Rozdział 8.

2.1K 91 0
                                    

Tak gdybyście nudzili się między świątecznym jedzeniem :P 

**********************

Z samego rana umówiłam się na konsultacje z lekarzem, bo musiałam mieć pewność, że taka podróż nie zaszkodzi mi i mojemu dziecku. Na szczęście wszystko było w porządku, a w pierwszym trymestrze nie mam powodu do obaw.

Lot minął mi błyskawicznie. Na lotnisku czekała na mnie ładna wysoka blondynka, na oko 36-letnia, Maddy Clark. Była młodszą siostrą mojego taty, ale nie zauważyłam między nimi żadnego podobieństwa. Lekko się denerwowałam, bo w sumie była dla mnie obcą osobą. Gdy kobieta dostrzegła mnie w tłumie turystów od razu popędziła w moją stronę i zamknęła w uścisku swych ramion. Była tak wysoka, że ja ze swoimi niespełna 160 cm wzrostu sięgałam jej do brody, w dodatku nosiła eleganckie szpilki. Wyglądała naprawdę ładnie w spodniach capri i zwiewnej czerwonej koszuli, która podkreślała jej urodę.

- Witaj Soniu! Tak się cieszę, że wreszcie zdecydowałaś się mnie odwiedzić. Jak podróż? - zapytała głosem pełnym szczerości i troski. Czuję, że to był dobry wybór, że tu przyjechałam.

- W porządku, nie mam problemu z lataniem. - oszczędziłem jej jednak informacji o dręczących mnie przed startem mdłościach. - A tak w ogóle to dziękuję Ci Maddy za zaproszenie.

- Przestań dziękować, to dla mnie przyjemność. Ale wracajmy do domu, tam spokojnie sobie porozmawiamy. - Kobieta energicznie pociągnęła za rączkę mojej walizki i popędziła w stronę parkingu, gdzie stał zaparkowany jej sportowy czerwony samochód. Widać że nieźle jej się powodzi. Zresztą od razu sprawia wrażenie kobiety biznesu.

Wielkie, przestronne mieszkanie robiło wrażenie. Jasne barwy, nowoczesne wyposażenie, dużo światła i przepiękny widok z okna na Lady Bird Lake. Luksus w czystej postaci. Byłam zachwycona. Zostawiłam swoje rzeczy w gościnnej sypialni. W sumie naliczyłam ich trzy, jedna małżeńska, jedna dziecięca i na końcu po prawej gościnna. Nie poznałam jeszcze rodziny Maddy. Wiem tylko, że jej mąż Lucas jest w pracy i wróci późnym wieczorem, natomiast 5-letnia córeczka Laura właśnie ma lekcje baletu. Za godzinę ma ją przywieźć dziadek, oczywiście ze strony ojca. Już się nie mogłam doczekać aż ich poznam.

Rozgościłam się troszeczkę, wzięłam prysznic, przebrałam się w świeże ubrania i w nieco lepszym stanie zjawiłam się w salonie. Tam jednak nie zastałam Maddy, choć musiała mnie zauważyć, bo zawołała:

- Soniu, jestem w gabinecie, drugie drzwi na lewo od kuchni. Chodź. - posłuchałam wskazówek i po chwili uchyliłam białe przeszklone częściowo drzwi. Za nimi dostrzegłam ciocię, która w jasnych lnianych spodniach i jasnej koszuli bez rękawów, siedziała wygodnie na kanapie, obitej błękitnym materiałem. Pokój był biało-lawendowy, urządzony trochę w prowansalskim stylu. Białe meble, drewniana podłoga, jedynie dodatki w barwie różnych odcieni niebieskiego. Wszystko razem ładnie się komponowało, aż zachęcało aby skorzystać z gościny i udać się na odpoczynek właśnie w tym miejscu.

- Witaj w moim królestwie. Ten pokój to moja oaza. Spędzam tu każdą wolną chwilę, choć nie ma ich znowu tak wiele, zwykle biegam między spotkaniami a domem. - Zaczęła rozmowę Maddy, a ja chętnie słuchałam, by jak najwięcej się o niej dowiedzieć.

- A czym się na co dzień zajmujesz? - dopytałam.

- Pracuję w dziale HR dużej firmy w branży IT. Dlatego tak bardzo potrzebuje chwili spokoju tylko dla siebie, miejsca gdzie mogę się zrelaksować i odprężyć. Nazywamy to gabinetem, ale tak naprawdę nic tu nie robię. I właśnie o to chodzi- zaśmiała się dźwięcznie, a ja próbowałam zapanować nad grymasem zaskoczenia na swojej twarzy. Nigdy bym nawet nie pomyślała o takim czymś, ale gdzie ja tam się znam. Jestem tylko prostą dziewczyną.

- Bardzo tu ładnie - powiedziałam nieśmiało.

- To siadaj - wskazała drewniane krzesło przy stoliku pod oknem, a sama zajęła miejsce naprzeciw. - Napijesz się może czegoś? - zaproponowała z uśmiechem.

- Dziękuję, może później. - odmówiłam grzecznie.

-To mów, co Cię sprowadza. - walnęła prosto z mostu Maddy, a mnie zatkało. Już chciałam powtórzyć wyuczoną gadkę o zmianie otoczenia na jakiś czas, ale słowa nie chciały opłacić mego gardła. Zamiast tego bez owijania w bawełnę oznajmiłam:

- Jestem w ciąży i nie wiem, co robić. - powiedziałam na jednym tchu. Dopiero po chwili widząc minę cioci zorientowałam się jaką bombę zrzuciłam. Naraz jednak twarz kobiety zajaśniała i z weselem wykrzyknęła podekscytowana:

- To cudownie. Powinnaś się cieszyć. Dziecko to prawdziwy dar niebios. Uwierz, że wiem o czym mówię. - jej wzrok zasnuła chwilowo jakby mgła, ale nie drążyłam teraz tematu, może dowiem się przy innej okazji. Teraz, gdy wreszcie zdecydowałam się komuś wyznać dręcząca mnie od jakiegoś czasu tajemnicę, chciałam uwolnić się od tego ciężaru i opowiedzieć całą historię. Czułam, że muszę to zrobić. 

Przewinienie (cz.2.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz