Rozdział 18.

2K 73 0
                                    

- Pięknie wyglądasz, aż promieniejesz, Soniu. - zachwycała się Isabell. - Może my z Liamem też sobie takiego bobaska sprawimy, jeśli od tego wypięknieję? - żartowała dalej.

- Jestem za, nasze dzieciaki będą się mogły razem bawić i potem chodzić do szkoły. - pochwaliłam pomysł. - Tylko co na to Liam?

- Oboje chcemy mieć dziecko, ale zdecydowaliśmy się poczekać, chociaż do ślubu. - Zamyśliła się moja przyjaciółka.

- Co, nie cieszysz się, że wychodzisz za mąż? - zapytałam z troską.

- Pewnie, że się cieszę. Jeszcze tylko cztery miesiące. Nawet niecałe. - odpowiedziała tym razem z ożywieniem. Termin mieli ustalony na pierwszy dzień wiosny. Jak dla mnie bardzo pamiętna data... - Chodzi mi tylko o to, że te wszystkie przygotowania, plany, ciągłe poprawki, to wszystko tylko dobija i odbiera całą radość. Chcę mieć to już za sobą. - dokończyła smętnie Isa. Zrobiło mi się jej żal, bo nie przypuszczałam, że jest aż tak przytłoczona organizacją wesela.

- Kochana, wiesz że chętnie Ci pomogę, jeśli tylko będę w stanie. - dodałam już ze śmiechem dla poprawy atmosfery.

- Dzięki, doceniam to. Ale są pewne sprawy, które muszę załatwić sama. Niestety. A poza tym Ty masz swoje własne problemy. No i nie możesz się przemęczać. A jak się czujesz? Dziecko daje popalić?

- Czasami daje się we znaki, ale to dobrze. Dla mnie najważniejsze jest, aby było zdrowe. Całą resztę jakoś zniosę. - zapewniłam.

- A wiesz już czy to chłopiec czy dziewczynka? Bo skoro tak kopię to pewnie chłopak, przyszły piłkarz. - zachichotała Isabell.

- Nie wiem jeszcze. Wolę mieć niespodziankę przy narodzinach. Pokój i tak pomalowałam na żółto póki co, więc nada się i dla chłopca i dla dziewczynki.

- Ja obstawiam, że to będzie chłopak. - podkreśliła szatynka, a ja nie jej chciałam wypominać, że jeszcze kilka dni wcześniej mówiła coś całkiem innego.

- A ja że dziewczynka. Kochana córeczka mamusi. - ze śmiechem przyłączyłam się do Isy.

- A co powiesz na masaż relaksacyjny? Na pewno Ci się przyda, mnie zresztą też, bo przez to całe zamieszanie z firmą i ze ślubem jestem ciągle spięta. - zaproponowała mi przyjaciółka, a ja ochoczo się zgodziłam.

Aidan

Ślepy zaułek. Bourdo znowu wyprzedza nas o jeden krok. Jak mu się to udaje? Przecież w moim teamie są sami najlepsi. To nie jest szkolenie, tu chodzi o grube ryby i grube miliony. Ten skurwiel nie może dłużej oszukiwać niewinnych ludzi. Nie może naginać prawa jak mu się podoba, nie ponosząc żadnej odpowiedzialności. Jest jednym z najgorszych i wcale nie dlatego, że jest winny śmierci kilku naprawdę porządnych agentów i kilku cywilów, którzy zginęli przez przypadek, tylko dlatego że znaleźli się w złym miejscu i czasie. To nie wszystko. To przez niego mój najlepszy przyjaciel, Sam, stracił rodzinę, aż w końcu odebrał sobie życie. To ten jebany Bourdo, największą gnida tego świata, to wszystko przez niego. Powinien zdechnąć w więzieniu. I zrobię wszystko, aby tam się znalazł. Już niedługo.

Elizabeth Laprasse również stała się jego ofiarą. Ta nieco ponad 30-letnia kobieta związała się z tym 57-letnim bandytą, zupełnie nie wiedząc z kim ma do czynienia. Omamił ją jak wiele innych. W ogóle w społeczeństwie ma on nienaganną opinię dobrego businessmana, przykładnego męża i troskliwego ojca. Dobry żart. W dodatku udziela się politycznie i działa charytatywnie. Wszystko na pokaz. Jest tak zakłamany, chytry i podstępny, że na samą myśl o nim dostaję białej gorączki. Najchętniej zabiłbym skurwysyna gołymi rękami, jednak zdaję sobie sprawę, że to niezgodne z prawem i obowiązującym mnie regulaminem. No i wiem, że nie jest tego wart, abym i ja spędził życie w pudle za takiego gnoja. Dlatego siedzę teraz w hotelowej restauracji, gdzie ponownie umówiłem się z Elizabeth. Mam przeczucie, że mimo wszystko, to właśnie ona pozwoli mi dorwać tego skurczybyka.

Szła pewnym krokiem w stronę zajętego przeze mnie stolika. Miała niebotycznie wysokie obcasy i nieprzyzwoicie obcisłą sukienkę z dekoltem ukazującym jej sztuczne cycki prawie w całej krasie. Wyglądała na zdeterminowaną i pewną siebie. To mnie w niej pociągało najbardziej.

- Przepraszam za spóźnienie. Coś mi wypadło. - tłumaczyła się lecz nie wyczułem szczerej skruchy z tym związanej. Nie czułem się też zaskoczony.

- Usiądź proszę. Co Ci zamówić do picia? - starałem się grać swą rolę najlepiej jak potrafiłem.

- Martini z dwoma oliwkami. - zażądała stanowczo. Temperamentna kobieta, nie ma co. Skinąłem na kelnera i po chwili stały przed nami nowe drinki. Zwykle nie pijam w pracy, ale szklanka whisky z lodem nie zaszkodzi. Muszę dbać o pozory, każdy szczegół się liczy. - To co jeszcze chcesz wiedzieć? - zapytała kompletnie zbijając mnie z tropu. A może tylko wydawało mi się, że pyta o coś innego niż w rzeczywistości miała na myśli.

- Jak się czujesz? - próbowałem zachować rezon.

- Nie pierdol, Colin. Wiem, że nie jesteś żadnym partnerem biznesowym tego durnia Briana. Jesteś agentem, prawda? - Skąd ta kobieta wie? Postawiła mnie pod ścianą.

- Nie wiem o czym mówisz. Skąd w ogóle taki pomysł? - udawałem idiotę.

- Jesteś za mądry, żeby dać się tak złapać. Teraz to wiem. - dodała z pewnością, a ja już nie wiedziałem jak się bronić. Zatkało mnie po prostu.

- Co mnie zdradziło? - zapytałem jednocześnie potwierdzając domysły Brytyjki.

- Nie martw się, nikt inny o niczym nie ma pojęcia. A ja nikomu nie powiem. - zapewniła, co znowu mnie zaskoczyło. Ta kobieta to jakaś cholerna zagadka. Nic już tutaj nie rozumiem. Czułem się zagubiony i pozbawiony kontroli. Jak mogłem do tego w ogóle dopuścić...

- Wyjdźmy stąd. To nie jest odpowiednie miejsce na takie rozmowy. - tego jednego akurat byłem pewien. Szkoda, że tylko tego. 

Przewinienie (cz.2.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz