Aidan
Elizabeth zdążyła się już zaklimatyzować w nowym otoczeniu. Cóż się dziwić, od razu widać, że jest duszą towarzystwa. Zwłaszcza po kilku drinkach. Teraz sączyła jakieś kolorowe cholerstwo, jeśli się nie mylę, z siostrą Isabell, Amandą.
Przywitałem się z nimi, a blondynka na mój widok zareagowała z ożywieniem.
- Aidan! Szukałam Cię. Zatańcz ze mną! - zażądała wskazując głową parkiet po drugiej stronie sali, oddzielony od strefy jadalnej ścianką ze zdobionego szkła, po której spływały kaskady wody.
Nie zdążyłem nawet zaprotestować, gdy chwyciła mnie kurczowo za dłoń i szarpnęła w pożądanym kierunku. Nie miałem wyboru.
Do moich uszu dotarły głośniejsze dźwięki muzyki, a oczyma wyobraźni zobaczyłem inny parkiet, gdzie tańczyłem z inną partnerką. Jak na zawołanie przede mną ukazał się widok kołyszącej się w rytm melodii Soni. Cholera, otrząśnij się, bo zaczynasz mieć już zwidy.
Nagle jednak omam okazał się być prawdziwy. Sonia wirowała w tańcu w ramionach tego bubka. To była Ona, taka sama jak Ją zapamiętałem, a jednocześnie inna. Uśmiechała się promiennie, aż można było odnieść wrażenie, że bije z niej wewnętrzna energia. Moje głupie serce zabiło mocniej na Jej widok. Byłem pewien, że już wyszła, że już Jej dziś nie spotkam. A teraz patrzę na Nią i nie wiem, co robić. Chciałbym do Niej podejść, wyrwać z objęć tego pajaca, najchętniej zabrać stąd jak najdalej, by mieć Ją tylko dla siebie. Ale nie mogę. Nic nie mogę zrobić.
- To ona? - głos Lizzy sprowadził mnie na ziemię.
- Kto?
- Ta z tym przystojniakiem na prawo. To Sonia, prawda? - Skąd ona...? - Przecież widzę jak Cię zamurowało. Stoisz jak słup soli i się na Nią gapisz jak sroka w gnat. Ogarnij się idioto i podejdź do Niej.
Dla Elizabeth wszystko wydawało się takie proste i oczywiste. Żeby tylko to było takie łatwe...
Nagle spojrzenie kobiety spoczęło na mnie, aż odebrałem to wszystkimi zmysłami. Nasze oczy się spotkały. Bez problemu się domyśliłem, w którym momencie Sonia zdała sobie sprawę z mojej obecności. Przystanęła nagle na środku parkietu i tak stała bez najmniejszego ruchu, zaskoczona moim widokiem.
Kobieta pierwsza otrząsnęła się z szoku. Wyswobodziła się z męskich ramion i jednym płynnym ruchem zniknęła w tłumie. Zanim zareagowałem już Jej nie było. A ten baran stał samotnie na środku i nawet się nie zorientował, że coś się stało. A ja, drugi mądry, bo stałem jak pizda z boku i też nic nie zrobiłem.
- Idź za nią! - Rozkazała mi przyjaciółka.
- Ale gdzie? - zapytałem głupio.
- Za Sonią, debilu! Wyszła tamtymi drzwiami. Pospiesz się! - ponaglała mnie podniesionym tonem, ale moje zmysły były jakoś dziwnie otępiałe i w tym momencie myśli i czyny nie szły ze sobą w parze. Dopiero gdy dostałem uderzenie z pięści w ramię, ogarnąłem się i wybiegłem.
Sonia
Tylko spokojnie, bez paniki. Nic się przecież nie stało. Wiedziałaś, ze możesz Go spotkać. Byłaś na to przygotowana. Oddychaj. Wdech, wydech.
Gdy już myślałam, że uda mi się wrócić do siebie, drzwi za moimi plecami otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Aż podskoczyłam, nie spodziewałam się, że ktoś tu wejdzie, w końcu to pomieszczenie dla personelu. Właśnie dlatego, że nikogo miało tu nie być, mogłam tu zostawić śpiącego synka. Bałam się odwrócić. Choć nie widziałam Jego twarzy, wyczułam Jego obecność. Nie tak to miało wyglądać. Mieliśmy spotkać się w tłumie. Wtedy mogłabym udawać, że jesteśmy zwykłymi znajomymi, dwojgiem ludzi, których łączą tylko wspólni przyjaciele. Prowadzilibyśmy kurtuazyjne rozmówki, udając że nigdy nic Nas nigdy nie połączyło. Szkoda, że mój pierwotny plan spalił na panewce. Muszę improwizować.
- Cześć Aidan. - powiedziałam patrząc wprost w turkusowe oczy. Próbowałam sprawiać wrażenie silnej i opanowanej, choć w brzuchu czułam ucisk.
- Sonia... - wyszeptał mężczyzna, który nawet nie starał się ukryć, że nasze spotkanie to jednak coś zdecydowanie innego niż zjazd absolwentów po latach. Musiałam grać nową rolę. Nie mogłam pozwolić, aby mężczyzna zorientował się, że za kolejnymi drzwiami śpi mały niewinny chłopiec. Nie pozwolę na to.
- Oo, widzę że Pan Drużba Roku się znalazł. Chociaż mówią, że lepiej późno niż wcale. Ale dobrze że jesteś, bo Pan Młody wpadał w szał. - plotłam trzy po trzy, byle tylko zagłuszyć prawdziwe myśli i niechciane uczucia.
- Praca mnie zatrzymała. Ale już wszystko sobie z Liamem wyjaśniliśmy, jest okej. - tłumaczył się nerwowo.
- Bywa. - I nastała cisza. Krępująca jak nigdy. Znak, że czas na ewakuacje. - Muszę lecieć. - próbowałam Go wyminąć i opuścić ciasne pomieszczenie, lecz mężczyzna chwycił mnie za dłoń i zatrzymał.
- Gdzie się tak spieszysz? Kochaś poczeka. - Wypluł te słowa z jadem, ale nie wiedziałam czemu miałoby Go to w ogóle obchodzić...
- A na Ciebie przypadkiem nie czeka blond-cizia? - odpłaciłam się pięknym za nadobne. - Nowa dziewczyna? Czy tylko nowa towarzyszka do łóżka? - Rzucałam oskarżenia, co nie było w moim stylu, lecz nie kontrolowałam już się. - A nie, przepraszam, przecież Ty tylko zaliczasz po kątach, a nie sypiasz z kobietami. Mój błąd, wybacz. - Krzyknęłam ironicznie i widząc twarz Aidana, muszę przyznać, poczułam satysfakcję. Był w szoku.
- To tylko koleżanka. - wykrztusił przez zaciśnięte zęby. - A poza tym... - nabrał powietrza - to chyba nie Twoja sprawa, co? Sama nie jesteś lepsza skoro przyszłaś tu z tym Lalusiem. - Jego turkusowe oczy teraz przybrały barwę burzowego nieba. Chyba musiałam Go nieźle wkurzyć, ale sama też byłam wściekła. Nie miał prawa.
- Mogę przychodzić z kim chcę. I masz rację, nic mnie nie obchodzisz ani Ty, ani ta Twoja panienka. Tylko trzymaj się ode mnie z daleka! - zagroziłam, a moje serce mało nie wyskoczyło z piersi.
- Sonia, poczekaj... - próbował mnie jeszcze zatrzymać, lecz nie dałam się. Wyszłam, ba, prawie wybiegłam stamtąd jakby się paliło. Popędziłam w kierunku Josha, bo wiedziałam, że przy Nim będę bezpieczna. Akurat stał w towarzystwie kilku kobiet, nie dziwiło mnie to szczególnie. Problemem natomiast okazał się fakt, że jedną z nich była partnerka Aidana. Niech to szlag! Zaraz za moimi plecami wyczułam obecność mężczyzny, który podążał za mną. A może to właśnie blondynki szukał, a nie mnie. Zresztą nieważne.
- Cześć, jestem Elizabeth. - wyciągnęła w moją stronę schludną dłoń kobieta. Z bliska widać było jaka śliczna jest, aczkolwiek musiała być trochę starsza od Aidana. Może takie są bardziej w Jego typie...
- Sonia. Miło mi. - uścisnęłam rękę na powitanie i starałam się wyglądać przekonywująco, choć wyszło chyba z marnym skutkiem.
- Wiele o Tobie słyszałam, ale nie tak sobie Ciebie wyobrażałam. - niespodziewanie powiedziała, czym cholernie mnie zaskoczyła.
- Lizzy! - syknął Aidan. Widać, nie tylko ja wydawałam się zdziwiona. Już miałam zapytać, co miała na myśli, jednak rozmyślałam się. Kątem oka zauważyłam jak Josh i Aidan mierzą się wzrokiem. Coś tu było nie tak.
- Znacie się? - znowu byłam w szoku.
- Spotkaliśmy się raz czy dwa. - nerwowo przyznał Josh. Nie miałam pojęcia o ich znajomości...
- Niestety... - znowu wtrącił niezadowolony Aidan.
- Ktoś tu ma problem... - rzuciłam w stronę chmurnookiego.
- Możemy pogadać? - zapytał szeptem patrząc wprost na mnie. Nie ma mowy, nie teraz.
- Wybacz, ale spieszę się. Miłego wieczoru Państwu życzę. - posłałam uprzejmy uśmiech całemu towarzystwu, celowo omijając dwie nieprzychylne mi osoby. - Josh, idziemy?
Znowu uciekałam. Nie tak to miało wyglądać. Chciałam stawić Mu czoła, pokazać że nie jestem już tą samą zagubioną, naiwną dziewczyną, co rok wcześniej. Wróciłam po synka, który nadal grzecznie spał i zabrałam Go do domu. Odetchnęłam z ulgą, gdy tym razem Aidan nie wybiegł za mną. Nie miałam już sił na konfrontacje z Nim. Nie dzisiaj.
CZYTASZ
Przewinienie (cz.2.)
RomanceSonia w swoim 23-letnim życiu wycierpiała już wiele. Dlaczego los znów rzuca jej kłody pod nogi? Pragnęła być po prostu szczęśliwa, mieć kogoś kto ją pokocha. Czy to tak wiele? Czy to grzech mieć marzenia? Wkrótce Bóg wysłucha jej błagań, ale zrobi...