Rozdział 66.

1.7K 67 5
                                    

Cześć :)

Przepraszam, że tyle to trwało, ale ostatnimi czasy pisanie czegokolwiek idzie mi bardzo opornie. Ale nie martwcie się, skończę co zaczęłam, jeszcze troszkę :D 

Miłego czytania i pozdrawiam :)

******************

Sonia

Wstałam z bólem głowy. W nocy Cole był niespokojny i kilka razy musiałam do Niego wstawać. Bałam się, że to znowu może być jakaś infekcja, ale na szczęście nad ranem zasnął i wygląda na to, że już jest dobrze.

Nie chciałam jednak zabierać Go ze sobą do cukierni, więc zadzwoniłam do wnuczki Pani Sherman i poprosiłam o zastępstwo.

Zaparzyłam kawę i przygotowałam tosty i jajecznice, co od razu przywołało wspomnienia z jedynego wspólnego poranka jaki udało mi się spędzić z Aidanem. Tęskniłam za Nim. Bardzo szybko przyzwyczaiłam się do myśli, że nie jestem już sama. Że komuś na mnie zależy. Nawet jeśli nie było Go przy mnie. Martwiło mnie tylko, że już od dłuższego czasu nie odbierał moich telefonów, ale pewnie to dlatego, że był zajęty. Wiadomość jaką zostawił mi na sekretarce napawała mnie nadzieją, że już wkrótce wszystko jakoś się ułoży. Nie do końca potrafię to sobie wyobrazić, bo nigdy z nikim nie byłam w związku, ale nawet jeśli miałabym jakiekolwiek doświadczenie w tej materii, wcale nie znaczyłoby to iż teraz byłoby mi łatwiej. Ciągle dręczyły mnie obawy przed wspólną przyszłością, ale mam nadzieję, że to tylko strach przed nieznanym. Gorzej już przecież chyba nie będzie.

A jednak pomyliłam się.

Zadzwonił mój telefon. Podekscytowana rzuciłam się w jego stronę z przeświadczeniem, że to Aidan. Ale nie, to tylko Maddy.

- Cześć Maddy, jak tam leci? - zapytałam z entuzjazmem by ukryć rozczarowanie w głosie.

O dziwo moja ciocia nie odpowiedziała od razu. Cisza w słuchawce zabrzmiała złowieszczo. Poczułam ciarki na plecach.

- Och, Soniu. Ty nic nie wiesz... - westchnęła żałośnie, a ja już wiedziałam, że stało się coś naprawdę złego.

- O czym nie wiem? - zapytałam bojąc się usłyszeć odpowiedź na to pytanie. Czułam, że to nie będzie nic dobrego.

- Włącz telewizję. - powiedziała zdawkowo.

- Który kanał? - byłam nieco zaskoczona.

- Obojętnie.

Tak zrobiłam. Automatycznie na ekranie pojawił się jakiś program kulinarny, bo zwykle tylko takie oglądam. Wątpię jednak, że o to chodziło Maddy, więc kliknęłam na inny. Śliczna blond prezenterka w wydekoltowanej eleganckiej koszuli uśmiechała się do kamery i relacjonowała jakieś fakty z ostatniej chwili. Nic nowego. Pewnie gadała o kolejnym skandalu ze świata polityki czy coś w tym stylu, nie obchodziło mnie to. Nagle kątem oka zauważyłam wiadomość na pasku, która przykuła moją uwagę. W tym momencie nastąpiła zmiana tematu, a kamery pokazywały jakieś miejsce zbrodni, gdzie zginął jakiś wielce poszukiwany przestępca. Wywiadu udzielał jakiś agent, a do mnie dotarły tylko strzępki wypowiedzi.

- Nasz wydział FBI od ponad roku ściśle współpracował z czlonkami NCA i innymi jednostkami międzynarodowymi przy ujęciu Briana Bourdo. Ciążyły na nim liczne zarzuty, w tym zlecenia zabójstwa, handel ludźmi, wprowadzanie na rynek nielegalnych substancji, defraudacja i inne nadużycia. Wprawdzie nie można uznać jego śmierci za sukces, jednak najważniejsze, że to już koniec jego przestępczej działalności. Niestety w tym starciu śmierć poniósł także jeden z naszych najlepszych agentów - Aidan Logan, lecz jego postawa powinna zostać uznana za przejaw bohaterstwa. Ten mężczyzna oddał życie by zapewnić nam, zwykłym obywatelom, bezpieczeństwo. Chwała mu za to.

Nic więcej nie usłyszałam. Opadłam bez sił na kanapę, a przed oczami ujrzałam mroczki. Kręciło mi się w głowie i jak przez mgle pamiętam, co działo się potem. Maddy coś krzyczała po drugiej stronie słuchawki, lecz nie rozumiałam ani słowa. Wyłączyłam się.

Aidan nie żyje. Mój Aidan... O Boże. Nie! Próbowałam krzyknąć, ale z mojego gardła wydostał się tylko niewyraźny szmer. Opadłam na poduszki i bezmyślnie gapiłam się w telewizor. Obraz mi się rozmywał, lecz nie płakałam. Ani jedna łza nie wymknęła się spod gęstych rzęs. Oddech za to miałam urwany i przez to chyba zbyt mała ilość tlenu docierała do moich płuc, bo poczułam straszny ból w klatce piersiowej. Ten ból powoli ogarniał całe moje ciało, aż w końcu był nie do wytrzymania i poddałam się mu całkowicie. Ogarnął mnie mrok.

Pukanie, a może raczej uporczywe walenie do drzwi nieco przywołały mnie do rzeczywistości. Nie wiem ile czasu upłynęło od telefonu Maddy. Wciąż nieco otępiała powłóczyłam się tych kilka kroków by wpuścić, jak się okazało, Isabell. Miała zbolałą minę, choć ja pewnie wyglądałam wcale nie lepiej, bo jak tylko mnie zobaczyła to tylko chwyciła mnie mocno w objęcia i delikatnym głaskaniem po plecach dodawała otuchy.

- Nie mogę uwierzyć, że Aidan... Źle Go oceniłam. Myślałam, że to zwykły kobieciarz, który lubi się zabawić, a potem ucieka, ale to nieprawda. Nie miałam pojęcia, że jest tajnym agentem. Cholera! Soniu, przepraszam. Bałam się, że Cię skrzywdzi. Nie powinnam była... - Isabell prowadziła monolog, który miał jej chyba pomóc w poradzeniu sobie z własnym poczuciem winy, a ja tylko przytakiwałam co kilka słów, choć tak naprawdę nie słuchałam Jej.

W mojej głowie i w sercu toczyła się prywatna bitwa, ale było jeszcze za wcześnie bym cokolwiek z niej zrozumiała. Najchętniej odpłynęła bym w nicość by odciąć się od tego wszystkiego.

Ale nie mogłam. Miałam przecież Cole'a i to On był najważniejszy. To na Nim powinnam się skupić.

- Wybacz Isabell, ale to nie jest odpowiednia pora na takie rozmowy. Muszę jeszcze coś załatwić, więc... - próbowałam w dość sugestywny sposób dać Jej do zrozumienia, że nie mam ochoty teraz na żadne zwierzenia. Jeszcze nie jestem gotowa.

Isabell nieco zmieszana wstała bez słowa i tylko spoglądając na mnie dziwnie opuściła wreszcie moje mieszkanie.

Przysiadłam na kanapie, wzięłam kilka głębokich wdechów po czym wyjęłam budzącego się właśnie synka z łóżeczka i krążąc po pokoju tuliłam Go do serca, śpiewając "Itsy Bitsy Spider" i marzyłam by stać się jak ten mały pajączek, by jedna kropla deszczu mogła mnie zmyć. Tylko czy ja też miałabym siłę by ponownie wspiąć się na rynnę? Tego nie jestem pewna...

Przewinienie (cz.2.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz