Sonia
Nie mogłam dłużej odwlekać nieuniknionego. Ubrana w najlepsze jeansy i czerwoną koszulę w kratę, wkroczyłam odważnie do salonu. Nie było tu Aidana. Ciche westchnienie wydarło się z moich ust, ni to z żalu, ani z zaskoczenia. Spodziewałam się tego.
- Tu jestem. - Dobiegł mnie męski głos dochodzący z kuchni. Nie zauważyłam Go, bo akurat grzebał w lodówce, lecz teraz stał z kartonem soku pomarańczowego w ręce i patrzył wprost na mnie.
- Nie wyszedłeś? - nie opanowałam się.
- A miałem wyjść? Chcesz żebym już sobie poszedł? - zapytał posyłając mi swoje charakterystyczne spojrzenie, to które przeszywało mnie na wskroś. Jak miałam Mu odpowiedzieć skoro sama nie wiedziałam, czego właściwie chcę.
- Jeśli chcesz...
- Nie chcę. - zapewnił zanim skończyłam mówić. Zaskoczył mnie.
- Co robisz? - dopiero teraz zauważyłam, czym zajmował się mężczyzna zanim tu weszłam.
- Jajka na bekonie. Chyba lubisz, co? - zapytał jakby nagle przestraszony, że odmowię.
- Uwielbiam. - Zapewniłam szybko, wciąż nie mogąc jednak wyjść z szoku. - Przygotowujesz dla mnie śniadanie?
- Musisz jeść. A skoro niedługo wraca Cole, nie będziesz już miała czasu zadbać o siebie, dlatego ja postanowiłem Ci trochę pomóc. Nie masz nic przeciwko? - dopytywał nieznanym mi dotąd tonem. Aidan się o mnie troszczył? Nic już z tego nie rozumiałam. Nie takiego poranka się spodziewałam. Aidan potrafił zaskakiwać.
Aidan
Nie rozumiałem do końca własnego zachowania, ale jedno jest pewne - jest mi tu zadziwiająco dobrze. Sonia, wspólne śniadanie, normalna rozmowa przy stole. Unikaliśmy głównego tematu i gadaliśmy o pierdołach, ale właśnie to było najlepsze. Przy Soni stawałem się kimś zupełnie innym, zwykłym facetem, który robi zwykle rzeczy, w zwykłym życiu. Przy Niej nie pałałem chęcią zemsty i nie myślałem o pracy. Potrafiłem myśleć tylko o tym, co chciałbym z Nią robić. I wcale nie mam na myśli seksu. No może nie tylko to. Ta kobieta wzbudzała we mnie takie uczucia, o jakich nie miałem nawet dotąd pojęcia, a już na pewno nie sądziłem, że jestem do nich skłonny.
- Football czy baseball? - zapytała ze śmiechem.
- Hokej. - rzuciłem przekornie. Lubiłem obserwować Jej reakcje. Zawsze lubiłem na Nią patrzeć. Teraz na przykład zakładała pasmo włosów za ucho. Zwykle robiła tak, gdy nie wiedziała, co powiedzieć. - Pizza czy spaghetti? - tym razem to ja rzuciłem temat.
- Chyba pizza. Byle nie na słodko ani z ananasem. Jestem uczulona. - Odrzekła bez cienia zawahania. Była szczera, choć raz nie analizowała każdego wypowiedzianego słowa. Wyłączyła filtry i po prostu ze mną rozmawiała.
- Dziewczynka czy chłopiec? - zapytałem, lecz nowa kategoria pytań momentalnie wytrąciła Sonie z równowagi. Jej wesoła twarz pokrył teraz grymas niezadowolenia, a może nawet gniewu.
- Co to w ogóle za pytanie? - zachmurzyła sie, a ja od razu pożałowałem, że zepsułem Jej dobry humor. Ale przecież nie miałem nic złego na myśli.
- Pytam czy wolałaś mieć syna czy córkę. Ale jeśli nie chcesz to nie musisz odpowiadać. - Dodałem by nieco załagodzić sytuację. Chyba trochę pomogło, bo Sonia nieco ochłonęła i po chwili odpowiedziała.
- Obstawiałam, że to będzie dziewczynka. Ale potem urodził się chłopiec i teraz nie jestem sobie nawet w stanie wyobrazić, że mogłoby być inaczej. Cole jest całym moim światem. Kocham Go całym sercem. Choć z córką pewnie byłoby tak samo. - Mówiąc o dziecku Sonia przybierała zupełnie inny ton. W Jej głosie dominowała matczyna miłość, troska i duma. I słusznie. Była naprawdę dobrą matką.
- Nie wszystko stracone, pewnie przyjdzie jeszcze czas i na córkę. - powiedziałem kompletnie tego nie analizując. Dopiero widząc Jej skonfundowaną minę uzmysłowiłem sobie, jaką bombę rzuciłem. A najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że nagle zapragnąłem, aby móc przytulić do serca małą dziewczyneczkę, podobną do mamusi, a może trochę do tatusia, do mnie. Cholera, zagalopowałem się.
Sonia
Zamarłam. Czego jak czego, ale takich słów z ust Aidana nie spodziewałam się nigdy usłyszeć. Jeszcze nie tak dawno zarzucał mi, że chcę Go wrobić w dziecko, tak jakbym na siłę chciała zrobić z Niego tatusia. A teraz? Czy ja naprawdę dobrze słyszałam, gdy mówił o córce? Pewnie zbyt dosadnie odbieram Jego wypowiedź. Przecież nie powiedział, że to ma być Nasza córka, tylko moja. On nawet nie wie, o synu, a co dopiero o kolejnym dziecku. To jakaś farsa. Moja wyobraźnia snuje głupie domysły. Stop.
- Raczej nie będę mieć więcej dzieci. Cole mi w zupełności wystarczy. - odpowiedziałam nie zagłębiając się w szczegóły. Przecież spędziliśmy razem tylko jedna noc, a ja już układam plany na wspólną przyszłość? Absurd!
- Sonia, przepraszam... Nie chciałem by tak to zabrzmiało. Ja tylko... - Aidan plątał się i mieszał, jakby nie wiedząc zupełnie, co powiedzieć. To nie był temat na dziś. Albo raczej na kiedykolwiek.
Niezręczną ciszę, która zapanowała po moim faux pas przerwało buczenie mojej komórki. To mnie nieco ściągnęło na ziemię. Trzy nieodebrane od Elizabeth i osiem od Stanley'a. Czas wrócić do rzeczywistości. Krótkie wakacje się skończyły. Ale czy tak musi być?
- Porozmawiamy? - poprosiłem pokornie. Prędzej czy później i tak musimy wyjaśnić sprawę między Nami, bo tym razem nie wyjadę nim wszystko będzie klarowne. Żadnych niedomówień.
- Przecież rozmawiamy. - rzuciła jakby od niechcenia Sonia. Po przyjaznej atmosferze nie został nawet ślad.
- Nie zachowuj się dziecinnie. - Nie wytrzymałem.
- Ja!? Ja niby jestem dziecinna, tak? To nie ja uciekłam z podkulonym ogonem bez słowa wyjaśnienia! - zabolało.
- Myślałem, że tamto już mamy za sobą. Ale masz rację, zasłużyłem. Przyznaję się do winy. Zjebałem. Żałuję. Kornie proszę o wybaczenie. Lepiej? - mina Soni mówiła jednak zupełnie coś przeciwnego.
- Wypchaj się takimi przeprosinami. Tak w ogóle to najlepiej będzie jak już sobie pójdziesz. Nie mam czasu, muszę jechać po synka. - wzrok dziewczyny ciskał gromy i w sumie nie mogłem Jej się dziwić. Kolejny raz dowiodłem jaki ze mnie dupek...
- Hej, przepraszam. Nie chciałem by tak to zabrzmiało. Po prostu przy Tobie nie kontroluję tego, co mówię.
- Teraz to jeszcze moja wina, tak? - podniosła głos, wyraźnie zdenerwowana.
- Nie. Sonia, mówię tylko, że gdy jestem z Tobą nadmiar emocji robi mi sieczkę w głowie. Nigdy nie czułem tylu różnych rzeczy na raz. Daj mi się wytłumaczyć, proszę. - próbowałem wyjaśnić, choć wcale nie było to łatwe. Sam nie do końca rozumiałem, co się ze mną dzieje.
- Masz pięć minut. Czas start. - posłała mi zaciekłe spojrzenie. Okej, będzie ciężko, ale dam radę.
- Soniu, Kochanie. - zgromiła mnie wzrokiem, ale nie dbałem o to. Zaczerpnąłem haust powietrza i podjąłem temat. Zapowiada się improwizacja życia. - Pomijając nawet Naszą przeszłość, coś Nas łączy. Ta noc była tylko tego dowodem. I nie chodzi nawet o to, że w każdej sekundzie pragnę Cię tak samo, jak nie bardziej. Jesteś piękną kobietą, cudowną matką i po prostu dobrym człowiekiem. Przy Tobie sam czuję się lepszy, czystszy. Zaczynam czuć, choć wcześniej unikałem wszelkich emocji. Tak było wygodniej i łatwiej. Ale już nie chcę tak. Chcę czegoś więcej. Ty znaczysz znacznie więcej. Przy Tobie wszystko inne traci znaczenie, nawet praca. - przerwałem by przyjrzeć się Jej reakcji. Spoglądała na mojej podejrzliwie spod przymrużonych powiek.
- Co Ty mi próbujesz powiedzieć? - zapytała niepewnie.
- Chcę byś była częścią mojego życia. Chcę być częścią Twojego. Proszę Cię o szansę. - wydusiłem jednym tchem. Nie myślałem o tym wcześniej, ale gdy te słowa opuściły już moje gardło zrozumiałem, że naprawdę bardzo tego chcę. Pragnę Soni. Pierwszy raz chcę spróbować czegoś na serio.
Brunetka zaniemówiła. Ta zwykle gadatliwa malutka kobietka wreszcie nie wiedziała, co powiedzieć. A ja czekałem aż powie cokolwiek. Serce biło mi w piersi jakby miało zaraz wyskoczyć. Płuca miałem boleśnie zaciśnięte. Ale czekałem cierpliwie.
CZYTASZ
Przewinienie (cz.2.)
RomanceSonia w swoim 23-letnim życiu wycierpiała już wiele. Dlaczego los znów rzuca jej kłody pod nogi? Pragnęła być po prostu szczęśliwa, mieć kogoś kto ją pokocha. Czy to tak wiele? Czy to grzech mieć marzenia? Wkrótce Bóg wysłucha jej błagań, ale zrobi...