Ariel
To nie powinno się dziać. Nie powinno się dziać..., myślał gorączkowo, ledwo powstrzymując się od bezsensownego kiwania w przód i w tył. Riddley w pewnym momencie poddał się, pozwalając mu opaść na posadzkę sali gimnastycznej, a teraz stał tuż obok, niczym ten przysłowiowy kat nad ofiarą, ale Ariel prawienie był tego świadom. Jego ciało wydawało się bardzo ciężkie, ociężałe i coraz bardziej wrażliwe, w miarę zbliżającej się przemiany, jednak i to wydawało się dziać jakby poza nim, pozbawione sensu i większego znaczenia. Pustym wzrokiem wpatrywał się w jakiś punkt przed sobą, raz po raz obojętnie zerkając na leżące kilka metrów ciało i próbując pozbierać myśli, ale to było trudne i to nie tylko dlatego, że jego umysł w coraz mniejszym stopniu należał do niego, bardziej zwierzęcy niż ludzki. Już nie miał po co walczyć, a jednak zmiana nadal nie następowała, jakby ogromny żal i odczuwana pustka odstraszała jego wilczą cząstkę, spychała ją na bok; wilkowi takie emocje były obce, więc wolał trzymać się z daleka...
Obce... On również czuł się obco, bardziej przytłoczony i odległy niż wtedy, kiedy Yves zaciskał dłoń na jego gardle, sprawiając, że stopniowo ulatywało z niego życie. Gardło wciąż pulsowało bólem, a spazmatyczne wdechy i wydechy przypominały prawdziwe piekło, ale ból był niczym w porównaniu ze świadomością tego, jak bardzo zawiódł tę, którą kochał. Nie potrafił zmusić się do tego, by ruszyć się miejsca, by zrobić... cokolwiek. Powinien był w stać i popędzić do Alessi, korzystając z tych kilku ostatnich chwil człowieczeństwa, które mu pozostały; powinien być przy niej i modlić się o to, by wytrzymała, by okazała się silniejsza od pozostałych, ale nie był w stanie. Nienawidził siebie za to – za to, że okazał się zbyt słaby, by zabić Yves'a i że teraz nawet nie potrafił zmierzyć się z konsekwencjami własnej porażki – jednak sytuacja i nadmiar emocji okazały się zbyt trudne do zniesienia. Przytłoczyły go, ciągnąć w dół i sprawiając, że nie marzył już o niczym innym poza zamknięciem oczu i zapadnięciem się w ciemność. Chciał umrzeć, pójść za nią, zupełnie jakby wiedział, że Ali umarła, chociaż nie miał w sobie nawet dość determinacji, by upewnić się, co takiego działo się na dole.
Nic z tego. Tkwił tutaj, pogrążony w swojej osobistej tragedii, u swojego boku mając ostatnią osobę, którą podejrzewał się w tym miejscu zastać. Riddley milczał, a przynajmniej tak mu się wydawało, chociaż wcześniej wilkołak wyrzucał z siebie jakieś gniewne słowa, klnąc na czym świat stoi i próbując przemówić Arielowi do rozsądku. On nie rozumiał, nie wiedział niczego, ale chociaż chłopak doskonale zdawał sobie z tego sprawę, nie był w stanie zmusić się do tego, by odezwać się chociaż słowem. Niby co miał wyjaśniać? Jakie to miało zresztą teraz znaczenie? Nie potrafił nawet zmusić się do tego, by zapytać Riddley'a o to, dlaczego tutaj był – i dlaczego nieświadomie podjął tak brzemienną w skutkach decyzję.
Yves był martwy. A teraz Alessia miała pójść za nim.
Już nawet nie płakał, bardziej otępiały niż świadom tego, co działo się wokół niego. Czuł się tak, jakby był przeklęty i to nie tylko z powodu tego, w jaki sposób działało na niego księżycowe światło. Bycie wilkiem schodziło na dalszy plan, a kiedy się nad tym zastanowił, doszedł do wniosku, że właściwie czeka na przemianę. Był tchórzem, niecierpliwie wyczekującym momentu, w którym przestanie być człowiekiem – i przynajmniej na tych kilka godzin przestanie czuć coś ponad pierwotne, zwierzęce pragnienia, które przejawiał jago zwierzę. Kilka godzin wytchnienia, zanim znów będzie zmuszony mierzyć się z rzeczywistością, tym, co się wydarzyło...
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA IV: PEŁNIA] (TOM 2/2)
FanfictionAlessia nigdy nie była zakochana. Wraz z bliskimi mieszka w niezwykłym, choć niebezpiecznym Mieście Nocy, uczęszczając do jedynej w swoim rodzaju Akademii. Wraz ze zbliżającym się zakończeniem szkoły oraz tradycyjną dla telepatów ceremonią, wszystko...