.- głaszcze ją po plecach - I jak widzę... Rozumiesz to.

- Nie chce żeby moje zdrowie było za cenę twojego. Przepracowywujesz się.

- Bo mam cel, a ty wiesz, że nie spocznę póki go nie spełnię.

- Uparty jak osioł.- kręci głową.

- Twój osioł.- całuje ją w nos.

- Jesteś okropny.- wtula głowę w zagłębienie mojej szyi.

- Tak, tak.

- Znajdę lepiej płatną prace i szybciej uzbieram na operację.

- Ty mnie w ogóle nie słuchasz? - wzdycha.

- Daj mi wolną rękę.

- Rób co chcesz.

Wie, że mnie nie powstrzyma. Wie, że pomimo wszystko zrobię co chce i osiągnę swój cel. Właśnie dla tego się zgadza.

- Nie potrzebuje twojej zgody.

- Przecież wiem.

Biorę laptopa i kładę go po swojej prawej stronie by mieć do niego lepszy dostęp i zaczynam szukać pracy. Po kilku minutach słyszę jak moja żona zasnęła leżąc na mnie.

* Kilka godzin później *

Esther nadal śpi. Zdjąłem ją z siebie po jakiejś godzinie leżenia. Nie jest ciężka, ale ja nie lubię być ciągle w jednym miejscu i nic nie robić. Tym bardziej jak mam wyznaczony cel.

Jestem teraz w kuchni i patrze w oferty pracy. Narazie nic ciekawego nie wpadło mi w oko. Najchętniej wziąłbym pierwszą lepszą ofertę pracy, ale nie mogę tego zrobić jak chce szybko zarobić jak najwięcej.

Po kilku minutach zamykam laptopa zirytowany. Jestem pewny, że nie mając wyższego wykształcenia nic dobrego nie znajdę.

Postanawiam wyjść z domu. Pisze w notesiku, który wisi na lodówce, że wychodzę. Nie chce zostawiać jej bez tej wiedzy, a tym bardziej budzić.

Wyjmuje telefon i pisze do swojego jedynego kumpla. Muszę z kimś pogadać.

Wchodzę do przedpokoju. Biorę kurtkę z wieszaka i zarzucam ją sobie na ramiona. Zaczynam zakładać buty, a wtedy przychodzi wiadomość zwrotna od znajomego. Odczytuje ją i umawiam się z nim w barze.

Zostawiam kluczyki od auta i wychodzę.
Po trzydziestu minutach jestem na miejscu. Szukam swojego kumpla wzrokiem, ale nigdzie go nie widzę. Siadam przy barze i wyjmuje telefon. Dzwonie do kumpla, a ten mówi, że właśnie wchodzi do baru.

Patrzę w kierunku wejścia i rzeczywiście go widzę. Jak zawsze jest dobrze ubrany i od razu widać, że ma pieniądze. Szuka mnie wzrokiem poluźniając krawat.

Kiedy w końcu mnie zauważa od razu do mnie podchodzi.

- Cześć.- mówi uśmiechając się, ale kiedy widzi mój obojętny wyraz twarzy jego uśmiech znika z jego twarzy - Co jest?- siada obok mnie.

- Straciłem prace.- wzdycham.

- Jak to się stało? - jego oczy rozszerzają się.

- Zbankrutował.- powiedziałem.

- Kurwa... Stary ja...- przerywam mu.

- Słuchaj. Nie potrzebuje litości, ani jałmużny,  potrzebuje tylko pracy.

- Popytam u siebie w firmie, ale nic nie obiecuje. Spróbuję ci pomóc.

Nic nie odpowiadam tylko wołam barmana. Zamawiam wódkę, a mój znajomy whisky. Potrzebuje się upić, wiem o tym i robie to świadomie.

- Jak Esther? Wszystko z nią w porządku?- pyta po kilku minutach.

- Po staremu. Cały czas widzę jak cierpi.- kręcę głową - Ona cierpi przez swój wypadek, a ja cierpię, bo nie widzę jej szczęścia.

- Nie załamuj się. Masz dwadzieścia dwa lata. Całe życie przed tobą.

- Ty nie rozumiesz, że mi na niej cholernie zależy? - marszcze brwi.

- Źle mnie zrozumiałeś. Nie chodzi, że masz od razu zostawić Esther. Po prostu...

- Skończ.- wypijam cały kieliszek i proszę barmana o dolewkę.

* Dwie godziny później*

Siedzę w barze sam. Jestem już nieźle wstawiony. Proszę barmana o kolejny kieliszek wódki, a ten nie chętnie mi polewa. Łapie się za głowę czując buzujące wewnątrz mnie emocje. Smutek, złość, żal...

Słyszę jak ktoś siada obok mnie i zamawia drinka. Patrzę na te osobę. Jest to kobieta w średnim wieku. Pomimo swojego dojrzałego wyglądu wygląda bardzo dobrze.

- Dzieje się coś? - pyta - Przepraszam, że się odzywam, ale widać, że pan ma problem. Chce pan o tym porozmawiać?

- Nie pan.- jęcze - Jestem Luke.

- Rosalie. Może masz ochotę mi się zwierzyć? Wiesz...

- Łatwiej jest się zmierzyć komuś obcemu, to chcesz powiedzieć?- prycham.

- Dokładnie.- kiwa głową biorą do ręki swojego drinka - Więc... Jaki jest twój problem, Luke?- zaczyna sączyć drinka uważnie na mnie patrząc.

- Mam niepełnosprawną żonę. Zacząłem zbierać na jej operację by znów mogła chodzić i straciłem prace. Nie ma co więcej mówić.- wzdycham i biorę kieliszek.

- Jesteś bezrobotny?- marszczy brwi - Spójrz na mnie.

- Przecież patrze.

- Chce zobaczyć całą twoją twarz.

Wzdycham i patrze na nią. Ona uważnie na mnie patrzy. Przygląda mi się. Trwa to kilka minut.

- Wiesz co? - odkłada drinka i zaczyna grzebać w torbie - Chcesz prace? Mam dla ciebie jedną posadę. Wątpię, że masz doświadczenie w tej dziedzinie, ale myślę, że mogę ci dać się wykazać. Zadzwoń do mnie jutro.- podaje mi swoją wizytówkę. Stwierdzam to po tym, że jest tam napisane jej imię.

Rozmawiamy jeszcze chwile póki nie stwierdzam, że idę do domu i wychodzę wcześniej regulując swój rachunek.

---

Macie jeszcze jeden rozdział

It'll be fine, honey || L.H.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz