Sto siedemdziesiąt siedem

28 6 0
                                    

Kristin

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Kristin

– Zróbmy jeszcze jedno kółko!

Layla zatrzymała się i rzuciła Kristin sceptyczne spojrzenie. Dziewczyna jedynie westchnęła, po czym ze wszystkich sił zaczęła zmusić się do zrobienia miny, którą można by uznać za neutralną albo przynajmniej obojętną. Już w momencie, w którym jedna z brwi jej towarzyszki nieznacznie uniosła się ku górze, zorientowała się, że jej się nie udało, ale i tego nie zamierzała dać po sobie poznać.

Słońce powoli kryło się za horyzontem, dzięki czemu miasto przybrało chyba wszystkie możliwe odcienie – od żółci, poprzez pomarańcz, na krwistej czerwieni oraz różu kończąc. Kristin przyjęła to z ulgą i wiedziała, że Layla czuje się podobnie. Chociaż nie spalały się na słońcu, jego blask mimo wszystko działał drażniąco, zwłaszcza w ostatnim czasie, odkąd zaczęły się letnie dni. Kristin nie przypominała sobie, by kiedykolwiek temperatury bywały aż do tego stopnia trudne do zniesienia, nie wspominając o intensywnością oraz czasie, który dzielił wschód słońca od jego zachodu. Jeśli miała być ze sobą szczera, w duchu modliła się o deszcz; o cholernie intensywną burzę, prawdziwą ulewę. Gdyby miała na to jakikolwiek wpływ, pewnie nawet sprawiłaby, żeby niebo nad miastem momentalnie zasnuły ciężkie chmury, a na ziemię lunęły hektolitry deszczu. Wtedy na pewno łatwiej byłoby jej się uspokoić i nie chodziło tutaj wcale o to, że stresowała się ostatnimi promieniami znikającego już na horyzoncie słońca. Tak po prawdzie, potrzebowała wytchnienie – albo lodowatego prysznica, ale to chyba do jednego się sprowadzało.

– Jest spokojnie – odezwała się Layla, zerkając na nią wymownie. – Poza tym powinniśmy wracać. Niedługo zacznie się ściemniać, a mamy przecież spotkać się w Akademii, prawda?

– Kilka minut nas nie zwabi – nalegała, ledwo panując nad agresywną, czy też raczej histeryczną nutą w swoim głosie. – Tylko jedna, jedyna rundka wokół miasta... No, może wydłużona o ten kawałek ze skraju na klif, ale nic poza tym – dodała, a wtedy jej przyjaciółka wydała z siebie jakiś bliżej nieokreślony dźwięk.

Kristin zignorowała ją, tak jak i przez cały dzień nie zwracała uwagi na wymowne spojrzenia, komentarze oraz sugestie, które niby od niechcenia wyrzucała z siebie Layla. No dobrze, uwielbiała tę dziewczynę, jej charakter również, ale z tym swoim temperamentem Licavoli nawet świętego wprowadziłaby do grobu – a już na pewno jej, bo do wzoru cierpliwości i dobroduszności było jej daleko. Tak czy inaczej, nie była zachwycona tym, że ktokolwiek aż do tego stopnia ingerował w jej życie uczuciowe, nawet jeśli sama na to zezwoliła. Co jednak mogła poradzić na to, że Lay podeszła ją w zasadzie najgorszym momencie, kiedy czuła się tak rozbita, że wygadałaby się przed pierwszą lepszą osobą – albo nawet zwierzęciem, gdyby tylko istniała marna szansa tego, że zostanie wysłuchana. W zasadzie wtedy mogłaby pogawędzić sobie nawet z jednym z tych obrośniętych mchem ogromnych głazów, które mijała biegnąc przez las. Wtedy przynajmniej miałaby pewność, że kawałek skały nie będzie za nią podążać przez resztę dnia, niczym jakaś parodia sumienia czy zdrowego rozsądku, których chyba nigdy nie miała – a nawet jeśli, najpewniej je zgubiła i to na długo przed tym, jak pierwszy raz wpadła na Lawrence'a, tym samym zmieniając się na zawsze.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA IV: PEŁNIA] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz