Sto czterdzieści pięć

27 6 0
                                    

Ariel

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ariel

Aaron wciąż milczał. Ariel wbił wzrok w stół, jedynie kątem oka obserwując jak mężczyzna ponownie wsuwa ciemne okulary. Odkrycie, którego dokonał, wciąż na swój sposób mu ciążyło, tym bardziej, że nawet do głowy mu nie przyszło, iż coś podobnego mogłoby mieć w ogóle miejsce. Niewidomy wilkołak? Na ogrody pięknej bogini Selene, przecież dzieci księżyca były niemal równie doskonałe co i wampiry, przynajmniej pod względem fizycznym!

Natychmiast odczuł potrzebę zadania dziesiątek wręcz pytań, ale zdawał sobie sprawę z tego, że to najgłupsza rzecz, jaką mógłby zrobić. Skoro Aaron był przewrażliwiony na punkcie swojego kalectwa – a sądząc po sugestii Victora, jak najbardziej był – jedynie kompletny idiota zaryzykowałby nawet subtelną próbę dowiedzenia się czegokolwiek. Poza tym nie po to tutaj przyszedł i musiał o tym pamiętać, zwłaszcza, że w twierdzy łatwo było stracić poczucie czasu, chociaż ten wciąż płynął nieubłaganie.

W panującej ciszy było coś nienaturalnego, zwłaszcza, że chwilę wcześniej dookoła panował istny chaos, na swój sposób równie irytujący, co i sympatyczny. Kiedy instynktownie uniósł głowę, przekonał się, że znamienita większość wspomnień utkwiona jest w nim, może pomijając wciąż czającą się w cieniu Katherine, która w absolutnym skupieniu obserwowała swoje stopy albo zakurzoną podłogę – ciężko było jednoznacznie stwierdzić.

– No dobrze, kto umarł? – odezwał się Aaron i Ariel aż uniósł brwi, słysząc jego cichy, ale zdecydowany głos. – Od kiedy to potraficie siedzieć tak cicho, hm?

– Och, po prostu dajemy Lilii czas na odrobinę relaksu. Chyba tego potrzebuje, bo zachowuje się trochę tak, jakby przez pomyłkę połknęła kij od szczotki – odparł natychmiast Victor i chociaż Ariel na niego nie patrzył, był pewien, że się uśmiecha. Usłyszał ciche skrzypnięcie, kiedy mężczyzna ponownie zaczął kołysać się na krześle. – No, Lilio, może udowodnisz nam, że jeszcze potrafisz się uśmiechać?

Dziewczyna przeniosła na niego swoje lodowate, hipnotyzujące spojrzenie. Lekko zmrużyła stalowoszare oczy, nie kryjąc niechęci.

– Uśmiechnę się, kiedy jakaś cudowna siła sprawi, że utracisz głos, Victorze – powiedziała aksamitnym szeptem, niczym namiętna kochanka, zwracająca się do swojego wybranka.

– Uroczo... – Vick rzucił jej krzywe spojrzenie. – Niestety, na razie musisz obejść się smakiem.

– Fakt. To Isabella ma większą szansę na to, żeby się czymś zakrztusić, kiedy już zrobicie nam te przyjemność i zaszyjecie się w jakimś słabo oświetlonym kącie. – Uniosła brwi, po czym wzruszyła ramionami. – W zasadzie nie powinnam się dziwić. Kto z kim przystaje... – mruknęła, rzucając wymowne spojrzenie w stronę nie tylko Victora, ale pozostałych wilkołaków.

– Chyba bella Isabella powinna uznać to za komplement – stwierdził Richard, szczerząc się do samej zainteresowanej. – Przynajmniej ona wie, co to znaczy dobra zabawa. No i z kim najlepiej się zadawać – dodał, ale mina Lilii sugerowała, że ma na ten temat zupełnie odmienne zdanie.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA IV: PEŁNIA] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz