Rozdział 72.

1.9K 77 13
                                    

Sonia

Dom to nie było adekwatne słowo do opisania tego miejsca. To nie był jakiś tam budynek, to prawdziwa willa z przepięknym ogrodem i basenem. Nie wiedziałam, gdzie wzrok podziać, wszystko wzbudziło mój zachwyt i podziw. Byłam oczarowana, zupełnie jakby ktoś pobudował ten dom według wskazówek z moich marzeń. Praktycznie każdy najmniejszy element był perfekcyjny, idealnie dobrany i wpasowany w otoczenie. Nie było jednak przepychu czy rażącego bogactwa. Prawdziwe piękno tkwiło w prostocie. Gustowne drewniane wykończenia aż błyszczały w blasku słońca, jaka cudowna odmiana po chłodach górskiego Denver.

Moją uwagę przyciągnęło jednak coś innego niż meble czy pozostałe udogodnienia. Na stolikach, szafkach i dosłownie wszędzie dookoła stały porozstawiane gardenie. Intensywna zieleń i śnieżna biel małych kwiatuszków o woni tak intensywnej, że wypełniała całe wnętrze. Poczułam ukłucie w sercu. Te kwiaty już zawsze będą kojarzyły mi się z Aidanem. Skąd się tu wzięły?

Nagle podskoczyłam jak poparzona, bo obce ręce objęły mnie w pasie. Krzyknęłam i zaczelam się wyrywać. Walilam na oślep, uderzając piąstkami w kazdy dostępny fragment ciała napastnika. Moje myśli wypełnił lęk o synka, ktory smacznie spał w foteliku w samochodzie, bo postanowiłam najpierw się rozejrzeć nim Go obudzę. A co jeśli włamywacz coś Mu zrobił?

Silne ręce przyciągnęły mnie mocno do swojego ciała tak, że nie mogłam ujrzeć jego twarzy. Ale poczułam Go. Ten zapach. Przestałam się szamotać i chwyt od razu zelżał. Zamrugałam kilka razy, by upewnić się, że nie mam omamów. Ale nie, przede mną stał Aidan. Mój błękitnooki blondyn. Mój ukochany. Żywy. Rozpłakałam się i rzuciłam Mu się w ramiona. Ukryłam twarz w zagłębieniu męskiej szyi i płakałam tak długo aż nie skończyły mi się łzy.
- Hej, kochanie przestań. Już wszystko w porządku, jestem tu. Och Sonia... - szept cichy jak westchnienie odcisnął się śladem na mym sercu. Wciagałam w płuca zapach mojego mężczyzny, który działał na mnie jak narkotyk. Dopiero teraz zrozumiałam, że dotychczas czułam się jak narkoman na głodzie. Myślałam, że już nigdy nie będę miała okazji poczuć się jak teraz. A właściwie... Trzask.
- Za co to? - zdziwił się Aidan, gdy moja dłoń zetknęła się z Jego policzkiem. Byłam wzburzona, a gama skrajnych emocji kotłowała się we mnie grożąc wybuchem.
- Jak mogłeś pozwolić mi myśleć, że nie żyjesz? - pokorne spojrzenie błękitnych oczu szukało we mnie zrozumienia.
- Wszystko Ci wytłumaczę, ale później. Teraz daj mi się cieszyć obecnością tutaj. - pocałował mnie lekko i zaraz się oderwał by zapytać - A gdzie Cole?
- Wciąż śpi w samochodzie. Ledwo co tu weszłam, nawet nie miałam czasu się rozejrzeć. - nadal do mnie nie docierał fakt, że Aidan tu jest, że z Nim rozmawiam.
- Tak strasznie za Wami tęskniłem. Każdego dnia marzyłem, by móc Cię zobaczyć, dotknąć, pocałować. - palcami wodził czule po moim policzku i ścierał ostatnie ślady zaschniętych łez. Moje serce mało nie wyskoczyło z piersi.
- Ja też za Tobą tęskniłam. Myślałam, że straciłam Cię na zawsze. Tak bardzo żałowałam, że nie powiedziałam Ci tylu rzeczy. - wyznałam drżącym głosem. To był odpowiedni moment. - Aidan, kocham Cię. - powstrzymałam cisnące Mu się na usta słowa, bo musiałam to powiedzieć póki miałam odwagę. - Wiem, że to wariactwo, ale tyle już przeszliśmy. Może nie najlepiej zaczęliśmy, ale teraz wierzę, że możemy razem wieść, pewnie nie zawsze, ale w większości, szczęśliwe życie. Wiem, że tylko przy Tobie czuję się spełniona i pełna życia. Sprawiasz, że się uśmiecham i wreszcie czuję się kobietą. Oddaję Ci swoje serce, dbaj o nie. Kocham Cię. - gdy skończyłam mówić, serce mi się tłukło jakby miało zaraz rozerwać klatkę piersiową. Krew dudniła mi w żyłach, a ja czekałam na jakąkolwiek reakcje. Uważnie śledziłam piękną twarz blondyna, a malujące się na niej emocje były trudne do odgadnięcia. Aż wreszcie Aidan uśmiechnął się promiennie, chwycił mnie za biodra, uniósł do góry i zaczął nami obracać dookoła, aż zakręciło mi się w głowie. Wesoły śmiech wypełnił wnętrze domu, a ja poczułam, że żyje, że będzie dobrze.
- Soniu, ja też Cię kocham. Marzyłem by móc Ci to wyznać, ale nie byłem pewien czy będę mieć jeszcze taką okazję. Właśnie tego, że nie powiedziałem Ci wcześniej, żałowałem najbardziej. A teraz jesteś tu, w moich ramionach, gdzie Twoje miejsce. Chce uczynić Cię swoją żoną, wychowywać Cole'a jako mojego syna i mieć jeszcze więcej roześmianych dzieci. Błagam, nie mów nie. Obiecuję, że zadbam o Was. Już nigdy Was nie zostawię. - pocałunkiem przypieczętował obietnice. To jednak nie był koniec. Moja kolej.
- Aidan, to jeszcze nie wszystko. Jeśli chodzi o Cole'a... Bardzo się cieszę, że chcesz Go wychować jak swojego syna, ale musisz wiedzieć, że to naprawdę Ty jesteś Jego ojcem. Przepraszam, że Cię wtedy okłamałam. Popełniłam błąd i nie wiedziałam, jak to naprawić. Wybaczysz mi? - trwałam w oczekiwaniu na reakcję i bałam się jak cholera, że za swój błąd zapłacę najwyższą cenę. Aidan jednak nie wydawał się zły, może trochę zawiedziony, miał do tego prawo, ale nie był zły.
- Oboje wiemy, że to przeze mnie, to moja wina. Byłem idiotą i przez te blisko dwa lata płacę za to cenę. Możliwe że nigdy nie wynagrodzę Wam tego trudnego czasu, ale zrobię co tylko w mojej mocy, by reszta naszego wspólnego życia była wypełniona miłością i szczęściem. Kocham Was, kocham Ciebie. - siła i moc z jaką wypowiedział te słowa sprawiła, że łzy ponownie popłynęły po moich policzkach. Aidan znalazl na to sposób, scałował je wszystkie.
Po kilku emocjonujących minutach ja wróciłam do rozpakowywania się, a Aidan zajął się naszym synkiem. Jak oni razem ładnie wyglądali. Próbowałam panować nad wzruszeniem, wyszło nieudolnie, lecz teraz były to tylko łzy szczęścia. Moja nowa rodzina zaczynała nowy etap w życiu. Byłam przeszczęśliwa.

Przewinienie (cz.2.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz