Sonia
Obudziłam się zlana potem. Byłam wyraźnie rozgrzana i podniecona. Pierwsza moja myśl była taka, że miałam przedziwny sen. Po chwili dotarło do mnie, że ja naprawdę uprawiałam z Aidanem seks przez telefon. Na policzkach poczułam wypieki, a krew w żyłach popłynęła szybciej. Nie poznaję sama siebie. Ogarnął mnie chwilowy wstyd i poczucie winy. Czułam się jakbym zdradzała sama siebie i pogwałcała zasady w jakich zostałam wychowana. Ale czy rzeczywiście można mnie winić za tę chwilę zapomnienia? Każda chwila spędzona z Aidanem jest jak rajskie wakacje, pełne błogiego spokoju, rozkoszy i po prostu szczęścia. Nie ma zmartwień, problemów, nie ma nic. Jesteśmy tylko MY.
Ta noc jednak dobiegła końca i pora znów stawić czoła codzienności. Mam się dziś stawić z Colem na wizycie kontrolnej u Doktora Morgana. Przygotowałam zarówno siebie jak i synka do wyjścia i ruszyłam do przychodni.
- Witaj Soniu! Cześć Cole! - rozradowany naszym widokiem Colin ruszył nam na powitanie. Mój synek ucieszył się na widok starszego pana i radośnie wymachiwał do Niego rączkami. Poznawał Go i najwyraźniej bardzo lubił.
- Dzień dobry Doktorze. - uścisnęłam wyciągnięta w moją stronę rękę.
- Jak się dziś czujemy? - zapewne miał na myśli małego pacjenta, ale odniosłam dziwne wrażenie, że słowa skierowane są do mnie. Czyżby było coś po mnie widać? Niemożliwe.
- Już jest zdecydowanie lepiej. Cole nie gorączkuje, grzecznie je, śpi regularnie, jest wesoły i pocieszny. Wszystko wróciło do normy. - powiedziałam optymistycznie.
- To bardzo dobrze. Dostałem najnowsze wyniki badań krwi. Wszystko jest w normie. - uspokoił mnie pospiesznie, a ja odetchnęłam z ulgą.
- Kamień spadł mi z serca. Tak w ogóle to chciałam Panu, w sensie Tobie, jeszcze raz podziękować. Nie wiem jakbym sobie sama poradziła, gdyby nie Twoja pomoc. - taka właśnie jest prawda. Wpadłam w panikę i bez tej pomocy mogłoby się to skończyć zupełnie inaczej. Wolałam nawet o tym nie myśleć.
- Nie ma o czym mówić. Nie gniewaj sie, bo naprawdę uważam, że jesteś świetną matka, ale uważam, że przydałaby Ci się pomoc przy wychowywaniu dziecka. Może tata Cole'a mógłby przejąć trochę odpowiedzialności, co? - spojrzał na mnie troskliwie, jak ojciec który troszczy się o swoje dziecko. To było bardzo miłe. Gdyby mój tata żył to z pewnością mogłabym liczyć na Jego wsparcie.
- To dosyć skomplikowane. Ojciec Cole'a wyjechał. Póki co dajemy radę sobie sami. - starałam się by w moim głosie nie było słychać drżenia, jak zawsze gdy mówiłam o tych sprawach.
- Nie chcę się wtrącać w Twoje sprawy, bo nawet nie mam takiego prawa, ale On musi poznać prawdę. On musi wiedzieć, że ma syna. - podkreślił z mocą ostatnie słowa. Zamarłam. Otworzyłam ze zdziwienia usta i zrobiło mi się ciemno przed oczami. Po chwili jednak otrząsnęłam się odrobinę i odpowiedziałam:
- Nie wiem o czym mówisz. - udałam.
- Soniu ja wiem, że to Aidan jest biologicznym ojcem Cole'a. I wiem także, że zataiłaś ten fakt przed całym światem, włącznie z Nim. Musisz Mu powiedzieć. - nalegał.
Opadlam z westchnieniem na krzesło i ukryłam twarz w dłoniach. Chciało mi się płakać. Nie wiedziałam jak zareagować, ale nie było sensu dłużej zaprzeczać. Byłam na straconej pozycji.
- Jak sie dowiedziałeś? - byłam zaskoczona, że mój sekret ujrzał światło dzienne.
- Czasami widzę i słyszę trochę więcej niz pozostali. Umiem obserwować. I widzę, że Cole jest małą kopią Aidana, gdy ten był w Jego wieku. - przeszły mnie dreszcze. A co jeśli więcej osób doszło do podobnych wniosków?
- To jeszcze o niczym nie świadczy. Wszystkie małe dzieci są do siebie podobne. - próbowałam jeszcze walczyć.
- Nie zaprzeczyłaś od razu, więc teraz nawet nie próbuj. Poza tym widziałem Jego badania. Twój syn ma grupę krwi AB Rh-, wiesz że jest to najrzadsza grupa krwi na świecie? Niespełna 11% całej populacji ma taką grupę, a zgadnij kto jeszcze ją ma? - mówił tym swoim spokojnym głosem eksperta, czym mnie zirytował. Nawet jeśli miał rację.
- Nie masz prawa mi mówić, co mam robić. Nawet jeśli nie myliłbyś się w swoich przypuszczeniach to i tak jesteś ostatnią osobą, która może mnie pouczać w sprawach rodzicielstwa. Twój syn Cię nienawidzi. Przez Ciebie ma problem z nawiązywaniem relacji, nie mówiąc o prawdziwym zaangażowaniu się czy chęci posiadania własnych dzieci. Wiesz jaką Mu wyrządziłeś krzywdę? - nie wytrzymałam natłoku emocji i eksplodowałam rozpryskując naokoło lawę złości i oskarżeń. Podobno atak najlepszą formą obrony, ale innego planu nie miałam. Zaskoczył mnie. Dałam się ponieść i dopiero widząc minę starszego profesora ugryzłam się w język. Było już jednak za późno na cofnięcie słów.
- Masz rację. Ale tylko częściowo, bo nie znasz całej prawdy. Może, albo nalewno, nie jestem wzorem do naśladowania, ale miałem swoje powody, o których nawet mój syn nie wie. To sprawa między mną a Rose. - smutek i żal ustąpiły miejsca jakiejś dziwnej zaciętości, która była teraz wymalowana na twarzy Morgana. Ten mężczyzna miał wiele twarzy, zaskoczyło mnie to.
- Nie chcę się wtrącać w Twoje życie, ale w zamian Ty nie wtrącaj się w moje. - powiedziałam już nieco spokojniej.
- Soniu, masz moje słowo, że nie ode mnie Aidan dowie się o Cole'u. Ale nadal uważam, że On musi wiedzieć. Czym szybciej tym lepiej. I to Ty powinnaś Mu to wyznać, jeśli myślisz o jakiejkolwiek wspólnej przyszłości. - naciskał Colin. Jestem świadoma, że miał rację. Wiem to od dawna, ale nie zmienia to faktu, że boje się reakcji Aidana. Boje się, że teraz tym bardziej Nas zostawi. I to będzie tylko i wyłącznie moja wina.
- Dziękuję. - musiałam stamtąd jak najszybciej wyjść. Miałam teraz jeszcze większy mętlik w głowie niż wcześniej. Kurde no!
Aidan
Coś mi tu śmierdzi. Nie żebym żałował Delongi, ale jego śmierć nie ma sensu. Po co Bourdo miałby pozbywać się swojej prawej ręki? A nawet jeśli już miałby jakiś powód to śmiem podejrzewać, że nie zostawiłby po sobie śladu, a nieopodal miejsca zbrodni znaleziono w koszu Glocka 35 z odciskami palców. Przecież nawet głupi wie, że tak się nie robi. Muszę poczekać na wyniki testów daktyloskopijnych zanim zacznę wyciągać jakiekolwiek wnioski. Poza tym wątpię, by Bourdo brudził sobie rączki taką robotą. On do wszystkiego ma ludzi. I nigdy nie zostawia po sobie śladów. Więc ten ktoś albo jest amatorem, albo ktoś lub coś musiało go spłoszyć. Ta sprawa już nie tylko jest dla mnie priorytetem z powodu Sama, ale zaczyna mnie po prostu ciekawić. A ja już tak mam, że nie odpuszczam, zanim nie rozwikłamy zagadki do samego końca.
*******************************
Cześć :)
Mam nadzieję, że historia nie zaczyna Was nudzić i zapewniam, że na "słodkie pierdy" przyjdzie jeszcze czas :P
Nie byłabym sobą, gdybym nie zaczęła kręcić, dlatego póki co mogę zaprosić Was do czytania dalszych rozdziałów, w których akcja nabierze trochę tempa. Taki przynajmniej mam zamysł, ale jak wiadomo - kobieta zmienną jest, więc może wyjść różnie :D
Pozdrawiam i do następnego <3
CZYTASZ
Przewinienie (cz.2.)
RomanceSonia w swoim 23-letnim życiu wycierpiała już wiele. Dlaczego los znów rzuca jej kłody pod nogi? Pragnęła być po prostu szczęśliwa, mieć kogoś kto ją pokocha. Czy to tak wiele? Czy to grzech mieć marzenia? Wkrótce Bóg wysłucha jej błagań, ale zrobi...