Isabeau
Isabeau stała przy przeszklonych drzwiach, prowadzących do okazałego ogrodu przylegającego do domu Renesmee i Gabriela. W ręku ściskała ozdobny, szklany kieliszek, już zaledwie w połowie wypełniony ulubioną mieszanką jej brata – tudzież winem doprawionym krwią... Albo z przewagą krwi, jak to było w jej przypadku. Na zewnątrz panowało ogólne poruszenie, zwłaszcza, że otoczony drzewkami owocowymi trawnik został starannie oświetlony przez srebrzysty blask uzewnętrznionej telepatycznej mocy oraz płomieni przywołanych przez Laylę.
Jej siostra jak zwykle znajdowała się w centrum zainteresowana, pląsając pośród płomieniu i udając, że wcale nie dostrzega pełnego rezerwy spojrzenia Rufusa. Już nie miała na sobie czarnej woalki, którą wykorzystały podczas ceremonii, a której pozbyła się na rzecz intensywnie fioletowej, równie zwiewnej sukienki. Beau z doświadczenia wiedziała, że Layla niemal we wszystkim wyglądała równie olśniewająco, bez trudu przyciągając męskie spojrzenia (i nie tylko), ku wyraźnemu niezadowoleniu jej partnera. W zasadzie po naukowcu trudno było stwierdzić czy jest irytacja bierze się z tego, że martwił się tym, jak emocje mogą wpłynąć na ciążę dziewczyny, czy też najzwyczajniej w świecie był zazdrosny. Beau zdecydowanie skłaniała się do tego drugiego, chociaż podejrzewała, że gdyby chociaż spróbowała wampirowi to zasugerować, skończyłaby z kołkiem wbitym w pierś, nawet jeśli w ten sposób Rufus miałby narazić się na gniew Dimitra. Po tym, jak już lata temu naukowiec bezceremonialnie dźgnął ją skalpelem i to tylko po to, by udowodnić, że od ciosu nie umrze, nie miała szczególnej ochoty sprawdzać tego, ile potrzeba, by znów wytrącić go z równowagi.
Zmrużyła oczy, kiedy wokół Layli pojawiło się coś, co kształtem przypominało olbrzymiego, ognistego węża, który wystrzelił w górę, rozjaśniając noc. Płomienny stwór wydawał się owijać wokół smukłego ciała dziewczyny, by po chwili przeistoczyć się w równie pokaźnego, olśniewającego ptaka, który rozłożył skrzydła i bezceremonialnie wzbił się w atramentowe niebo. Feniks zatoczył koło na ogrodzie, a kiedy tylko Layla wyrzuciła obie ręce nad głowę i mocno zacisnęła dłonie w pięści, ognisty stwór rozprysł się na kawałeczki, a na ziemię posypał się bajeczny deszcz przypominających spadające gwiazdy iskier. W blond włosach pół-wampirzycy tańczyły jasne refleksy, zwłaszcza kiedy ukłoniła się, z wdzięcznością przyjmując fakt, że obserwujący ją tłumek obdarzył ją gromkimi brawami. To nie była żadna nowość, bo Layla od zawsze miała w sobie wrodzony urok, a zdolności panowania nad ogniem jedynie podnosiły jej atrakcyjność.
Wyczuła subtelny ruch za plecami, a chwilę później na jej biodrach wylądowała para silnych, przyjemnie zimnych dłoni. Isabeau oderwała wzrok od siostry oraz otaczającego ją tłumku (byli tam niemal wszyscy uczestnicy ceremonii, chociaż to Alessia, Damien i pozostałe dzieciaki wydawały się najbardziej oczarowane popisami dziewczyny), by lekko odchylić głowę, kiedy Dimitr w nieco prowokujący sposób ucałował jej odsłoniętą szyję.
– Chowasz się w cieniu, moja królowo? – szepnął tym swoim hipnotyzującym głosem; jego język musnął jej skórę, sprawiając, że zadrżała mimowolnie.
CZYTASZ
LOST IN THE TIME [KSIĘGA IV: PEŁNIA] (TOM 2/2)
FanfictionAlessia nigdy nie była zakochana. Wraz z bliskimi mieszka w niezwykłym, choć niebezpiecznym Mieście Nocy, uczęszczając do jedynej w swoim rodzaju Akademii. Wraz ze zbliżającym się zakończeniem szkoły oraz tradycyjną dla telepatów ceremonią, wszystko...