Sto osiemdziesiąt trzy

25 6 0
                                    

Ariel

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ariel

Korytarz świecił pustkami. Ariel rozejrzał się niespokojny i spięty, po czym wyprostował się i obejrzał na Katherine. Jej niezwykłe oczy w kolorze niebieskozielonym wydawały się jarzyć w ciemnościach, zupełnie jak u dzikiego zwierzęcia, które mu przecież przypominała.

– Jest pusto, ale i tak musisz się śpieszyć – powiedziała spokojnie, odpowiadając na niezadane pytanie, które zawisło pomiędzy nimi.

– I jesteś tego absolutnie pewna? – Spojrzał na nią z powątpiewaniem. Jeśli czegoś nauczył się od ojca, to na pewno tego, by nikomu nie ufać – a przynajmniej nie tak od razu.

– Gdybym chciała cię wydać, już dawno bym to zrobiła – odparła spokojnie Katherine. W zasadzie nie potwierdziła ani nie zaprzeczyła, ale jej słowa na swój sposób były lepsze od zwyczajnego „tak". Co więcej, dawała mu wybór, chociaż sam nie był pewien, czy w tym wypadku wolna wola stanowiła coś tak istotnie pociągającego. – Poza tym tak, jestem absolutnie pewna, że jesteśmy sami. Co oczywiście nie znaczy tego, że nie musimy się śpieszyć – dodała, unosząc brwi ku górze.

Najwyraźniej nie miała niczego więcej do dodania, bo jeszcze mówiąc, wyminęła go i ruszyła szybkim, majestatycznym krokiem przed siebie. Tren jej sukienki wił się wokół jej nóg, układając w miękkie fale i sprawiając, że dziewczyna wydawała się płynąć w powietrzu. Ariel na moment zapatrzył się na krzywiznę jej pleców, całe jej smukłe ciało, zanim zmusił się do tego, by pośpiesznie ruszyć za nim. Dogonił ją bez trudu, poruszając się równie bezszelestnie, co i Katherine, chociaż nie aż tak lekko – czegoś takiego nie dało się osiągnąć, jeśli... no cóż, nie było się Katherine.

Nie zamierzał pytać jej o to, skąd bierze pewność, zwłaszcza, że wcześniej wspominała o tym, iż ściany mają uszy. Była dziwna i wiedział o tym już w chwili, kiedy spotkali się po raz pierwszy, ale nawet pomimo przeprowadzonej z nią rozmowy nie potrafił stwierdzić, czy w jej przypadku to zaleta, czy też wada. W zasadzie chyba wszystko zależało od niej samej, a konkretnie od nastawienia. Jego najwyraźniej lubiła albo przynajmniej tolerowała, czego wydawał się dowodzić fakt, że sama z siebie przyszła z propozycją pomocy, a teraz prowadziła go ciemnymi korytarzami twierdzy, poruszając się po nich z taką wprawą i wdziękiem, jakby na co dzień nie robiła niczego innego.

W zasadzie potrafił ją sobie wyobrazić – jako córę ciemności, od wieków trwającą w takich warunkach. Była do tego miejsca przywiązana, nawet jeśli nie przyznawała się do tego wprost. Słyszał to w jej głosie, kiedy opowiadała mu o Lilii oraz o Lille sprzed lat. Sentyment do twierdzy, nawet do przyrodnich braci wydawał się wtedy równie oczywisty, co i jej nienawiść do kobiety, którą obwiniała za przyczynę wszystkich problemów. Być może w istocie tak było, ale Arielowi nadal trudno było uwierzyć, że obecność Lilii mogłaby mieć jakikolwiek związek z legendami dotyczącymi Isobel i „śmiertelnego kwartetu". Oczywiście nie zamierzał jej tego mówić, ale po spojrzeniach, jakimi obdarowywała go od czasu do czasu, zorientował się, że dziewczyna najwyraźniej jest tego świadoma.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA IV: PEŁNIA] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz