Sto czternaście

27 5 0
                                    

Alessia

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Alessia

Idąc przez pogrążone w ciszy poranka Miasto Nocy, Alessia ledwo mogła powstrzymać się przed tym, żeby nie zacząć biec. Szła, raz po raz przystając i oglądając się za siebie. Carlisle spokojnie mógłby dotrzymać jej kroku, a jednak z jakiegoś powodu zdecydował się na szybkie, aczkolwiek wciąż ludzkie tempo i to doprowadzało Ali do szaleństwa.

Dobrze, mimo wszystko wiedziała, co takiego próbował w ten sposób osiągnąć. Była zdenerwowana, a przeciągające się milczenie wcale nie ułatwiało jej zapanowania nad emocjami. Miała dziesiątki pytań, ale żadnego z nich nie zadała, nagle mając wrażenie, że zupełnie nie pamięta w jaki sposób formułuje się słowa i zdania w taki sposób, żeby to brzmiało sensownie. Prawda była zresztą taka, że jakaś cząstka niej nie chciała wiedzieć i ta niechęć paraliżowała ją od wewnątrz, uniemożliwiając złapanie tchu albo zapanowanie nad plątaniną myśli.

Coś się stało. Coś złego. Wiedziała to, po prostu czuła, chociaż takie wyjaśnienie nawet jej wydawało się marne i naciągane. Nie potrafiła określić, co działo się z jej działem i nią samo, a co dopiero zdecydować, czy ma jakiekolwiek powody, żeby martwić się o przyjaciół, ale to w tym momencie było najmniej istotne. Wiedziała, że chodziło o Zoe i Quinna – tych samych, których przez kilka nieznośnych sekund sama miała ochotę zaatakować; potraktować niewiele lepiej od Grace, która...

Samo wspomnienie dziewczyny i tego, jak czuła się, obserwując ją i towarzyszącego jej Damiena w ogrodzie przed domem, wystarczyło, żeby powróciły do niej mdłości. Ból głowy nasilił się i nawet wciąż stosunkowo chłodne, wilgotne powietrze poranka nie było w stanie sprawić, żeby poczuła się lepiej. Echo wcześniejszej nienawiści – tej samej, którą nieoczekiwanie poczuła względem przyjaciół, a później Grace – wydawało się krążyć w jej żyłach niczym trucizna, ostatecznie przeistaczając się w ten pulsujący ból w ramieniu. Ledwo powstrzymała się od tego, żeby syknąć i chwycić się za rękę w miejscu, gdzie pochwycił ją Yves. Carlisle może i był osobą, której byłaby w stanie zaufać (cóż, na pewno po stokroć bardziej niż Rufusowi), ale nie zamierzała doprowadzić do sytuacji, w której musiałaby komukolwiek coś tłumaczyć. Zawsze pozostawało kłamstwo, ale próba oszukania prawie trzystuletniego wampira i zarazem lekarza ze znaczną praktyką, była równie bezsensowna, co i niepotrzebne brnięcie w fałszywe wyjaśnienia, których równie dobrze mogła uniknąć.

Miasto dopiero budziło się do życia, nabierając kolorów i swojego naturalnego, nieco mrocznego uroku, który wiązał się z tym, że znamienitą część mieszkańców tego miejsca stanowiły istoty nocy. Ali trudno było stwierdzić, która jest godzina, ale zakładała, że jest wciąż wcześnie – na tyle, żeby wykurzyć już lubujące się w nocy istoty, ale jednocześnie nadal zbyt szybko, żeby spodziewać się widoku ludzi. To była dziwna pora, a widok całkowicie opustoszałych uliczek, wciąż panującej szarugi i tych wszystkich starych kamieniczek, miał w sobie coś przygnębiającego, co jeszcze bardziej popsuło jej humor, wzmagając niepokój.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA IV: PEŁNIA] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz