Sto sześćdziesiąt cztery

28 5 0
                                    

Layla

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Layla

Błysk czerwieni w zwężonych, zagniewanych oczach Kristin sprawił, że Layla zawahała się i machinalnie cofnęła o krok. Taki widok momentalnie skojarzył jej się z Rufusem i tych wszystkich razach, kiedy po prostu nie mogła mu ufać, świadoma tego, że nieśmiertelny nie marzy o niczym więcej, a wyłącznie o skręceniu jej karku albo wychłeptaniu krążącej w żyłach krwi. Wiedziała, że taki stan jest niebezpieczny, a instynkt nakazał jej natychmiast odwrócić się na pięcie i rzucić do ucieczki, póki jeszcze wydawało się to możliwe.

W innym wypadku by tak zrobiła. To wydawało się rozsądne, zwłaszcza w sytuacji, kiedy nosiła pod sercem dziecko i musiała je chronić. Znała ten stan z autopsji, podobnie jak i potrafiła rozpoznawać ostrzegawcze znaki w zachowaniu nieśmiertelnych. Co więcej, to była Kristin, a minione lata nie zamazały wspomnień z okresu, kiedy podobne zachowania – a czasem nawet jeszcze dziwniejsze! – stanowiły coś najzupełniej normalnego, tak jak żądza krwi i to, że dziewczyna była okazjonalnie nieprzewidywalna. Theo ją zmienił, tak jak i ona zmieniła się wybierając tę jaśniejszą stronę swojego jestestwa, ale to wciąż w nich było. Tak jak widziała to w Rufusie czy teraz w Kris, tak i była świadoma mrocznej części swojej duszy. Wiedziała, że wszyscy już dawno o tym zapomnieli, mieli ją za słodką i nieskalaną, jednak kto jak kto, ale Layla znała wołanie ciemności; dotyk mroku, który nakłonił ją do robienia tych wszystkich złych rzeczy, których dokonała w przeszłości, pozbawiona czyjejkolwiek bliskości, a później jej ognia.

Nie była bezbronna, a zachowanie Kristin zamiast ja przerazić, pobudziło zupełnie inne emocje. Właśnie dlatego zamiast uciec, Layla wyprostowała się niczym struna i zacisnąwszy obie dłonie w pięści, wbiła wzrok w zastygłą w gniewnym grymasie twarz siedzącej na trawie dziewczyny.

– No bez przesady, Kris. Ja się nie dam częstować tym gównem – oznajmiła, wydymając usta. – Zjeść też się nie dam – dodała tak dla pewności, po chwili wahania dochodząc do wniosku, że pewne sprawy najlepiej jest ustalić z góry.

Dostrzegła konsternację w oczach Kristin. Dziewczyna wzdrygnęła się, zupełnie jakby wypowiedziane słowa fizycznie jej dosięgły, a może nawet sprawiły ból. Tak czy inaczej, skrzywiła się nieznacznie, a kiedy znów zatrzepotała powiekami, tęczówki znów przybrały znajomy stalowy odcień.

Sorry – mruknęła, po czym znów opadła na trawę i obojętnie wbiła wzrok w plątaninę gałęzi, liści i przebijających fragmentów nieba. – Tak swoją drogą, zaklęłaś. Zabawne, bo zdążyłam przywyknąć, że taka z ciebie cnotka...

– To nie jest przekleństwo – obruszyła się, tym razem bez wahania podchodząc bliżej. Wywróciła oczami, żałując, że Kristin nie mogła tego zauważyć. – Wiesz, co ja myślę o przekleństwach – dodała, a dziewczyna wydała z siebie przeciągłe prychnięcie będące ni to śmiechem, ni to rozdrażnionym westchnieniem.

– No to mówię: cnotka – powtórzyła, jednak wcale nie zabrzmiało to jak jakaś szczególnie uciążliwa cecha.

Kristin zamilkła, całą sobą pokazując, że chce zostać sama. Layla poczuła delikatne drżenie powietrza, co dało jej do zrozumienia, że pół-wampirzyca wykorzystała swoje telepatyczne zdolności, próbując jakkolwiek zatrzeć ślady swojej obecności i jednocześnie dać jej do zrozumienia, że powinna odejść. Demonstracyjnie zignorowała podszepty intuicji, nakazujące jej odwrócić się na pięcie i zniknąć pomiędzy drzewami. Ignorowanie również nie robiło dla niej żadnego wrażenia, bo zdążyła już przywyknąć do podobnego traktowania. Kiedy Rufus miał zły humor, również zachowywał się w sposób, który wcześniej doprowadzał ją do szaleństwa, a który teraz bez większego nawet wysiłku była w stanie ignorować.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA IV: PEŁNIA] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz