Kristin
W korytarzu było duszno, jednak mimo wszystko poczuła się lepiej. Od kamiennych ścian bił przyjemny chłód, który przynajmniej częściowo chłodził odczuwaną duchotę. Kristin odetchnęła i uśmiechnęła się pod nosem, obserwując lśniące w ostatnich promieniach słońca posadzki i zdobienia na ścianach. Główny hol Akademii robił wrażenie i nawet ona musiała to przyznać. Tym dziwniejsze, że budynek wydawał się doskonale znosić obecność wszystkich tych dzieciaków, ale to chyba jedynie dowód na to, że szkoła nie była taka zwykła – a nieśmiertelność najwyraźniej od czasu do czasu dodawała niektórym rozumu.
Skrzywiła się, kiedy jej kroki odbiły się echem, gdy spokojnym ludzkim tempem ruszyła przed siebie, bacznie rozglądając się dookoła. Nie to, żeby miała cokolwiek przeciwko temu, by Theo albo River Song ją wyczuli, ale zawsze czuła się dziwnie, kiedy nie była w stanie poruszać na tyle cicho, na ile mogłaby sobie życzyć. Czuła się obnażona, a to nie powinno mieć miejsca. W końcu po części należała do wszechogarniającego mroku, do jego tajemnic i kojących ciemności. Unikała słońca, choć nadal była na tym etapie przemiany, który tego nie wymagał, co jednak nie znaczyło, że nie czuła tego przyciągania. Niemożność pozostania w ukryciu mimo wszystko ją drażniła, co było łatwe, skoro przez większość czasu zadręczała się z powodów, które nawet jej wydawały się idiotyczne, nawet jeśli niekoniecznie chciała przyjąć to do świadomości. Łatwiej było zaprzeczać, choć z drugiej strony...
Nie zaczynaj znowu, warknęła na siebie w duchu. Nieznacznie zacisnęła dłonie w pięści, po czym momentalnie rozluźniła uścisk. Korytarz skręcał w lewo, w zdecydowanie mniejszy i bardziej zacieniony, dlatego zatrzymała się i zamknąwszy oczy, przywołała do siebie cienie i mrok, w myślach nakazując im ukryć jej ciało. Poczuła się lepiej, czując na skórze znajome muśnięcie chłodu i niewiele brakowało, by się uśmiechnęła. Zadowolona z siebie, ruszyła dalej głównym korytarzem, dochodząc do tej jego części, która składała się wyłącznie z posadzki, jednej ściany i rządku sięgających niemal od ziemi do sufitu strzelistych okien, wspartych na ustawionych w równych odstępach kolumnach. Okna wychodziły na przylegające do Akademii tereny zielone, a kiedy bardziej wysiliła wzrok, tuż za skwerem dostrzegła strzelnicę oraz salę gimnastyczną. Miejsce było piękne i spokojne, aż nieprawdopodobnym wydawało jej się to, że w istocie od czasu do czasu (o ile wiedziała, dość regularnie) przesiadywały tam wilkołaki.
Tym razem nie było nikogo – ani żywej, ani nawet półżywej duszy, jeśli zaliczać pozbawione pulsu wampiry. Była na korytarzu sama i to nareszcie pozwoliło jej się wyciszyć, choć jednocześnie czuła się przygnębiona napierającą ze wszystkich stron pustką. Jeśli miała być ze sobą szczera, sama już nie potrafiła określić, czego tak naprawdę chce i to doprowadzało ją do szaleństwa.
Mimowolnie wzdrygnęła się, nie chcąc nawet wspominać tego okresu, kiedy chyba faktycznie była trochę szalona – o ile „trochę" właściwie oddawało to, że okazyjnie traciła panowanie nad własnymi czynami, że zapominała nawet całe godziny swojego życia. To było niczym trans, podczas którego kierowała się wyłącznie instynktem i własnymi (albo niekoniecznie) pragnieniami, stanowiącymi w rzeczywistości coś, czego nigdy nie odważyłaby się zrobić. Do tej pory pamiętała tamtą dziewczynę, którą zabiła, być może dlatego, że pół-wampirzyca była ostatnią jej ofiarą tego typu. Jasne, Kristin sama z siebie również robiła złe rzeczy – wszyscy je robili – ale czym innym było zaatakować dla zaspokojenia głodu, a czym innym zabić właściwie bezwiednie i to tylko dla samej przyjemności zabijania. Nie mogła zaprzeczyć, że do tego właściwie się to sprowadzało: do przyjemności, jakby przelanie krwi było najlepszym, czego mogłaby doświadczyć i co mogłoby jej dostarczyć... Och, czego właściwie? Nie była w stanie opisać emocji, które zwykle jej wtedy towarzyszyły i które były jednym, co ostatecznie zapamiętywała – a co sprowadzało się do oszałamiającej wręcz mieszanki gniewu, pragnień i bliżej nieokreślonych pozytywnych uczuć, takich jak pożądanie czy mordercza wręcz satysfakcja. Aż nie była w stanie uwierzyć, że coś podobnego kiedyś miało miejsce regularnie, póki na jej drodze nie stanął Theo – bo jeśli wierzyć temu, co później powiedział Jaques, wszystko ostatecznie sprowadzało się do emocji.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA IV: PEŁNIA] (TOM 2/2)
FanfictionAlessia nigdy nie była zakochana. Wraz z bliskimi mieszka w niezwykłym, choć niebezpiecznym Mieście Nocy, uczęszczając do jedynej w swoim rodzaju Akademii. Wraz ze zbliżającym się zakończeniem szkoły oraz tradycyjną dla telepatów ceremonią, wszystko...