50

253 20 0
                                    

* Miesiąc później *

/Luke/

Stoję przed drzwiami gdzie ma się odbyć rozprawa przeciwko Poli.

Esther tuli się do mnie. Obok nas stoi prokurator i wyjaśnia nam parę rzeczy.

Po chwili pod salą, jak huragan, pojawia się wściekła Pola.

- Zadowolony? - zwraca się do mnie - Zobaczysz, nic mi nie zrobią. Nie dopniesz swego.- warczy.

Czuje jak maleńkie dłonie Esther zaciskają się na mojej koszuli.

W ostatnim czasie sporo rozmawialiśmy o szatynce. Blondynka w końcu zrozumiała prawdę i powiedziała, że to nie podobne do tej Poli, którą znała. Z trudem powiedziała, że jej nie zna i jak widać w ogóle nigdy nie znała.

Wiem, że to ją zabolało.

Osoba, którą uważała za przyjaciółkę zwyczajnie w świecie ją oszukała.

- Pani Khan... Niech pani się uspokoi.- mówi jej obrońca. Ona od razu niechętnie przytakuje i odchodzi wraz z mężczyzną.

Po kilku sekundach zjawia się Calum, który jest świadkiem. Jest świadkiem, bo w tej sprawie również poprosiłem o zakaz zbliżania się do mnie tej kobiety.

Kilka minut później już wchodzimy na salę. Esther nie chętnie mnie puszcza i zostaje za drzwiami.

* Godzinę później *

Po zakończeniu rozprawy wychodzimy szczęśliwi. Esther od razu rzuca mi się na szyję.

- Tak się ciesze, że wszystko skończyło się po naszej myśli.

- Esther...- mówię gdy widzę prokuratora.

Dziewczyna odsuwa się i ode mnie, a ja idę podziękować mężczyźnie.

Kiedy zaczynamy odchodzić słyszę krzyki Poli jednak się tym nie przejmuje.

Kiedy jestemy niemal przy wyjściu Esther wyrywa swoją dłoń i biegnie do łazienki. Od razu biegnę za nią.

Nie mogę jednak wejść do damskiej ubikacji, więc czekam przy drzwiach wraz z Calum'em.

- Wszystko dobrze? - pytam gdy dziewczyna blada wychodzi z łazienki.

- Tak.- lekko kiwa głową.

- Może pojedziemy do domu?- proponuje.

- Nie. Mamy co świętować.

- Możemy świętować u was w mieszkaniu.- Cal od razu rozumie co się dzieje.

- Skoro tak, to dobrze.

Takim oto sposobem zamiast świętować na mieście, świętujemy u mnie w mieszkaniu.

* Następnego dnia *

Budzę się sam w łóżku. Marszczę brwi i podnoszę się z miejsca. Kiedy wychodzę z sypialni od razu słyszę lecącą wodę w łazience.

Po kilku sekundach z łazienki wychodzi Esther. Dziewczyna jest dokładnie tak samo blada jak wczoraj.

Patrzy na mnie przerażona, gdy wychodzi z łazienki.

- Coś się dzieje?- pytam patrząc na nią.

- Ja... Tak... Chyba...

- Co?- patrze na nią.

Widzę jak zaciska powieki i krzyżuje ręce na piersiach. Kiedy otwiera oczy widzę w nich łzy.

- Chyba jestem w ciąży.- kręci głową i zaczyna płakać.

- Co? Jak to?- od razu przytulam ją do siebie.

Ona zaczyna płakać mocniej. Wiem, że prawdopodobnie boi się, bo jedno dziecko już straciła.

- Zrobiłam test ciążowy. Czekam na wynik. On nie może być pozytywny, Luke!- zaczyna łkać.

- Jeśli będzie pozytywny to będę się cieszył. Zawsze chciałem mieć z tobą dziecko. - mówię spokojnie i całuje ją w głowę.

- Możesz iść sprawdzić wynik?- pociąga nosem i się ode mnie odsuwa.

- Tak.- od razu wykonuje jej prośbę.

Wchodzę do łazienki i sprawdzam wynik, który okazuje się pozytywny.

Wychodzę z łazienki i mocno ją przytulam.

Czuje jak moje serce wali jak szalone ze szczęścia jednak wiem, że moja żona na pewno nie będzie zadowolona, co ostudza mój entuzjazm.

- Jaki jest wynik?- pyta od razu, jednak zanim zdarze odpowiedzieć ona zaczyna płakać - Pozytywny, prawda?

- Tak.

- Nie chce tego dziecka. A co jeśli znów będę mieć wypadek? Co jeśli znów stracę te małą istotę?

- Nie stracisz. Zagwarantuje Ci to.

- Nie doniose tej ciąży. Jestem po operacji kręgosłupa. Nie ma szans.- zaczyna ryczeć.

- Esther...- wzdycham i odsuwam się od niej.

Łapie jej twarz w dłonie i delikatnie kciukiem przejeżdżam po bliźnie przy brwi, potem tej przy uchu, a na końcu maleńkiej nad ustami. Wszystkie blizny są pozostałościami po jej wypadku. Nigdy się nimi nie przejmowaliśmy, bo żadna jej nie oszpeciła. Dla mnie nada jest piękna, pomimo maleńkich defektów na twarzy.

- Przetrfaliśmy wypadek to przetrwamy i to. Nie pozwolę zrobić krzywdy ani tobie ani tej istotce. Spokojnie donosisz te ciążę. Zobaczysz. Nie masz się czym martwić, słyszysz?- mówię patrząc w jej oczy.

- Boję się.- szepczę.

- Pójdziemy do lekarza, jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej. Zobaczysz, że bez problemu donosisz ciążę.

Blondynka tylko przytakuje, a ja całuje ją w czoło.

W ciągu tygodnia jestemy najpierw u ginekologa, który potwierdza ciążę, a potem u chirurga-ortopedy tego, który przeprowadzał operację.

Mężczyzna bez wahania mówi nam, że Esther jest w naprawdę dobrej kondycji, pomimo takiej operacji i bez problemu donosi ciążę.

Dopiero w tym momencie oboje zaczynamy się cieszyć.

It'll be fine, honey || L.H.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz