Rozdział 69.

1.7K 69 2
                                    

Sonia

Godziny zmieniały się w dni, dni w tygodnie i tak dalej... Minęło już całkiem sporo czasu, jednak miało to niewielki wpływ na moje samopoczucie.

Cole był żywym dzieckiem i zaczynał już nawet mówić pojedyncze słowa. Byłam z Niego dumna jako matka, ale poza macierzyństwem moje życie było puste.

Oddaliłam się od znajomych i przyjaciół, zamknęłam się w sobie i tak trwałam we własnym świecie. Jedynie z Joshem widywałam się regularnie, co było raczej nieuniknione jeśli mieszkało się drzwi w drzwi.

Kilka dni temu zostawiła Go dziewczyna, wydawało mi się, że nie było to nic poważnego, skoro trwało tak krótko, aczkolwiek chłopak od tego czasu jest jakiś apatyczny i wyraźnie smutny.

- Jak tak dalej pójdzie i w ciągu, dajmy na to, trzech lat, nikogo nie znajdziemy to weźmiemy ślub. Co Ty na to? - rzucił któregoś wieczoru żartem na co zareagowałam niepohamowanym śmiechem. Ostatnimi czasy bardzo rzadko miałam okazję się śmiać.

- Josh, wiesz, że Cię kocham, ale tylko jako przyjaciela. Nie chcę Cię okłamywać ani dawać Ci złudnych nadziei, bo to się nigdy nie zmieni. A Ty jesteś fajnym facetem, zasługujesz na miłość. Nie odbiorę Ci tej szansy. - przekonywałam nie owijając w bawełnę.

- Przecież doskonale o tym wiem. Ja też Cię nie kocham, no przynajmniej nie tak. Ale czy związek oparty na prawdziwej przyjaźni, szczerości i zaufaniu nie ma szans przetrwać? To zdecydowanie lepsze niż samotność. Oboje jesteśmy dorośli, straciliśmy osoby, które kochaliśmy i właściwie szansę na drugą szansę są znikome. A ja oferuję Ci wsparcie i oddanie. Będę dobrym mężem, zaopiekuję się Tobą i Colem. Nie mówię, że już teraz, ot tak. Ale kiedyś. Razem będzie Nam lepiej niż samotnie. Przemyśl to. - mówił całkiem poważnie, a ja nie wiedziałam jak zareagować. Bez wątpienia miał trochę racji, ale sama myśl, że ktoś inny niż Aidan będzie trwał u mego boku, jako mąż i ojciec mojego synka była przerażająca, była wręcz nie do przyjęcia. W moim sercu nie było pustki, była tam cześć należąca tylko i wyłącznie do błękitnookiego blondyna o przenikliwym spojrzeniu i zniewalającym uśmiechu. To się nigdy nie zmieni.

Tęskniłam za Nim. Brakowało mi tych nielicznych, choć jakże cennych chwil spędzonych razem, dotyku, czułości, ale i zwykłych rozmów, tych przez telefon również. To był zresztą najczęstszy sposób naszego kontaktowania się, gdy był na drugim końcu świata. W akcie desperacji, gdy znikałam za zamkniętymi drzwiami swojej sypialni, co wieczór wybierałam numer Aidana i wstrzymywałam oddech, gdy w głośniku rozbrzmiewał ten charakterystyczny, głęboki głos.

"Cześć, tu Aidan. Jeśli chcesz mi opowiedzieć o czymś ważnym, zostaw wiadomość. Na pewno oddzwonię."

Co wieczór słuchałam tych słów i opowiadałam Mu o tym, co u mnie i u nas. Opowiadałam Mu o Cole'u, o tym jak dzielnie znosił ból, gdy wyżynały mu się pierwsze ząbki, czy o dźwiękach jakie wydawał zanim udało mu się wreszcie złożyć wyraz "mama". Godzinami mówiłam o tym, jak dzień za dniem mija mi życie bez Niego. Snułam wizję niespełnionej przyszłości, takiej w której razem moglibyśmy wychowywać naszego synka i stworzyć pełen miłości dom. Czasem wracałam też do przeszłości i tłumaczyłam się z błędnych decyzji. Żałowałam, że pozwoliłam Mu żyć w nieświadomości i błędnym przekonaniu, co do moich uczuć względem Niego. Te dwa najważniejsze w życiu słowa nigdy jednak nie opuściły moich ust. I nie licząc Cole'a, szczerze wątpię, bym miała okazję jeszcze kiedykolwiek to komuś powiedzieć.

Tego dnia, albo raczej nocy, bo księżyc już mocno lśnił na niebie, leżałam otoczona pluszowymi mięciutkimi poduszkami i zdawałam przez telefon relacje z dzisiejszej rozmowy z Joshem. Ze śmiechem wspomniałam o jego przezabawnej propozycji. Nie mam pojęcia skąd w ogóle wziął się w jego głowie taki pomysł. Coś musiało się stać, lecz wyraźnie unikał tematu. Spróbuję to z niego wyciągnąć innym razem. Teraz skupiłam sie na obrazie w mojej wyobraźni - blondyn z chmurnym spojrzeniem i zaciętym błyskiem łypie groźnie na mojego przyjaciela, chcąc jasno zaznaczyć swoje terytorium, czyli mnie. Ta wizja wywołuje uśmiech na mych ustach, bowiem jestem przekonana, że Aidan na pewno by mi urządził scenę zazdrości. Nie jest typem, który lubi się dzielić. Pewnie nawet celowo chciałabym Go nieco sprowokować, by walczył o mnie. Potem leżąc w łóżku przygnieciona Jego zwalistym ciałem zapewniałabym Go, że w moim życiu liczy się tylko On.

Gdy skończyłam swój nieszczęsny monolog, z rozdartym sercem czekałam aż spełni obietnice i oddzwoni. To się jednak nigdy nie stanie...

Przewinienie (cz.2.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz