Rozdział 35.

1.8K 69 0
                                    

Aidan

Zdążyłem się już przyzwyczaić, że wszystko robię w biegu. Co innego Elizabeth. Na lotnisku zgubili jej bagaż. Normalnie bym to olał, ale kobieta to co innego. Miała tam jakąś wyjątkową sukienkę i musiała odzyskać zgubę. Zajebiście. Jeszcze tylko godzina do rozpoczęcia imprezy. Liam wydzwaniał wściekły i w sumie Mu się nawet nie dziwiłem, nie spełniam się przydzielonej roli. Jako drużba powinienem wiernie stać u Jego boku. No ale ja to ja, wiedział na co się pisze.

Nie było szans bym zjawił się na czas. Już sobie wyobrażam pojawienie się w restauracji z Elizabeth u boku, wejście smoka. Ciekawe co Sonia na to powie? Cholera, zaczynam się denerwować przed tym spotkaniem.

- Aidan, słuchasz mnie w ogóle? - narzekała za moimi plecami blondynka.

- Pewnie. Tylko zastanawiam się jak najlepiej dostać się na miejsce. Może kupimy Ci po drodze jakąś inną sukienkę, co? - próbowałem ją przekonać.

- Nie ma mowy, ta była idealna. Muszę ją odzyskać. Poza tym w walizce był tez prezent dla pary młodej - Powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu.

- Ale ja mam już prezent, damy go razem.

- Nie ma mowy. Nie gadaj już tyle tylko idź złapać taksówkę, szkoda czasu. - narzuciła, gdy kątem oka zauważyła pracownika lotniska, który zmierzał w jej stronę z dużą fioletowa walizka. Ach, kobiety...


Sonia

Żółta suknia ładnie podkreślała moją karnację i ciemne włosy. Dużo bardziej przyciągała uwagę niż ta, którą mam ubrać na ślub. Zgodnie z życzeniem Isabell, postanowiłam wyglądać tego wieczoru olśniewająco. Mam nadzieję, że osiągnęłam zamierzony cel, bo starałam się jak nigdy. Cole także dostał miniaturowy garniturek, w którym prezentował się uroczo. Na szczęście wyzdrowiał już, dzięki temu mogłam Go spokojnie na te parę godzin zabrać ze sobą. Najwyżej wcześniej wyjdę.

Sala restauracyjna była zarezerwowana tylko dla naszego grona, w sumie kilkanaście osób, nie więcej. Byli rodzice Isabell, ci biologiczni, Amanda z Simonem, Rose, jeszcze kilku krewnych i jak się domyślam, kumple Liama z pracy. Ku mojemu zdziwieniu nie zauważyłam nigdzie szanownego pana drużby. Poczułam lekki uścisk w brzuchu. Czyżby to był przejaw żalu i rozczarowania, że Go nie ma? Sama już nie wiem. Przygotowywałam się na to spotkanie. Dlatego też u mego boku, z Colem na rękach, podąża mój kochany przyjaciel, Josh. Dzięki Niemu czuję się nieco pewniej.

Jeszcze para narzeczonych witała wszystkich gości, a potem podano do stołu. Zauważyłam trzy puste miejsca, dwa na prawo, za Liamem i jedno kawałek dalej, obok Rose. Kogo brakuje? Nie mam pojęcia.

Gdy impreza trwała już w najlepsze, a mały spał w swoim wózku w pokoju obok, pod czujnym okiem Isy, która jak sama stwierdziła, potrzebuje chwili odpoczynku, wreszcie uległam usilnym namowom Josha i zgodziłam się z Nim zatańczyć. Melodia była spokojna i dlatego też mogliśmy swobodnie kołysać się do taktu jednocześnie rozmawiając.

- Powinnaś częściej to robić. - Powiedział Josh, gdy jedna piosenka zmieniła się płynnie na kolejną.

- Co mam robić? - zapytałam nie wiedząc, o co Mu chodzi.

- Tańczyć. Masz prawdziwy talent. - Usłyszałam w Jego głosie uznanie. Szczerze mówiąc, to miłe.

- Dzięki, ale sam wiesz, że nie bardzo mam na to czas. Zresztą nie mam zbyt dużego doświadczenia, czasem tylko pobujam się do rytmu muzyki z radia, gdy coś robię w domu. Właściwie to chyba tylko raz byłam na tańcach. I nie wspominam tego dobrze. - Moje myśli od razu powróciły do wydarzeń z klubu. Może i lubiłam tańczyć, ale nie chciałam tego robić z wiadomych powodów. Jedynie przy Joshu mogłam się skupić na tyle, by nie myśleć o przeszłości.

- Ja tylko mówię, że wyglądasz bardzo ponętnie, gdy tak ruszasz biodrami. - Zaśmiał się mój przyjaciel. Zawtórowałam Mu, bo wiedziałam, że zwyczajnie się zgrywa, to już przecież norma dla Nas. On jednak rozejrzał się uważnie i powoli dodał - Mówię serio. Jesteś seksowna jak diabli, a podczas tańca to już w ogóle wszystkie męskie spojrzenia zwrócone są w Twoją stronę. Mam szczęście, że to w moich ramionach teraz stoisz. - Skupione spojrzenie zawierało coś jeszcze, coś czego nie byłam do końca pewna. Nie chciałam jednak brnąć w tym kierunku, dlatego odpowiedziałam w swoim nowym stylu:

- Nie musisz dziękować, mam dzień dobroci. A może po prostu pasujesz do mojego stroju i dlatego się z Tobą zadaję. - Rzuciłam i roześmiałam się w głos, bo oboje wiedzieliśmy, że to tylko żarty. Nagle coś w zachowaniu mojego partnera radykalnie się zmieniło. Napiął mięśnie, zacisnął szczękę i mocniej chwycił mnie w pasie, pewnie nie zdając sobie z tego nawet sprawy.

- Możesz mi wierzyć na słowo, gdy mówię, że przyciągasz męskie spojrzenia jak magnez. - Powiedział nerwowo. Co się dzieje?

- Josh, co jest? - wystraszyłam się nieco taką nagłą zmianą nastroju.

- Nic się nie dzieje. - Odparł już normalnym tonem i rozluźnił się trochę. Ulżyło mi.

- Chyba powinnam zobaczyć co u małego, Isa nie może stracić takiej okazji ukrywając się po kątach. - rzuciłam lekko i opuściłam ciepłe a zarazem znane mi już męskie ramiona. Zrobiłam obrót w stronę bocznych drzwi i dopiero wtedy zrozumiałam. Prawda mnie sparaliżowała. 

Przewinienie (cz.2.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz