Sto trzydzieści sześć

25 5 0
                                    

Ariel

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ariel

Ciemność w końcu rozproszyła się, kiedy weszli w kolejny korytarz. Ariel zmrużył oczy, zaskoczony, dopiero po chwili uprzytomniając sobie źródło niezbyt jasnego światła, rzucającego długie cienie na kamienną posadzkę. Lekko uniósł brwi, w milczeniu spoglądając na cały rząd ciągnących się po obu stronach przejścia metalowych kinkietów, które przytrzymywały palące się pochodnie. Co więcej, ktoś rozmieścił kolejne płomienie w taki sposób, że co jakiś czas zdarzały się miejsca, gdzie znów robiło się prawie całkiem ciemno, co w połączeniu z licznymi wnękami oraz nagłymi skrętami, dawało niepokojące wrażenie bycia osaczonym. Wrażenie było takie, jakby w każdej chwili ktoś mógł wyskoczyć z ciemności, rzucając się do ataku i chociaż Ariel starał się nie okazywać niepokoju, musiał przyznać, że poczuł się zagrożony.

Zerknął na Victora, ale ten pewnie szedł przed siebie, najwyraźniej do podobnych warunków przyzwyczajony. W zasadzie nie powinno go to nawet dziwić, skoro twierdza stanowiła dla wilkołaka dom już nie wiadomo jak długo.

– Nie ma elektryczności? – zagaił, odzywając się w taki sposób, by jego głos zabrzmiał stosunkowo obojętnie. Ot czysta ciekawość.

– Po co? – Vick rzucił mu wymowne spojrzenie. – Wieczna noc nie jest zła, poza tym całe to zamieszanie z podpięciem się do miejskiej sieci... A co? – Uśmiechnął się kpiarsko. – Czyżbyś obawiał się ciemności?

– Spieprzaj – powiedział Ariel najbardziej uprzejmym tonem na jaki było go stać. Victor parsknął śmiechem, po czym rzucił mu niemal pobłażliwe spojrzenie. Obserwując go, coraz łatwiej było utożsamić mężczyznę z innymi dziećmi księżyca, takimi jak Riddley czy Bart, co powodowało, że chłopak czuł się niemal swobodnie. – Serio. Nie próbuj mnie denerwować.

– Gdzież bym śmiał. – Victor parsknął, żeby podkreślić, jak dobrze się bawi. – Zabawny jesteś, Ariel. A tak z gwoli ścisłości, czyżbyś miał problem w poruszaniu się po zmroku?

Tym razem w jego głosie nie było słychać nutki kpiny, przynajmniej nie tak bardzo jak wcześniej. Kiedy spojrzał na Ariela, chłopak doszukał się w ciemnych tęczówkach czegoś na pograniczu zainteresowania i rozbawienia, co wcale nie poprawiło mu humoru. Cholera, to właśnie był ten problem, który miał od samego początku – mógł częściowo wpasować się w stado, co umożliwiało w miarę pokojowe współegzystowanie z jego pobratymcami, ale na pewno nie miał takiego stanu rzeczy zaakceptować. Nie pasował do nich i nic nie mógł na to poradzić.

Westchnął, po czym skupił się na drodze przed sobą, jedynie kątem oka obserwując Victora. Po pierwsze, to on prowadził, a po drugie – nigdy nie należało spuszczać z oczu kogoś, co do czyich intencji miało się jakiekolwiek wątpliwości.

– Tak, mam problem – powiedział w końcu, podświadomie wiedząc, że i Vick przeszywa go wzrokiem, najwyraźniej nie zamierzając odpuścić. – Co w tym dziwnego? Chcesz mi powiedzieć, że ty widzisz w ciemności? – zapytał z powątpieniem, nie będąc w stanie powstrzymać niedowierzania, które kradło się do jego głosu.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA IV: PEŁNIA] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz