Sto osiemdziesiąt osiem

28 5 0
                                    

Alessia

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Alessia

Zrozumiała, że skończył jej się czas jeszcze na chwilę przed tym, jak coś poruszyło się w ciemnościach. Alessia zesztywniała, skulona w rogu sali gimnastycznej – miejsca, które przecież doskonale znała z niezliczonych godzin spędzonych w Akademii Nocy, a które nagle wydało jej się całkowicie obce. Czy naprawdę kilka tygodni wcześniej dokładnie tutaj walczyła z Aldero podczas lekcji szermierki, na chwilę przed tym, jak chłopak po raz kolejny zdecydował urwać się z zajęć? Teraz to wspomnienie wydawało się dziwnie zamazane i jakby nierealne; po wszystkim tym, co się wydarzyło już po prostu nie miało racji bytu.

– No cóż... – Yves pojawił się w zasięgu jej wzroku nagle, o dziwo w ludzkiej postaci, chociaż nie sądziła, że zdecyduje się zmienić, skoro pełnia księżyca była tuż na wyciągnięcie ręki. W połowie był nagi, pomijając pośpiesznie wciągnięte jeansy. – Niezbyt przyjemne, prawda?

Nie odpowiedziała, nie zamierzając nawet na niego patrzeć. Wydawał się nienaturalnie blady, zupełnie jakby był chory, ale wiedziała, że to bardziej złożone – sama również to czuła. Kiedy obserwowała przygotowującego się do przemiany Ariela, nawet nie przypuszczała, jak wiele wysiłku kosztuje go nie tylko sama transformacja, ale te długie godziny przed. Słuchała o jego pierwszej przemianie – o tym, jak wcześniej dręczyły go objawy podobne do grypy, a później męczył się przez długie godziny, zmieniając się w obie strony niezależnie od pory dnia i nocy, póki ciało nie oswoiło się z nową formą – a jednak słowa nie były w stanie oddać tego, co faktycznie się wtedy działo.

Klęczała na podłodze, właściwie na wpół leżąc i walcząc z coraz silniejszymi zawrotami głowy. Czuła mdłości, ale nawet gdyby chciała, nie miałaby czym zwymiotować. Mięśnie odmawiały jej posłuszeństwa, dziwnie wiotkie i jakby z ołowiu. W pamięci po raz kolejny zamajaczyły jej wspomnienia z dzieciństwa, z tego jedynego razu, kiedy była naprawdę chora, jednak i te wydawały się niczym w porównaniu z rzeczywistymi doświadczeniami. Po Yves'ie nie było niczego widać – on już przeszedł najgorszy etap sprzed pierwszej przemiany – Ali jednak nie miała tego szczęścia, bolenie świadoma tego, że właśnie wszystko straciła.

Arielu, gdzie ty jesteś?, pomyślała nie po raz pierwszy od momentu, kiedy na zewnątrz rozpętało się zamieszanie, a ona znalazła schronienie w tym miejscu – a które ostatecznie okazało się więzieniem i to jeszcze na długo przed tym, jak odnalazł ją Yves. Nie była w stanie się ruszyć, chociaż już w chwili, w której ciocia Layla wparowała na skwer, a tuż za nią pojawili się Carlisle, Kristin, Theo i River Song (co ona tutaj robiła?), pragnęła pobiec i wpaść w objęcia w pierwszej z tych osób, która tylko znalazłaby się w zasięgu jej ramion. Przemiana Yves'a i walka wszystko skomplikowały, zmuszając ją do wycofania się – a potem już tylko spadała, spadała i spadała... a przynajmniej tak odbierał całe to zamieszanie jej umęczony umysł.

Tak bardzo zmęczona...

Chciała położyć się i zasnąć, jednak nawet kiedy zamykała oczy, nie miała wrażenia, by cokolwiek było lepiej. Jeszcze kilka godzin wcześniej, uwięziona w tamtej hali, była w stanie zmusić swoje ciało do współpracy – mogła walczyć i uciekać. Teraz czas się skończył, a ona mogła co najwyżej poddać się słabości, w nadziei, że ciemność ją pochłonie, zaoszczędzając jej dalszych cierpień. Zdawała sobie sprawę z tego, że to, co czuła, jest zaledwie początkiem prawdziwych katuszy. Widziała już to: tamtego wieczora przy kamiennym stole, obserwując Ariela.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA IV: PEŁNIA] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz