Lorena
Kiedy śmiertelny taniec rozpoczął się na nowo, Lorena nie była w stanie do niczego innego, poza staniem i bezmyślnym gapieniem się na walczących. Dean otrząsnął się z szoku zdecydowanie zbyt szybko, momentalnie angażując się w walkę z Rufusem i wydając się robić wszystko, byleby być w stanie jakkolwiek wampira skrzywdzić. Obaj byli szybcy, zdeterminowani i niebezpieczni, a w sposobnie i precyzji kojonych ruchów, można było doszukać się swego rodzaju synchronizacji, jakby właśnie odgrywali coś, co wcześniej ćwiczyli przez bardzo długi czas.
Dean warknął i zaatakował po raz kolejny, ale w porównaniu z Rufusem wydawał się wolny i niedoskonały. Naukowiec uskoczył z lekkością, wyglądając jakby unosił się w powietrzu, chociaż to było jedynie wrażenie. Odskoczył do tyłu, wpadając na schody i zatrzymując się w połowie drogi na piętro. W sposobnie w jaki napinał mięśnie i tym, jak przykucnął, rzucając gniewne spojrzenia w stronę Deana, było coś przyprawiającego o dreszcze. Rufus przypominał niebezpiecznego pająka albo polującego drapieżcę, zwłaszcza kiedy nagle wyskoczył w górę, materializując się tuż za plecami niczego niespodziewającego się wampira. Blondyn natychmiast uskoczył, nie pozwalając się nawet tknąć, chociaż raczej mało prawdopodobnym wydawało się, żeby Rufus tak po prostu był w stanie go skrzywdzić.
Lorena oddychała spazmatycznie, coraz bardziej oszołomiona tym, co działo się na jej oczach. Ledwo nadążała za Rufusem i Deanem, którzy walczyli z taką pasją, jakby od tego zależało ich życie. W zasadzie coś w tym było, jeśli oczywiście w przypadku wampirów można było w ogóle mówić o „życiu", ale niezależnie od wszystkiego, obaj wyglądali na chętnych do tego, żeby pozabijać się nawzajem, jeśli tylko dać by im po temu okazję. Dean dosłownie miotał się na wszystkie strony, rozjuszony jeszcze bardziej niż wtedy, gdy zaatakował go Marco. Oczy Rufusa zamieniły się w dwa, jarzące się krwistą czerwienią punkty, sam wampir zaś wyglądał tak, jakby w jednej chwili wszystko to, co upodobniało go do człowieka zniknęło – jakby wręcz wyłączył człowieczeństwo, chociaż taka perspektywa wydawała się przerażająca.
Objęła się ramionami, pocierając je energicznie i próbując ocenić, co takiego powinna zrobić. Jakaś część niej zdawała sobie sprawę z tego, że powinna uciekać i to tak szybko, jak tylko było to możliwe, ale to rozwiązanie nie wchodziło w grę. Kuliła się blisko ściany, uwięziona w kącie, tuż obok zniszczonej komody. Odłamki drewna, szkła i metalowych części leżały porzucone u jej bosych stóp, ale nawet gdyby w któryś wdepnęła, nie byłby w stanie jej skaleczyć. Na swój sposób czuła, że wciąż jest czymś mniej niż materialne ciało, chociaż jednocześnie wciąż była zbyt prawdziwa, żeby móc nazwać ją duchem... A przynajmniej miała nadzieję, że tak jest, bo wcale nie miała ochotę na to, żeby nagle dowiedzieć się, że umarła. Cholera, była w połowie wampirem. Perspektywa bycia jeszcze bardziej martwą wcale nie napawała jej entuzjazmem.
Usłyszała nieprzyjemny, przypominający darcie blachy dźwięk, który miał w sobie coś, co wręcz przyprawiało o szaleństwo. Powstrzymała instynktowne pragnienie tego, żeby zasłonić uszy dłońmi, poniekąd dlatego, że ciało miała zbyt odrętwiałe, żeby próbować zmusić je do współpracy. Pragnęła rzucić się w stronę drzwi, ale to wymagało przemknięcia obok walczących, a wcale nie czuła się gotowa na to, żeby aż tak ryzykować. Nie miała pewności, czy Dean albo Rufus są w tym momencie zdolni do tego, żeby odróżniać przyjaciół od wrogów. Na pewno byli zbyt pobudzeni i zaślepieni walką, żeby tak po prostu przestać, więc lepiej było nie ryzykować nagłego stanięcia któremukolwiek z nich na drodze.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA IV: PEŁNIA] (TOM 2/2)
FanfictionAlessia nigdy nie była zakochana. Wraz z bliskimi mieszka w niezwykłym, choć niebezpiecznym Mieście Nocy, uczęszczając do jedynej w swoim rodzaju Akademii. Wraz ze zbliżającym się zakończeniem szkoły oraz tradycyjną dla telepatów ceremonią, wszystko...