Sto sześćdziesiąt dwa

34 6 0
                                    

Renesmee

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Renesmee

– Gdzie jest Layla? – zapytał bezceremonialnie Rufus, nawet nie fatygując się wejściem do środka. Wciąż tkwił w progu, nerwowo lustrując wzrokiem całe pomieszczenie.

– Tobie też dzień dobry, szalony naukowcze – wymamrotała nerwowo Isabeau, unosząc brwi ku górze. – Tak, nam też świetnie mija dzień: mnóstwo słońca, szalone wilkołaki i odliczanie do momentu, kiedy moja bratanica najprawdopodobniej zginie śmiercią tragiczną. A tak swoją drogą, mojej siostry tutaj nie ma, co pewnie zdążyłeś już zauważyć.

Nie mogłam powiedzieć, by jej sarkazm był jakkolwiek dla mnie dziwny, nawet jeśli w ten sposób nie mieliśmy osiągnąć niczego choć w najmniejszym stopniu praktycznego. Sama byłam na granicy wytrzymałości, choć w moim przypadku sprowadzało się to raczej do bliskiej obecności załamania nerwowego niż zdesperowania do tego stopnia, by pogrywać sobie z kimś takim jak Rufus. Z drugiej strony, tutaj chodziło o Isabeau, a ta z sióstr Gabriela momentami zachowywała się niewiele rozsądniej od wampira ze swoistym problemem ze współegzystencją z sobie podobnymi istotami, podejrzewałam zresztą, że Beau w tym momencie jest w niewiele lepszym stanie ode mnie.

Rufus spojrzał na nią z zaciekawieniem, bardziej chyba rozbawiony niż rozgniewany. Wciąż miałam problemy z rozróżnieniem targających nim w danej chwili emocji, ale znałam go już na tyle dobrze, by wiedzieć, że to jedynie maska – i najpewniej sposób na zamaskowanie tego, że mógłby się o cokolwiek albo o kogokolwiek troszczyć.

– Nie chcę, żeby to zabrzmiało nieuprzejmie – zaczął w końcu, choć jego ton sugerował coś zgoła innego – aczkolwiek popraw mnie, jeśli się mylę... Czy kapłanka nie powinna potrafić panować nad emocjami? – Zignorował fakt, że spojrzała na niego w taki sposób, jakby co najmniej ją spoliczkował. – A tak swoją drogą, nie sądzę, by słowo „naukowcze" stanowiło poprawną formę...

– Ma ktoś może słownik? – wymamrotała nerwowo, zaciskając obie dłonie w pięści. Tym razem powiedzenie, że jej oczy przybrały barwę zamarzniętej wody było czymś więcej niż tylko poetyckim porównaniem. – Najlepiej na tyle duży, by miał problemy z wyjęciem go, kiedy już wpakuję mu go do gardła!

Być może tylko to sobie wyobraziłam, ale w jej zwykle błękitnych tęczówkach – pomijając gniew –pojawiły się znajome czerwone błyski. Rufus momentalnie odpowiedział jej czymś podobnym, przybierając pozycję, którą można było określić wyłącznie jako „obronną" i odsłaniając kły. Przynajmniej nie warknął, ale to i tak wystarczyło, by atmosfera między nimi zgęstniała. Niemal widziałam wypełniające je iskry, co nieprzyjemnie skojarzyło mi się z czasem, który spędziłam wraz z nimi w tunelach, pilnując, by przypadkiem nie rzucili się sobie do gardeł.

Tym razem (i całe szczęście!) nie musiałam robić niczego. To Allegra przesunęła się, bezceremonialnie stając pomiędzy córką a rozdrażnionym wampirem, niczym jakaś boginka zniszczenia i zemsty. Twarz miała niezwykle poważną, jasne włosy zaś wydawały się wręcz naelektryzowane od wypełniającej jej ciało mocy.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA IV: PEŁNIA] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz