Layla
Przebudzenie było nagle i nieprzyjemne. W jednej chwili odzyskała przytomność, ale chociaż wszystko w niej rwało się do tego, żeby poderwać się do pozycji siedzącej, nie zrobiła tego – i to nie tyle, że nie chciała, ale przede wszystkim dlatego, że ciało odmówiło jej posłuszeństwa. Czuła się otępiała, zmęczona i tak oszołomiona, że przez kilka chwil miała nawet wątpliwości co do tego, jak się nazywa, nie wspominając o próbach przypomnienia sobie, dlaczego w ogóle była takim stanie i co stało się wcześniej.
Otępienie było chwilowe i prawe natychmiast jej umysł zaatakowała cała mieszanka różnorodnych emocji, wspomnień i zamazanych obrazów, które z pewnym trudem złożyła w całość. Pamiętała laboratorium i Rufusa, i... I krew. Bardzo dużo krwi, która...
O bogini..., pomyślała i ledwo powstrzymała jęk frustracji. Jednak się stało. Rufus tracił kontrolę i ją ukąsił, a później...
Nie, to nie było tak. Wspomnienia wciąż mieszały się ze sobą, utrudniając przypomnienie sobie tego, co było najważniejsze, ale jakoś zdołała zapanować nad tym całym chaosem i uporządkować to, co było najważniejsze. Nie przypominała sobie ugryzienia, poza tym podświadomie zdawała sobie sprawę z tego, że Rufus by tego nie zrobił – a przynajmniej nie tym razem.
A potem sobie przypomniała i poczuła się tak, jakby coś rozrywało ja na kawałki.
Gwałtownie nabrała powietrza do płuc, wręcz się z nim krztusząc, co zdołało powstrzymać ją od rozdzierającego krzyku, który narastał gdzieś w głębi jej gardła. Nie była pewna jakim cudem, ale znalazła w sobie dość siły, żeby poderwać się do pozycji siedzącej, prostując niczym struna. Wszystko na moment zawirowało, zaraz jednak zawroty minęły, a zamazane plamy, które widziała, nabrały kształtów i ostrości. Nie była pewna, gdzie właściwie się znajduje, ale wszechogarniająca, raniąca oczy biel oraz charakterystyczny, sterylny zapach, wydawały się jednoznaczne i sensowne.
– Hej, hej... Tylko mi tego nie rób. – Spodziewała się wielu rzeczy, ale na pewno nie usłyszeć głos Theo tak blisko siebie. Wzdrygnęła się i spojrzała na wampira okrągłymi ze strachu i zdumienia oczami. – Obudziłaś się.
Obudziła... To też miało sens, a jednak nie chciała go przyjąć do świadomości, tak jak i wielu innych rzeczy, które wiedziała, chociaż nie potrafiła w pełni zrozumieć; tak po prostu zaakceptować. Jakaś jej cząstka chciała śnić, nawet jeśli to miałoby się okazać koszmarem z którego w każdej chwili mogłaby się wyrwać.
– Gdzie...? – zaczęła, po czym zrezygnowała; jej głos i tak brzmiał na tyle marnie, że gdyby nie miała do czynienia z wampirem, Theo najprawdopodobniej by jej nie zrozumiał.
Miała dziesiątki pytań, ale żadnego z nich nie zadała, nie tyle z powodu tego, że żadne nie wydawało jej się dość dobre albo nie potrafiła ocenić, które jest najważniejsze. Wszystkie były – mniej lub bardziej, ale jednak – problem jednak leżał w tym, że nie była pewna, czy chce uzyskać odpowiedzi. Niektóre mogłyby być... Cóż, nie była pewna, ale z jakiegoś powodu była gotowa zrobić wszystko, byleby ich uniknąć.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA IV: PEŁNIA] (TOM 2/2)
FanfictionAlessia nigdy nie była zakochana. Wraz z bliskimi mieszka w niezwykłym, choć niebezpiecznym Mieście Nocy, uczęszczając do jedynej w swoim rodzaju Akademii. Wraz ze zbliżającym się zakończeniem szkoły oraz tradycyjną dla telepatów ceremonią, wszystko...