Sto sześćdziesiąt

28 6 0
                                    

Alessia

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Alessia

Grace wydała z siebie jakiś dziwny dźwięk, który niejasno kojarzył się ze zdławionym piskiem albo skomleniem. Zwłaszcza to drugie w obecnej sytuacji wydawało się co najmniej ironiczne.

– Ali – wymamrotała nerwowo, co prawda nie oglądając się za siebie, ale za pewne nic nie było w stanie zmusić jej do tego, żeby spuścić z oczu wciąż zaciskającego dłonie na jej ramionach Barta.

– Już wychodzimy – powiedziała, machinalnie podchodząc bliżej. Choć wydawało się to szaleństwem, odważyła się spojrzeć wprost w nie wyrażającą niczego ponad rozbawienie twarz wilkołaka... A przynajmniej próbowała wmówić sobie, że w tym momencie mężczyzna nie odczuwa niczego więcej. – Już wychodzimy – powtórzyła bardziej stanowczo – więc ją puść.

Bart zamrugał, po czym przeniósł spojrzenie z Grace na nią. Machinalnie zapragnęła się cofnąć, ale zmusiła się do tego, żeby postąpić wbrew instynktowi i stanąć bliżej dziewczyny, którą chcąc nie chcąc uznała za sojuszniczkę. Panujące milczenie zaczynało doprowadzać ją do szaleństwa i ledwo powstrzymywała się przed tym, by nie zacząć krzyczeć z frustracji.

Pomiędzy brwiami Barta pojawiła się pionowa kreska. Alessia niemal widziała, jak trybiki w jego głowie pracują, co prawda niezwykle wolno, ale jednak.

– Czy ty mi próbujesz rozkazywać, mała wampirko? – zapytał w końcu, zaskakująco łagodnie i z nutką niedowierzania.

Dobrze, teraz powinna była się wycofać. Co prawda wilk w jej wnętrzu rwał się do walki, ale – cholera – Yves'owi zależało na tym, żeby po prostu była. Nie wspomniał nawet słowem, że kiedy nadejdzie pełnia, musi być cała i zdrowa, żeby być w stanie się przemienić.

– Nie. Jedynie mówię – powiedziała w ten sam stanowczy, aczkolwiek nieco mniej ostry sposób. – Prosiłam byś puścił moją przyjaciółkę. – Co prawda takie określenie Grace było mocno na wyrost, ale jak to się mówi: „wróg mojego wroga..."

– Skoro prosisz... – Ledwo powstrzymała się od wypuszczenia powietrza ze świstem, kiedy Bart tak po prostu ustąpił. Puścił Grace, po czym wycofał się w głąb korytarza, pozostawiając im niewielkie przejście. Wychodząc z łazienki, musiały się o niego otrzeć. – A teraz idziemy. Ty pierwsza – dodał z naciskiem, kiwając głową w stronę Alessi.

Może i nie grzeszył inteligencją, podobnie zresztą jak i higieną (jeśli miała być szczera, chyba jedynie Yves i Riddley potrafili jakkolwiek rozróżniać priorytety, dzięki czemu w swoim zachowaniu aż tak obcesowo nie przypominali zwierząt), ale to jedynie przekonało ją, że nierozsądnym byłoby, gdyby próbowała mu się opierać. Krótko spojrzała na Grace, by jakoś ją uspokoić, po czym pośpiesznie prześlizgnęła się obok Barta, próbując skulić się na tyle, by nie ryzykować fizycznego kontaktu w stopniu większym niż byłoby to możliwe. Aż wzdrygnęła się, kiedy jej ramię otarło się o jego szeroką klatkę piersiową, zaraz też odskoczyła na bok, próbując uciec na tyle daleko, żeby nie czuć bijącego od jego rozgrzanego ciała ciepła.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA IV: PEŁNIA] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz