Sto trzydzieści jeden

29 6 0
                                    

Ariel

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ariel

O bogini, co ja wyprawiam?

Ariel nie był pewien, jak wiele razy zadawał sobie już to pytanie. Niezależnie od statystyk oraz mijającego czasu, wciąż brzmiało równie irytująco – a już na pewno drażniące było to, że wciąż nie potrafił udzielić sobie odpowiedzi. Może łatwo byłoby zwalić wszystko na desperację, niemniej wcale nie czuł się z tego powodu lepiej. Może nawet wręcz przeciwnie, bo skoro był w stanie przynajmniej udawać, że ufa wampirowi, byleby nie wyjść na kompletnego nieudacznika, coś zdecydowanie było nie tak.

Michael go irytował, a rozmowy z nim stawały się coraz trudniejsze i bardziej męczące niż motywujące, a jednak nie potrafił zmusić się do odejścia i demonstracyjnego trzaśnięcia drzwiami. Wciąż trząsł się z nieopanowanego gniewu, kiedy zdarzało mu się pomyśleć o tym, jak przebiegała ich wymiana zdań w tamtym motelu, a jednak w jakiś pokrętny sposób został, a teraz...

No właśnie, teraz co? To też było całkiem dobre pytanie, na które – chociaż znał odpowiedź – wcale nie potrafił sobie jednoznacznie udzielić wyjaśnień.

Jedno można było Michaelowi przyznać: miał charakterek i to pod każdym względem. Czegokolwiek by nie zapragnął, nigdy nie mówił tego wprost, a jednak za każdym razem osiągnął cel. Może to jakaś kolejna wampirza, cholernie irytująca cecha, ale nie zależnie od wszystkiego nieśmiertelny był skuteczny, a Ariel chcąc nie chcąc pozwalał mu się wykorzystywać – a przynajmniej on tak to odbierał, bo z perspektywy Michaela to musiała być bezcenna pomoc, której udzielał z sobie tylko znanych powodów. No cóż, w jakimś stopniu tak chyba istotnie było.

Ariel spodziewał się wielu rzeczy, ale na pewno nie tego, że rady Michaela mogą sprowadzać się do czegoś bardziej praktycznego niż tylko filozoficznych bredni i niejednoznacznych sugestii, które jedynie doprowadzały go do szaleństwa. Nie potrafił ukryć irytacji, co chyba jedynie wampira bawiło, zachęcając go do dalszego dręczenia kogoś, kogo najwyraźniej uważał za co najmniej głupiego, niemniej przynajmniej przeszedł na bardziej zrozumiały język, najwyraźniej dochodząc do wniosku, że nie wyciągnie od Ariela tego, czego mógłby oczekiwać. Jeśli istniała bardziej irytująca istota, chłopak szczerze modlił się o to, żeby nie stanęła na jego drodze albo żeby przynajmniej nie próbowała go dręczyć, bo wtedy mógłby zrobić coś głupiego w afekcie. Michael miał w sobie coś, co zapewniało mu szacunek i względne bezpieczeństwo, ale nawet w jego przypadku musiał istnieć kogoś, kto miał kiedyś ostatecznie stracić do niego cierpliwość.

Tak czy inaczej, Michael zamierzał mu pomóc, a to już samo w sobie wydawało się najlepszym, co mogło się wydarzyć. Na pewno obecność wampira przez resztę podróży była lepszą perspektywą niż błądzenie i plucie sobie brodę z powodu tego, że nie potrafiło się znaleźć żadnego sensownego rozwiązania. Nie chciał tego wprost przyznawać, ale gdyby wtedy opuścił motel niezależnie od tego, co mówił Michael, najprawdopodobniej teraz dalej błąkałby się po gęstwinie, wyklinając na czym świat swoi i czekając aż jakaś cudowna siła przypadkiem przeniesie go w odpowiednie miejsce. Jako że cuda się nie zdarzały, pewnie ostatecznie z podkulonym ogonem wróciłby do Miasta Nocy, a to...

LOST IN THE TIME [KSIĘGA IV: PEŁNIA] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz