Sto sześćdziesiąt siedem

30 5 0
                                    

Grace

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Grace

Grace ze świstem wypuściła powietrze. Hayley nadal wpatrywała się w nią i to tak intensywnie, jakby zamierzała przeszyć ją wzrokiem na wylot. Już samo to było wystarczająco niepokojące, poza tym sprawiło, że dziewczyna poczuła się jeszcze bardziej nieswojo, a to był dopiero początek – bo prócz spojrzenia, Hayley wyglądała niewiele rozsądniej od wilkołaków, zupełnie jakby w każdej chwili gotowa była rzucić się potencjalnemu przeciwnikowi do gardła.

Cholera, cholera i jeszcze raz cholera. Marzyła o tym, by po wydostaniu się z jednych kłopotów, wpakować się w następne, tym razem stojąc naprzeciwko całkowicie rozbitej siostrze Quinna. Nie miała pojęcia, co takiego powinna zrobić, nie wspominając już o tym, że sama nie potrafiła stwierdzić, dlaczego w ogóle zdecydowała się przyjść do szpitala. A, tak – szukała Carlisle'a Cullena. Przynajmniej częściowo było to prawdą, bo teraz nagle poczuła, że znalazła się w odpowiednim miejscu i to wcale nie doktora powinna teraz znaleźć.

Chyba zaczynam wariować, skoro tak sądzę, przeszło jej przez myśl, a jednak nie cofnęła się nawet o krok, w zamian odważnie spoglądając Hayley w oczy i unosząc dumnie głowę, by spojrzeć na nią dokładnie tak jak wielokrotnie wcześniej, kiedy traktowała ją z chłodną pogardą, może nawet swego rodzaju wyższością. Z doświadczenia wiedziała, że kiedy zaczyna czuć się niepewnie, najrozsądniej jest przejść do ataku, a przynajmniej nie okazywać strachu, zwłaszcza kiedy miało się do czynienia z kimś, kto właściwie nie różnił się od niej pod względem zdolności i siły. Co prawda Hayley była telepatką i pewnie zdolna była cisnąć nią przez cały szpital siłą samego umysłu, ale teraz sprawiała wrażenie niezdolną zabić muchy, nie wspominając o skoncentrowaniu się na tyle, by komukolwiek zagrozić.

Grace przyjrzała się stojącej przed nią dziewczynie uważniej i doznała niemałego szoku, uprzytomniając sobie jak bardzo pół-wampirzyca zmieniła się od chwili, kiedy widziały się po raz pierwszy. Hayley zawsze wydawała się jej silna, zdecydowana, a już na pewno uparta. W pewnym stopniu ceniła ją za tę siłę, nawet jeśli nigdy otwarcie tego nie przyznała. Teraz z kolei miała przed sobą cień tamtej dziewczyny. Nienaturalnie bladą istotę o podkrążonych oczach, zmierzwionych włosach i ciele tak wątłym, jakby nawet najlżejszy podmuch wiatru mógłby ją złamać na pół. Choć usiłowała twardo ustać na nogach, widać było, że drży na całym ciele, jakby utrzymanie pionu kosztowało ją mnóstwo wysiłku. Zielone oczy miała nienaturalnie rozszerzone i puste, chociaż Grace spodziewała się dostrzec w nich cokolwiek, chociażby nieopanowany gniew.

Pośpiesznie odwróciła wzrok, nagle zażenowana i czując się jak intruz, którym pewnie w oczach dziewczyny była. Dobrze, bywała suką, ale nawet ją podobny widok wytrącił z równowagi.

– A więc to prawda – wymamrotała praktycznie bezwiednie, ledwo powstrzymując się od obejrzenia za siebie.

Sama nie była pewna, czego dotyczyły jej słowa. Chodziło o to, że miała jakiekolwiek wątpliwości co do tego, czy Quinna w istocie spotkało coś złego? Nie, to wiedziała już wcześniej od Damiena. Jeśli już, bardziej szokowało ją to, że przykład Hayley stanowił żywy dowód na to, że pomiędzy bliźniętami telepatów faktycznie istniał więź tak silna, że krzywda jednego kładła się cieniem na drugim. Nigdy nie widziała czegoś podobnego, bo nawet obserwując relacje Alessi i Damiena sądziła, że to jedynie jakieś patologiczne uczucie, które bynajmniej nie ma związku z tym kim są i jaką dysponując mocą.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA IV: PEŁNIA] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz