Sto osiemdziesiąt sześć

29 6 0
                                    

Carlisle

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Carlisle

– Carlisle!

Zatrzymał się, by móc rozejrzeć się dookoła. Wszędzie rozpoznałby ten głos, jednak i tak zawahał się, nie do końca dowierzając swoim zmysłom. Być może do tego stopnia koncentrował się na próbach odnalezienia jej w tym zamieszaniu, że z tego wszystkiego wyobraźnia zaczęła wymykać mu się spod kontroli.

Nic z tych rzeczy. Esme znajdowała się nie dalej jak dziesięć metrów dalej, przynajmniej w momencie, w którym w końcu ją zauważył. Wydawała się jeszcze bledsza niż zazwyczaj; jej skóra połyskiwała łagodnie w anemicznym blasku strzelających w górę płomieni, chociaż od najbliższego z wznieconych pożarów dzieliła ją odległość dostatecznie duża, by nie obawiał się, że żywioł przypadkiem zrobić jej krzywdę. Jej oczy rozszerzyły się nieznacznie, kiedy w końcu go zauważyła i pędem ruszyła w odpowiednim kierunku, lawirując pomiędzy walczącymi, zupełnie jakby nie zauważała tego, co dzieje się wokół niej. Kasztanowe włosy podskakiwały niemal przy każdym ruchu, dziwnie naelektryzowane; powietrze przesycone było telepatyczną mocą, przez co wydawało się nasycone ozonem, dokładnie tak, jak po przejściu gwałtownej burzy.

Niemal w ostatnim momencie zreflektował się i rozłożył ramiona, gdy Esme dosłownie skoczyła w jego kierunku, wpadając wprost w jego objęcia. Dopiero kiedy poczuł przy sobie jej drobne, znajome ciało a powietrze wypełnił słodki zapach wampirzycy, mocniej przygarnął ją do siebie. Nie drżała, ale znał ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że jest tak zdenerwowana, że ledwo może ustać na nogach.

– Nic ci nie jest... – To w zasadzie było stwierdzenie, a nie pytanie, ale ona i tak pokręciła energicznie głową. Przytulił ją raz jeszcze, a potem lekko uniósł i pocałował w usta, zanim pozwolił, by odsunęła się o krok i spojrzała mu w oczy. Jej tęczówki pociemniały do tego stopnia, że w panującym wokół półmroku przypominały dwa roziskrzone węgliki. – Gdzie byłaś? Szukałem cię, ale dom był pusty, z kolei kuchnia... Cóż, chyba sama wiesz najlepiej – dodał, widząc jak krzywi się niechętnie na jakieś wspomnienie.

– Spotkałam przed domem Grace – wyjaśniła i spojrzała na niego znacząco, by upewnić się, że wie o kim mówiła. Skinął głową, bo chociaż Damien nie rozmawiał z nim akurat na temat tej dziewczyny, pamiętał ją z widzenia z tych kilku razów, kiedy zdarzało mu się bywać w Akademii. – Rozmawiałyśmy chwilę, zaprosiłam ją do środka i tam zostawiłam, żeby poszukać tych rzeczy, które... – Urwała, gwałtownie nabierając powietrza do płuc. – Właśnie! Co z Laylą? Nie wróciłam, a ona była tak bardzo zdenerwowana...

Mimo zdenerwowania udało mu się uśmiechnąć. Tylko Esme mogła zamartwiać się czymś, co miała zrobić, a co z jakiegokolwiek powodu jej nie wyszło.

– Kochanie. – Machinalnie objął ją mocniej, próbując jakąś ją uspokoić. Przestała mówić i w końcu na niego spojrzała. – Layli nic nie jest, a przynajmniej tak zakładam, bo dopiero co widziałem tutaj Rufusa – wyjaśnił, chociaż kwestia zaufania do wampira była raczej kwestią sporną. Z drugiej strony, mimo całego swojego ekscentrycznego podejścia, Rufus wydawał się ostatnią osobą, która mogłaby skrzywdzić dziewczynę... A przynajmniej nie celowo. – Co było dalej? – zmienił temat, próbując powstrzymać żonę od nerwowego rozglądania się dookoła.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA IV: PEŁNIA] (TOM 2/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz