Czemu jest was tu coraz mniej? ;_; Coraz mniej gwiazdek i komentarzy...
---
/Luke/
Wchodzę do firmy. Cały czas mam mętlik w głowie. Nie mogę uwierzyć, że kobieta, która kiedyś kochała moją żonę mogła wrócić i wejść do niego ze swoimi buciorami.
Krzywię się, mając przed oczami twarz szatynki. Przymykam na sekundę oczy.
Zdecydowanie o sekundę za długo, bo na kogoś wpadam. Od razu otwieram oczy.
- Przepraszam.- nie staram się nawet by to brzmiało miło.
- Nic się nie stało. Następnym razem po prostu uważaj, Hemmings.- moja szefowa się krzywi.
- Postaram się.- wymijam ją.
- Stój.- łapie mnie za rękę, a ja niechętnie staje.
Dziś mam sesje u nas w firmie. Chce się postarać by jak najszybciej stąd iść. Nie mam ochoty widzieć ludzi z tego budynku dłużej niż to potrzebne. Nie chce dziś mieć jakichkolwiek interakcji z kimkolwiek.
- Co jest?- marszczy brwi stając przede mną.
- Sprawy prywatne.- mruczę.
- Coś z twoją żoną?- krzyżuje ręce na piersiach.
- Nie pytaj skoro jest to oczywiste, okey?
- Nie możesz w takim stanie uczestniczyć w sesji. Nie chce żebyś zrobił krzywdę mojemu fotografowi.- wzdycha.
- Będę grzeczny.
- Tak czy tak... Nie będzie się dziś z tobą dobrze pracować.
- Nie pierdol. Po prostu daj mi wykonać moją robotę.
- Ile razy mam ci zwracać uwagę na słownictwo? Poza tym to chyba ja jestem twoją szefową. Dlatego daje ci przymusowe wolne.- łapie mnie za koszulkę i staje na palcach, czuje jej oddech na swojej szyi - Masz tu jutro, kurwa, przyjść z uśmiechem na ustach i bez skwaszonej miny, zrozumiano?- puszcza mnie, a ja patrzę na nią zdziwiony.
- Co to było?
- Jeśli nie chcesz bym cię zwolniła to masz iść do domu.- odwraca się i kawałek odchodzi - Luke - odwraca się w moim kierunku - W sumie to... Chodź na chwile do mojego gabinetu.- Rosalie zaczyna ponownie iść już na mnie nie patrząc.
Ruszam za nią.
Wchodzimy do jej gabinetu.
- Dopiero chciałaś żebym poszedł do domu, a teraz mnie zatrzymujesz...
- Mam dla ciebie propozycje, nie do odrzucenia.- siada za biurkiem i przeszukuje papiery na swoim biurku. Po chwili wyjmuje jakaś kartkę i ją rozkłada - Dostałam zaproszenie na fashion week w Paryżu. Mogę ze sobą kogoś zabrać, pomyślałam o tobie. Miło by było gdybyś się zgodził. Oczywiście za wszystko zapłacę...
- W jakim charakterze miałbym tam jechać? - od razu wyczuwam, że coś jest nie tak i, że to nie jest zwykła propozycja służbowa.
- Ja...- widzę jak delikatnie jej policzki się czerwienią.
- To nie będzie typowo służbowy wyjazd?- krzyżuje ręce na klatce piersiowej.
- Chce żebyś pojechał tam jako mój partner. Nie chodzi mi, że masz udawać, że ze mną jesteś. Masz być po prostu moją osobą towarzyszącą. Odpowiednio ci zapłacę.
Marszczę brwi patrząc na rudowłosą kobietę.
- Czemu akurat ja?
- Nie wiedziałam kogo po prosić, a przed chwila pomyślałam, że mogłabym tobie to zaproponować.
Pierwszy raz widziałem zaklopotanie w oczach Rosalie.
- Ale tylko jako towarzysz.
- Super.- klasnęła w dłonie.
- To kiedy? - wkładam ręce do kieszeni.
- Jutro wieczorem mamy samolot.
- Szybko mi to mówisz.- prycham.
- Nie marudź. Weź... Albo nie. Kupimy ci coś na miejscu. Musisz się przy mnie godnie prezentować.- uśmiechnęła się.
- Co?- nie do końca wiem o co jej chodzi.
- Nie musisz brać wiele ubrań, bo kupie ci coś na miejscu. Nie wiem, co masz w szafie, a musisz się dobrze prezentować, a teraz już idź. - wstaje z miejsca i nim zdarze cokolwiek powiedzieć, a raczej nim zdarze zaprzeczyć, wyrzuca mnie za drzwi - Wszystkie potrzebne informacje dostaniesz sms'em.- mówi i za chwilę zamyka drzwi.
Wywracam oczami i idę do wyjścia z budynku. Jest mi wszystko jedno. Moje życie i tak już się posypało, a ja nie wiem czy mam siłę by poukładać je na nowo.
Przeczesuje swoje włosy i wchodzę do windy. Wiem, że ten wyjazd będzie długi. Spodziewam się tego.
* Jakiś czas później *
Wchodzę do mieszkania Calum'a.
Wsłuchuje się w głuchą ciszę, która mnie w tym momencie przytłacza.
Słyszę każdy swój krok gdy idę do pokoju, który jest obecnie oddany do mojego użytku. Kiedy znajduje się już w pomieszczeniu to siadam na podłodze, opierając plecy o łóżko i patrze przed siebie.
- Esther zrobiła by teraz pewnie zdjęcie. - mówię cicho, sam do siebie patrząc na budynki za oknem.
Wyciągam telefon czując wibracje. Jak się okazuje dostałem właśnie wiadomość od Rosalie. Nie mam ochoty jej czytać dlatego usuwam powiadomienie, postanawiając, że wiadomość odczytam potem. Od razu zauważam uśmiechniętą twarz mojej żony na tapecie.
Nawet nie mam pojęcia w którym momencie do moich oczu zaczynają cisnąć się łzy.
Cały czas mam w głowie to, że mnie zniszczyła. Zniszczył mnie jej wypadek, a później gdy zaczęło być lepiej, wdeptała mnie w ziemię swoimi kłamstwami.
Czemu nie chciała mi powiedzieć, że uciekła z domu?
Do cholery, zrozumiałbym to. Ale, kurwa, ona powiedziała, że jej rodzice nie żyją.
Powinienem wiedzieć o tym, że żyją, powinni być na naszym ślubie, w końcu to jej rodzice. Nie ważne jak wielki jest jej żal do rodziców, czy chociaż nienawiść... Powinna ich w jakimś stanie szanować. Tym bardziej, że widać to jak bardzo im na niej zależy. Im cholernie na niej zależy. Jej rodzice są zupełnie inni niż moi. Moim na mnie nie zależy...
Nie mogę sobie wybaczyć, że pozwoliłem, by ona o wszystkim decydowała i mną niemal rządziła.
W tym monecie zdaje sobie sprawę z tego jak bardzo nasz związek jest toksyczny.
Zamkneliśmy się na innych ludzi, zamknęliśmy swój związek przed światem.
Ja, staram się za bardzo, robię wszystko by było jej dobrze, a ona stara się za mało.
Tak bardzo straciłem dla niej głowę, że nie widziałem nic poza nią. Na siłę chciałem ją uszczęśliwić, krzywdząc siebie w pewnym sensie. Nigdy nie chciałem być znany, nadal nie chce. Dlatego moja żona, to uszanowała i wstawiała na swojego instagrama zdjęcia bez mojej twarzy.
Teraz to i tak jest bez znaczenia. Moja twarz jest wszędzie. Tak bardzo chciałem ją uszczęśliwić, że zapomniałem o własnym szczęściu.
Blokuje telefon i odkładam go na bok. Ocieram policzki z łez i wzdycham.
Mam cholerną ochotę teraz do niej jechać, ale nie mogę. Muszę zastanowić się nad naprawieniem naszego związku i nad koniecznymi zmianami w naszej relacji, a nie rzucić się w jej ramiona i udawać, że wszystko jest okey. Po prostu tak nie mogę... Nie mogę robić więcej rzeczy, które będą mnie tylko pogrążać, niszczyć. Muszę w końcu chciaż na moment pomyśleć o sobie, a nie o niej. Nie mogę tak funkcjonować, bo krzywdzę i siebie i ją. Krzywdze każde z nas w inny sposób. Nasz związek na obecnym etapie będzie stał cały czas w miejscu, a może nawet zacznie się cofać, aż w końcu będziemy ze sobą z przyzwyczajenia, a nie z miłości, która najzwyczajniej w świecie, wyparuje...
---
Kiedy kolejny rozdział? Nie wiem!
CZYTASZ
It'll be fine, honey || L.H.
FanfictionON - gotowy zrobić dla niej wszystko ONA - zbyt dumna by przyznać, że go potrzebuje ***** UWAGA! Opowiadanie może zawierać przekleństwa. Czytasz na własną odpowiedzialność. © 324Pikachu 2017/2018