Rozdział 21.

1.9K 88 0
                                    

**************

Mam nadzieję, że już będzie coraz ciekawiej. Miłego czytania :)

**************

Aidan

- Zrobię wszystko, aby dorwać tego dziada! - Wrzeszczy, nieco bełkotliwie już, Elizabeth.

- Wyluzuj Mała, na dziś chyba wystarczy. Chodź, zaprowadzę Cię do pokoju. - chwyciłem blondynkę pod ramiona, a ona uwiesiła się na mnie bez wahania. Powoli, krok za krokiem, aż znaleźliśmy się w wynajmowanym przez nią pokoju hotelowym. Nie była stąd, przyjechała dla Bourdo, ale wtedy wszystko się rypło.

- Okłamał mnie. Ten jebaniec ma żonę, ma dzieci. Dlaczego zapomniał o nich wspomnieć? - żaliła się kobieta, pogrążona jakby w transie. Dobrze, że siedziała już na łóżku, bo inaczej mogłaby polecieć.

- Pamięć nie ma tu chyba nic do rzeczy. Zrozum, że nie mógł Ci wyznać prawdy, choć nawet nie wiem, czy on zna takie słowo. Jego życie to jedno wielkie kłamstwo.

- Ale mówił, że mnie kocha. - ciągnęła swój wywód wstawiona Elizabeth. Była jednak na tyle przytomna, by wstać, rozebrać się do bielizny i położyć się jak należy. Gdy przyłożyła głowę do poduszki zapytała nieco spokojniejszym już tonem - Byłam tylko jego zabawką. Zwykłą dziwką, którą miał na każde skinienie. Jestem idiotką, jak mogłam się niczego nie domyślić. - łzy zaczęły spływać po delikatnej skórze policzków dziewczyny, a wtedy moje serce zabiło mocniej.

- Przykro mi, że to Cię spotkało. Ale nie bądź dla siebie zbyt ostra, to nie Twoja wina, że dałaś się omamić i nabrać na jego czułe słówka. Chodź to nie najgorsze z jego uczynków, to zdaję sobie sprawę, że dla Ciebie okazały się bardzo krzywdzące. Niestety faceci to idioci, zwłaszcza gdy chodzi o kobiety. - nie mogłem patrzeć jak cierpi. Była nawet starsza ode mnie, po niewinności nie pozostał żaden ślad, a jednak. Leżała teraz i płakała jak dziecko, bo została oszukana i zdradzona. To wszystko wina Bourdo. Więc dlaczego miałem wyrzuty sumienia?

- Ty na pewno taki nie jesteś. - odpowiedziała z wyczuwalną nutką optymizmu w głosie.

- Muszę Cię zmartwić, bywam jeszcze gorszy.- przed oczami ukazała mi się scena z Sonią, wtedy przed domem. No właśnie, potępiam innych, a sam nie jestem lepszy.

- Chodzi o kobietę? - zapytała z uwagą.

- Nie chcę o tym gadać. - uciąłem temat. - Powinnaś iść już spać.

- Nie jestem śpiąca. I nie chcę zostać sama. Możesz jeszcze nie wychodzić? Proszę, Colin. - zapytała z takim żalem w głosie, że nie mogłem jej odmówić. W ogóle miała w sobie coś takiego, że przy niej czułem rzeczy, których nie chciałem czuć. Wcale nie chciałem nic czuć. No może poza ciałem tej kobiety.

- Zostanę, ale muszę Ci coś najpierw powiedzieć. Moje prawdziwe imię to Aidan. Możesz się tak do mnie zwracać, gdy będziemy sami. - wyjaśniłem, a blondynka tylko skinęła na potwierdzenie i zrobiła mi miejsce na wielkim łóżku. Nie wiedziałem czego oczekiwała.

- Mam Cię przytulić i poczekać aż zaśniesz? - zapytałem dla pewności.

- Masz sprawić, że będzie mi się lepiej zasypiało. Możesz? - Cholera, nie potrafiłem odmówić. A może po prostu nie chciałem.

Delikatna dłoń sunęła po moim ciele, wywołując we mnie burze. To była dla mnie nowość. Seks w łóżku był dla mnie taką rzadkością, że wręcz czułem się nieswojo. Jednym zwinnym ruchem podniosłem pół nagie ciało swojej partnerki i zaniosłem do łazienki. Rozebrałem nas oboje i wsunęliśmy się pod prysznic. Kabina była na tyle przestronna, że mieliśmy duże pole manewru. Woda lała się z deszczownicy, a ja raz za razem zatapiałem się w miękkim ciele. Jej mokra skóra z plaśnięciem odbijała się od zaparowanych płytek. To nie był akt miłości, to był akt desperacji. Żadne z nas nie patrzyło drugiemu w oczy. Nie wiem jak Lizzy, ale ja w tym momencie nie zamierzałem o niczym myśleć i niczego analizować. Przymknąłem powieki i wykonałem ostatni ruch zanim z niej wyszedłem i wystrzeliłem na szklaną barierę. Woda zmyła wszelkie dowody jeszcze zanim oddechy wróciły do normy. Umyliśmy się dokładnie, wysuszyliśmy i pokierowałem blondynkę do łóżka.

- Poradzisz już sobie? - zapytałem bezpośrednio, choć wiem jak to mogło zabrzmieć.

- Nie ma sprawy. Idź. - mówiła już prawie przez sen. - Dobranoc Aidan.

- Dobranoc, Lizzy.

Wyszedłem z hotelu, a nocne powietrze owiało moje zgrzane ciało. Zbierał się mróz, co w Europie nie jest takim zaskoczeniem jak w Stanach. Z moich ust wydobywał się obłoczek pary, gdy pieszo wracałem do wynajmowanego mieszkania. Po powrocie wyjąłem z lodówki butelkę zimnego piwa i padłem na kanapę. Nawet nie włączyłem telewizora. Pod mymi powiekami rozgrywał się inny scenariusz. Taki, z którego nic nie rozumiałem. Wypiłem wszystko jednym duszkiem i wiedziony impulsem chwyciłem telefon. Wybrałem numer, którego miałem już nigdy nie używać, jedyny w spisie, nieopatrzony nazwą, który i tak znałem już na pamięć.

Jeden sygnał, drugi sygnał, trzeci, czwarty...

- Halo? - fala emocji zaatakowała moje zmysły tak, że nie mogłem wydusić słowa. - Halo! - Pytał głos w słuchawce. Głos, który śnił mi się po nocach. Głos, który jako jedyny wzbudzał we mnie uczucia, o których nie chciałem pamiętać. - Josh, jeśli to Ty to przestań robić sobie jaja i rusz swój zgrabny tyłek, bo czekam na Ciebie od godziny. Masz minutę! - I rozłączyła się nagle zostawiając mnie z jeszcze większą mieszanka emocji i myśli w głowie.

Tym razem chwyciłem butelkę szkockiej i ostatnie, o czym pomyślałem przed snem to " Jestem idiotą!" .

Przewinienie (cz.2.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz