13

238 22 3
                                    

/Luke/

Zaglądam do lodówki i niemal od razu stwierdzam, że trzeba zrobić zakupy. Zamykam lodówkę, a w tym momencie pojawia się Esther.

- Spławiłeś mi znajomą.- mówi z wyrzutem.

- Nie wyprosiłem jej przecież.- mówię wzdychając.

Nie mam ochoty rozmawiać dziś z Esther. Wczoraj... Szkoda mówić o tym co było wczoraj.

- Ale dałeś jej do zrozumienia, że nie jest mile tu widziana.- warczy.

- Nic takiego nie pomyślałem, a tym bardziej nie powiedziałem. Nawet myślałem, że pobędzie z tobą dłużej, bo w końcu z kimś  normalnie rozmawiałaś, a to mnie ucieszyło.

- Wydaje mi się, że zrobiłeś na niej złe pierwsze wrażenie.

- Nawet z nią nie rozmawiałem.

- Mam wrażenie, że mimo to uważa cię za dupka. Zresztą... Ja też tak myślę.

- Fajnie. - śmieje się - Tylko tyle, że nim nie jestem. Staram się robić dla ciebie wszystko. - mówię, wymijam ją i wychodzę z kuchni.

Nie mogę już z nią wytrzymać. Każda nasza rozmowa, a nawet kłótnia schodzi na te same tematy, czyli pieniądze i jej kalectwo.

Czuje, że nie mam już siły. Z każdym dniem zaczyna mi jej brakować. Po mimo, że mam ją, to czuje jakbym to ja siedział w tym wszystkim, chociaż to ona tu jest poszkodowaną. Mam wrażenie, że to ja tutaj bardziej cierpię, chociaż przy wszystkim co robię to myślę właśnie o niej, to mnie wykańcza.

Jej wypadek... Nasze ciągłe kłótnie... To nas po prostu niszczy.

Wchodzę do sypialni i wyjmuje z kieszeni portfel. Sprawdzam ilość pieniędzy w nim.
Wzdycham widząc marne grosze. Nie chce wypłacać nic z banku, ale w tym monecie muszę wziąść jedną stówę.

Chowam portfel do kieszeni spodni i wychodzę z pomieszczenia, a za chwilę z domu nie mówiąc nic.

Przeczesuje swoje włosy palcami gdy znajduje się na zewnątrz. Od razu idę do swojego auta i jadę do sklepu. W banku obok sklepu wypłacam dwie stówy, sprawdzając stan konta. Jest tam już ponad pięćdziesiąt tysięcy. To nie jest nawet połowa gotówki potrzebnej na operację, jest to ponad ćwierć części odpowiedniej kwoty. Ale wiem, że pieniądze z podpisanego kontraktu z inną firmą, której twarzą mam się stać w większości pomogą osiągnąć sto sześćdziesiąt tysięcy, których potrzebyjemy.

Wchodzę do sklepu. Wybierając coś do jedzenia, cały czas myślę o Esther. Tęsknię za chwilami gdzie po prostu siedzieliśmy i mówiliśmy o mało istotnych rzeczach albo porozumiewaliśmy się bez słów.

Tak, to były piękne czasy.

Kiedyś nie zwracałem na to uwagi jednak teraz, gdy to minęło, tęsknię za tym cholernie. Tęsknię nawet za chodzeniem z nią po sklepach. Boże, ja totalnie oszalałem.

Po kilku minutach wychodzę ze sklepu z zakupami. Wkładam wszystko do bagażnika i wracam do domu.

* Następnego dnia *

- Gotowy?- słyszę głos szefowej.

- Tak.- poprawiam kurtkę - Zastanawiam się czemu tu ze mną jesteś? - odwracam się w jej kierunku.

- Chce mieć oko na te sesje.- mówi i poprawia moje ubranie.

- Czyli nie wierzysz w moje umiejętności?- prycham.

- Jesteś nowy w tym biznesie, Hemmings.

- Mimo to dajesz mi ważne zlecenie, czy jak wy to tam nazywacie.- krzyżuje ręce na klatce piersiowej.

- Ręce.- mówi twardo, a ja od razu puszczam je wzdłuż ciała wywracając oczami.

- Hemmings, nie wywracaj oczami.- wali mnie w ramię.

- Błagam cię. Będę chciał to będę to robił.

- W domu, przy żonie, też jesteś taki pyskaty?

Muszę przyznać, że to mnie zabolało.

Mrużę oczy.

- Po co pytasz?

- Odpowiedz.

- Nie, kurwa, nie.

- Język.

- Serio?- rozkładam ręce.

- Przy mnie masz się zachowywać.

- Zaczynamy?- pytam nie mogąc już wytrzymać w towarzystwie Rosalie.

- Muszę sprawdzić jeszcze czy Sara jest gotowa.- mówi i odchodzi rozglądając się za dziewczyną.

Wzdycham z ulgą i czekam aż zacznie się sesja. Nie mam nawet do końca pewności w jakiej marki ciuchy mam na sobie. Wiem tylko, że przez najbliższe kilka dni będę miał robione zdjęcia do kampanii reklamowej tej marki.

* Kilka godzin później *

- Nie nawidzę tego robić.- mruczę sam do sobie przebiegając się w swoje cichy.

- A ty co robisz?- słyszę głos Rosalie.

- Przebieram się.- mówię zdejmując koszulkę.

- Te ubrania które dziś miałeś na sobie są dla ciebie. To było w umowie, więc...- przebywam jej.

- Nie potrzenuje drogich ciuchów.

- Wiesz, że to część reklamy?

- Błagam.- wywracam oczami i zakładam swoją koszulkę.

- Dobrze ci w nich było. Rozumiem, że nie chcesz w nich wracać do domu?- mówi i bierze koszulkę, którą miałem przed chwilą na siebie.

- Nie chce tych ubrań.

- Luke, nie marudź.- składa koszulkę i wkłada ją do jakiejś torby.

Wcześniej jej nie zauważyłem.

- Tu są wszystkie ciuchy które miałeś na zdjęciach.- mówi widząc, że się tam patrze.

- Żartujesz sobie? Miałem na sobie trzy komplety ubrań.

- Nie marudź.

- Nie wygram, co?- mówię i zakładam bluzę.

- Nie.- śmieje się i bierze moje spodnie, składa je i też chowa do torby - Nie zmieniaj już spodni tylko leć do żony. Jutro będzie jeszcze jedna sesja, ale tamta będzie już owiele krótsza niż dzisiejsza. Pojutrze będziesz miał mniejszą sesje i to do zupełnie czego innego.

- Zdjęcia do tej kampanii reklamowej nie miały trwać dłużej?- pytam.

- Miały, ale postanowili wziąść od nas jeszcze kilku modeli poza tobą i Sarą. Uznali, że różnorodność będzie lepsza niż na każdym zdjęciu te same twarze.

- Okey, ale wynagrodzenie się nie zmienia przez to?

- Nie, więc możesz być spokojny.- podaje mi torbę z ubraniami - Weź ją i się ze mną nie sprzeczaj.

- Dobrze.- kiwam głową.

- Teraz już na prawdę jedz do żony.

- Tak zrobię.- kiwam głową.

---
Jak rozdział? ^^

Jeszcze jeden dziś?

Co myślicie o tym opowiadaniu? Co wam się w nim podoba, a co nie?

It'll be fine, honey || L.H.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz