Rozdział 43.

1.8K 75 0
                                    

Aidan

Obecność ojca wytrąciła mnie z równowagi. W oczach Soni zobaczyłem szczery żal. Ona mnie żałowała? Niepotrzebnie. Mam pretensje do ojca, bo nigdy nie był dla mnie takim ojcem jakiego potrzebowałem. Skąd więc w ogóle jeszcze niedawno w mojej głowie pomysł, że ja byłbym lepszym? Niedorzeczność.

Matka zmyła mi głowę jak jakiemuś gówniarzowi. Nigdy nie rozumiałem jak może bronić tego dupka? Przecież zostawił Ją z małym dzieckiem. To na Niej ciążył cały ciężar odpowiedzialności. Jego życie wypełniała wyłącznie praca, nie było już miejsca na rodzinę. Stosunki między moimi rodzicami także mnie zastanawiały. Nigdy nie widziałem żeby się kłócili. Oni po prostu ze sobą nie rozmawiali. Żyli koło siebie, a nie ze sobą. Potem ojciec zwyczajnie się wyprowadził. Ale teraz to już i tak bez znaczenia, było, minęło.

Nie wiedziałem, że Sonia zna się z moim ojcem. Dla niej to szanowny Doktor Morgan. Jak dobrze, że nawet nazwisko nas nie łączy. Nie chcę mieć z tym człowiekiem nic wspólnego. Wolę nosić panieńskie nazwisko matki. Może i jest on wybitnym specjalistą, jakimś tam profesorem i co tam jeszcze. Dla mnie to bez znaczenia. On dokonał wyboru za nas obu. Ja po prostu nie mam ojca. Nigdy nie miałem.

Nie mogłem dłużej znieść jego widoku. Wbrew niezadowoleniu matki, zostawiłem ich samych i ruszyłem przed siebie, byle z dala od tłumu. Ludzi i tak było już coraz mniej, bo zbliżał się wieczór i zaraz młodzi pewnie będą się już zbierać. I bardzo dobrze, niech ten dzień wreszcie się skończy. Wystarczy mi wrażeń na długo.

- Mogę się przyłączyć? - dobiegł mnie cichy kobiecy głos, gdy oparłem się plecami o jakieś stare drzewo. Jeszcze kilkanaście minut temu byłbym wdzięczny za Jej obecność i chęć rozmowy, teraz jednak wolałem zostać sam. Ona i tak tego nie zrozumie, a żalu nie zniosę.

- Lepiej będzie jak wrócisz na przyjęcie. Tu nie ma nic ciekawego. - Próbowałem przepłoszyć Sonie, jednak bezskutecznie.

- Będziesz tu tak sam siedział? - zapytała.

- A w czym problem? - podniosłem głos. - Sonia, wracaj do swojego kochasia i nie przejmuj się mną, okej? - zaatakowałem. Sonia jednak nie odpuściła i, o dziwo, nawet się nie obraziła.

- Nie wiedziałam, że Dr Morgan to twój tata. - Jej głos był niewiele głośniejszy niż szept.

- To że zapłodnił moją matkę jeszcze nie czyni go moim ojcem. - Znowu zabrzmiało to ostrzej niż powinno. Przecież na nie jest tu niczemu winna.

- Nie wiem, co zaszło między Wami i to nie moja sprawa, ale wiem jedno. Bycie rodzicem wcale nie jest takie łatwe jakby się mogło wydawać. Posiadanie dzieci nie oznacza, że człowiek nagle staje się idealny i przestaje popełniać błędy. Błądzi jak każdy normalny człowiek, może nawet częściej. Tak było, jest i będzie. Gdy pierwszy raz wzięłam swojego synka na ręce bałam się panicznie, że Go upuszczę. Do tej pory boję się, że coś zrobię nie tak, że zrobię Mu jakąś krzywdę. Nie zniosłabym gdyby coś Mu się stało. I nawet jeśli będzie już dużym chłopcem, potem mężczyzną, nie będzie to wcale oznaczać, że przestanę się o Niego martwić. To zawsze będzie mój mały synek. Nawet wtedy, gdy nie będzie mnie przy Nim to nigdy nie przestanę Go kochać. Rodzice tak już po prostu mają. Nawet jeśli tego nie okazują. Możesz mi wierzyć na słowo. Morgan wspominał mi kiedyś o swoim synu, ale nie miałam pojęcia, że to Ty nim jesteś. - powiedziała mi ta młoda kobieta. Zaimponowała mi, ma dopiero 24 lata, a jest taka mądra i dojrzała. I jest dobrą matka. Mój ojciec mógłby się od Niej wiele nauczyć. Ale już i tak na to za późno. - Cole ma szczęście, że to właśnie Ty jesteś Jego matką. Wspaniale spełniasz się w tej roli. - pochwaliłem Ją, lecz jak zwykle słysząc komplement, zarumieniła się. A mówiłem przecież prawdę.

- Staram się jak mogę. Rodzicielstwo to praca na pełny etat, ale jakoś daję radę. - W Jej głosie pobrzmiała nutka jakiejś dziwnej nostalgii.

- Podobno sama tak zdecydowałaś. Nie boisz sie, że pewnego dnia Twój synek zapyta o ojca? Że matka, mimo tego, że najwspanialsza na świecie, będzie niewystarczająca? Że chłopiec będzie potrzebował także męskiej ręki? Z doświadczenia wiem, że matka, choćby się starała ze wszystkich sił, nie zastąpi obojga rodziców. Tak się po prostu nie da. - Zadałem tak niewygodne pytania, wcale nie licząc na odpowiedź. Kolejny raz mnie zaskoczyła.

- Wcale nie będę chciała Colowi zastępować ojca. I nie mam zamiaru też szukać chętnego kandydata na stanowisko na siłę. Obiecałam siebie natomiast, że zrobię wszystko, aby mój synek był po prostu kochany i szczęśliwy. Czy to nierealne? Mam nadzieję, że nie. - zakończyła i więcej już się nie odezwała. Ja także milczałem, no bo niby co miałem powiedzieć? 

Przewinienie (cz.2.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz