Cześć :)
Nareszcie udało mi się coś sklecić. Póki co szału nie ma, ale już niebawem akcja nabierze tempa. Cierpliwości :D
Jest mi bardzo miło, że coraz więcej osób interesuje się moim opowiadaniem i dziękuje za każde wyświetlenie, komentarz i gwiazdkę.
Życzę miłego czytania i pozdrawiam :*
***********************************************************************
Sonia
To się dzieje za szybko. Nie jestem jeszcze gotowa na jakiekolwiek deklaracje. Wystarczy mi zapewnienie, że mamy siebie "na wyłączność". Z początku martwiłam się o łączącą Aidana i Elizabeth relacje. Teraz jednak wierzę i ufam Mu, gdy mówi, że są tylko przyjaciółmi. Skoro tak, to co łączy dystyngowaną blondynkę z młodym doktorkiem?
- Cześć Słońce. Co tam słychać? - rozbrzmiał głos Josha w telefonie.
- No właśnie miałam spytać o to samo. Gdzie Ty się podziewasz? - dopytywałam.
- Zrobiłem sobie krótkie wakacje i przyjechałem do rodziców. Przepraszam, że nic Ci nie powiedziałem, ale jakoś samo tak wyszło. Nie planowałem tego wyjazdu. - mówił jakimś dziwnym tonem, którego wcześniej u Niego nie słyszałam. Coś przede mną ukrywa.
- Coś się stało? - zapytałam z troską. Miałam nieodparte wrażenie, że Jego ostatnio nieswoje zachowanie ma coś wspólnego z Elizabeth. Nawet nie mieliśmy okazji szczerze pogadać od czasu wesela.
- Nie. Czy to takie dziwne, że wziąłem kilka dni wolnego? Chyba mam takie prawo. - ciskał się piekielnie, co było zupełnie nie w Jego stylu. Jeszcze nigdy nie potraktował mnie tak oschle...
- Dobra, już nic nie mówię. Przepraszam. - zmieszałam się i od razu zamilkłam.
- Sonia, wybacz. To ja powinienem Cię przeprosić. To nie Twoja wina. - zachmurzył się jeszcze bardziej mój przyjaciel. Zrobiło mi się Go szkoda, bo wyraźnie Go coś gnębiło, lecz nie chciałam być wścibska.
- W takim razie odezwij się jak będziesz chciał pogadać, wiesz gdzie mnie szukać. - mimo najszczerszych chęci nie potrafiłam powstrzymać uczucia zawodu. Było mi przykro, że coś głębi mojego przyjaciela, a ja nie mogę Mu nawet pomóc.
Aidan
Kolejne zwłoki. Dostaliśmy cynk, że znaleziono kolejne ciało i może nas to zainteresować. Pojechałem na miejsce zbrodni przekonany, że zginęła jakaś przypadkowa osoba, ewentualnie któryś z pomagierów Bourdo. Na pewno nie liczyłem na to, że w kałuży krwi będzie leżeć Delongi. Facet, teraz już denat, dostał kulkę w łeb z bliskiej odległości. Jego tkanki rozbryzgały się na ścianie obok. Nieciekawa śmierć, nawet jak na takiego drania. Nie miałem jednak ani czasu ani ochoty użalać się nad tym... nie mówi się źle o zmarłych. Ale przynajmniej dostał na co zasłużył. Pytanie tylko, kto wymierzył sprawiedliwość? Czyżby podpadł szefowi? Co takiego musiało się stać, że z prawej ręki Bourdo stał się plamą czerwonej mazi na podłodze?
Sonia
Po rozmowie z Joshem byłam jakaś przybita. Myślami co chwilę wracałam do rozmowy z przyjacielem. Ażeby to była chociaż rozmowa...
Najchętniej bym się teraz spakowała na szybko i pojechała do Jego rodziny. Może wtedy chciałby ze mną gadać. Jaka szkoda, że nie mogę się nawet ruszyć, o ile transport publiczny w centrum jest niezły, to jeśli chodzi o dłuższe dystanse jest już problem, zwłaszcza biorąc pod uwagę podróżowanie z małym dzieckiem. Muszę poczekać, aż sam wróci.
W międzyczasie postanowiłam zapisać siebie i Cole'a na basen. Podobno pływanie świetnie wpływa na rozwój dziecka. Do tej pory nigdy nie miałam problemu podczas kąpieli, bo mały wprost uwielbia wodę, więc zajęcia na pływalni powinny przypaść Mu do gustu. Mi zapewne też się przydadzą. Poczekam jeszcze z ostrymi treningami, ale powoli trzeba wracać do formy. Albo chociaż złapać trochę kondycji, bo w formie to chyba nigdy nie byłam.
Próbowałam dodzwonić się do Aidana, by podzielić się z Nim nowym osiągnięciem, jednak bezskutecznie. Może jest zajęty i nie może odebrać, trudno.
Wieczorem spróbowałam ponownie, znowu bez odzewu. Starałam się jednak nie martwić na zapas, pewnego oddzwoni, gdy tylko znajdzie wolną chwile. Z tą myślą położyłam się spać.
Z płytkiego snu wyrwał mnie płacz synka. To nie był taki zwykły płacz, wyraźnie coś było nie tak. Wyskoczyłam z łóżka jak poparzona i w dwóch krokach znalazłam się przy łóżeczku. Cole marszczył czerwoną twarzyczkę i krzyczał wniebogłosy. Próbowałam nie panikować, jednak matczyny instynkt mówił mi, że dzieje się coś złego. Maluszek był mocno rozpalony, a śpioszki były aż mokre od potu. Wyjęłam z podręcznej apteczki termometr dla dzieci i gdy ten wskazał 40,4 stopnia wpadłam w panikę. Nie wiedziałam jak się zachować i jedyne na co wpadłam to telefon do naszego lekarza.
Wzięłam głęboki wdech i wykręciłam numer Dr Morgana. Teraz gdy już wiem, że jest On ojcem Aidana, notabene dziadkiem Cole'a, nie potrafię już traktować Go jak zwykłego lekarza, zawsze będzie kimś więcej, krewnym, przodkiem, nawet jeśli nie ma o tym pojęcia.
- Doktorze Morgan, potrzebuję Pańskiej pomocy. Cole... – zaszlochałam nie mogąc zapanować nad ogarniającym mnie przerażeniem.
- Sonia? - odpowiedział mi zaspany głos. Cholera, był środek nocy.
- Tak, to ja. Doktorze, nie wiem co robić. - płakałam do telefonu.
- Spokojnie. Co się stało? - dopytywał nie tracąc zdrowego rozsądku.
- Przepraszam Panie Morgan, ale Cole ma ponad 40 stopni gorączki. A ja nie wiem jak Mu pomoc. Co mam zrobić? - błagałam o radę. Nie myślałam rozsądnie, potrafiłam tylko skupić się na swoim malutkim syneczku. Jego dobro było dla mnie najważniejsze.
- Zrób Mu zimne okłady i czekaj na mnie. Zaraz przyjadę. Przyślij mi tylko dokładny adres. - odparł rzeczowo, a ja zrobiłam jak kazał.
Po godzinie, gdy żadne zaaplikowane leki ani inne sposoby nie działały, musieliśmy jechać do szpitala. Starałam się panować nad sobą, być silna, ale wtedy, gdy w grę wchodził mój synek zupełnie traciłam głowę. Doktor Morgan cały czas przy Nas trwał, użył swoich kontaktów i dzięki temu Cole dostał najlepszą opiekę i pomoc. Dzięki sprawnej interwencji specjalistów wkrótce potem stan chłopca się unormował, jednak lekarze wciąż szukali przyczyny tego nagłego zachorowania.
- Sonia - cichy głos Dr Morgana wystraszył mnie tak, że aż podskoczyłam na krześle. Musiałam przyznać przy łóżeczku Cole'a. Zdezorientowana rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu zegara, zauważyłam tylko, że dzień budził się już do życia.
- Wiadomo już coś? - zapytałam zmartwiona.
- Czekamy na wyniki z laboratorium. Ale spokojnie, teraz będzie już tylko lepiej. Nie martw się tyle, bo i Ty się jeszcze rozchorujesz. - głos starszego mężczyzny brzmiał kojąco. - A tak w ogóle to powinnaś wrócić do domu i chociaż chwilę odpocząć, zjeść coś. - już miałam stanowczo zaprzeczyć, gdy dopowiedział z łagodnym uśmiechem. - Ja z Nim posiedzę. Jest w naprawdę dobrych rękach, a po lekach będzie spać jeszcze przynajmniej kilka godzin. Zadbaj o siebie, Cole Cię potrzebuje i musisz być w formie. - to były akurat dobre argumenty i tylko dlatego dałam się przekonać.
- Za godzinkę będę z powrotem. Dziękuję Doktorze Morgan. - posłałam Mu uśmiech pełen wdzięczności i wyszłam.
CZYTASZ
Przewinienie (cz.2.)
RomanceSonia w swoim 23-letnim życiu wycierpiała już wiele. Dlaczego los znów rzuca jej kłody pod nogi? Pragnęła być po prostu szczęśliwa, mieć kogoś kto ją pokocha. Czy to tak wiele? Czy to grzech mieć marzenia? Wkrótce Bóg wysłucha jej błagań, ale zrobi...