Rozdział 58.

1.7K 67 0
                                    

Sonia

Cześć Aidan. To ja. Chciałam Ci tylko powiedzieć, że jesteśmy w szpitalu, Cole zachorował i właśnie Go badają. Twój ojciec bardzo Nam pomaga. I nie mówię tego, żeby Ci coś sugerować, ale no wiesz... Tak strasznie się bałam. Ale już jest lepiej, za kilka dni wracamy do domu. Odezwij się jak odsłuchasz tę wiadomość. Tęsknię za Tobą. Chciałabym żebyś tu teraz ze mną był. Oddzwoń. Pa.

Może byłam żałosna, albo raczej zdesperowana, ale w mojej sytuacji ciężko taką nie być. Nie zależało mi już, by ukrywać przed Aidanem prawdziwe emocje. Emocje, nie uczucia. Brakowało mi Go, Jego obecności, głosu, wsparcia. Od wczoraj z Nim w ogóle nie rozmawiałam. Pewnie jest zajęty pracą, trudno.

- Mogę wejść? - zapytał Morgan stojąc w drzwiach sali szpitalnej. Cały czas czuwałam przy łóżeczku Cole'a. Na szczęście spał i tylko czasami nieznacznie się poruszał.

- Pewnie. Dziękuję Doktorze Morgan. Za wszystko. - podniosłam się by uścisnąć Mu rękę w ramach podziękowań, lecz mężczyzna uśmiechnął się tym swoim sympatycznym uśmiechem, który zawsze serwuje swoim małym pacjentom i odparł:

- Soniu, przestań w kółko dziękować. To moja praca. Poza tym cieszę się, że mogę pomóc. A tak w ogóle to mów mi po imieniu, Colin. - oczywiście przystałam na prośbę starszego lekarza, lecz poczułam w brzuchu dziwne ukłucie, sam dźwięk tego imienia był dla mnie przypomnieniem o Aidanie i Cole'u. Tajemnica zaczynała mi ciążyć i źle się z tym czułam.

- Dobrze, Colin. - odparłam przyjaźnie choć wyszło nieco nerwowo.

- Właśnie odebrałem wyniki z laboratorium. W moczu Cole'a wykryto złośliwe bakterie, które są odpowiedzialne za całe zamieszanie. Stąd ten stan zapalny i wysoka temperatura. Po podaniu leków Jego stan szybko wraca do normy. Będzie dobrze. - uśmiechnął się życzliwie.

- Ale jak to się mogło stać? - dziwiłam się.

- Źródeł i sposobów zainfekowania nie brakuje. Cole wkracza w taki wiek, kiedy wszystko wkłada do buzi, bo w ten sposób uczy się rozpoznawać różne przedmioty. Taka natura dzieci. Nie możesz Go przecież zamknąć w sterylnym, szczelnym pokoju, bo to żadne rozwiązanie. Jego organizm musi nauczyć się walczyć z różnymi patogenami. Po prostu musisz mieć się na baczności i obserwować uważnie swojego synka. Pamiętaj by pod żadnym pozorem Cole nie miał dostępu do baterii, jakichkolwiek, ale zwłaszcza takich małych jak od zegarka. Jeśli by połknął taką baterię, wtedy mielibyśmy dużo mniej szczęścia, ale póki co nie trzeba się martwić na zapas. Cole zostanie jeszcze dwa dni na obserwacji i jeśli wszystko wróci do normy to możecie spokojnie wrócić do domu.

Kamień spadł mi z serca. Z radości pocałowałam Colina w policzek. Był równie wysoki, co Jego syn. Miał także taką sama charyzmę i urok. Niebieskie oczy też zapewne były dziedziczne, choć te Aidana miały jakąś większą głębię i błysk. Doktora z kolei jakby straciły już nieco swój blask, może z racji wieku, nie wiem. Byli do siebie jednak bardzo podobni, choć obaj tego nie zauważali. A szkoda...

Popołudniu odwiedził Nas Josh. Wyglądał cholernie seksownie w białym kitlu i ze stetoskopem na szyi.

- No proszę, proszę. Jak to się w ogóle mogło stać, że o Waszym pobycie w szpitalu muszę się dowiadywać w pokoju lekarskim? Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś? - skarcił mnie z pretensją w głosie mój przyjaciel. Do Cole'a jednak podszedł z zupełnie innym nastawieniem, pogłaskał Go delikatnie po główce i obdarzył uśmiechem pełnym troski.

- Sorry, Josh. Nie było Cię, a poza tym to wszystko działo się tak szybko. Byłam w totalnej rozsypce i jedyne na co się zdobyłam to telefon do naszego lekarza. Doktor Morgan bardzo Nam pomógł. Już wszystko wraca do normy. - tłumaczyłam posłusznie. Nie chciałam urazić kolegi swoim zachowaniem. - Zresztą nawet nie wiedziałam, że już wróciłeś od rodziców, więc tym bardziej nie chciałam Cię martwić. Kiedy przyjechałeś? - zapytałam zaciekawiona, przecież jeszcze wczoraj jak do Niego dzwoniłam to nie bardzo chciał ze mną gadać, a teraz co?

- Sonia, powinienem Cię przeprosić. Ostatnio nie byłem zbyt miły, więc proszę, wybacz mi. Nie byłem sobą. Dopiero po rozmowie z Tobą zebrałem tyłek w troki i w nocy wróciłem. Rano pukałem do Ciebie, ale myślałem, że poszłaś na spacer, czy coś. Wyobraź sobie moje zdziwienie, gdy chwilę po rozpoczęciu dyżuru spotykam tego profesora i dowiaduję się, że jesteś tu z Colem. Naprawdę mi przykro. - kajał się mój przyjaciel, lecz zupełnie niepotrzebnie. Nie mam do Niego żalu.

- Josh, już okej. Było mi trochę przykro, ale szanuję Twoją prywatność i jeśli nie chcesz gadać, to rozumiem. A jeśli chodzi o Cole'a to jutro wracamy do domu jak dobrze pójdzie, więc nie ma powodu do obaw. - uścisnęliśmy się na zgodę, a ja od razu poczułam się lepiej. Dobrze mieć przy sobie przyjazną osobę, nawet jeśli to tylko przyjaciel, a nie ktoś inny.

- Choć, zabieram Cię na obiad, bo mi tu zaraz padniesz. W bufecie jest całkiem niezłe jedzenie, musisz spróbować specjalności Pani Blind. - objął mnie ramieniem i pokierował w stronę wyjścia. Zerknęłam jeszcze na śpiącego synka i dałam się zaciągnąć do małej kantyny. Całkiem sympatycznie jak na szpitalną stołówkę.

- Pani Blind? - dziwiłam się, gdyż uznałam to za przezwisko, a nie nazwisko.

- No tak. Główną szefową lokalu i kuchni jest właśnie Pani Blind. Kilka lat temu miała poważną operację, w wyniku której został naruszony nerw wzrokowy. Od tej pory jest praktycznie niewidoma. To z kolei wyraźnie wpłynęło na wyostrzenie pozostałych zmysłów i od tamtej pory Pani Blind nie ma sobie równych, jeśli chodzi o dobieranie smaków. Jest najlepsza, sama się przekonasz. - opowiadał wesoło tę nie do końca optymistyczną historię, lecz gdy zauważyłam wcale nie starą, może koło 40-ski, szatynkę z modnym bobem podkreślającym jej śliczne rysy twarzy, uśmiechającą się od ucha do ucha, zrozumiałam, że kobieta zdecydowanie nie wygląda na niedomagającą czy wręcz niepełnosprawną. Z tej kobiety biła radość życia. Podziwiałam ją, a gdy spróbowałam dzieła jej rąk, wręcz rozpłynęłam się z zachwytu. 

Przewinienie (cz.2.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz